niedziela, 19 lutego 2017

Hultajstwo w tarapatach

Na początku lutego zadzwoniła do mnie pani dyrektor ze szkoły, żeby mnie powiadomić, że Krzysiek narozrabiał. W tarapaty wpadli razem z kolegą.

Po pierwsze, w czasie zajęć rysowali sobie Statuę Wolności  i nie o sam fakt przekładania wartości artystycznych nad zajęcia dydaktyczne chodziło, ale o to, że Statuę przedstawili w wersji męskiej ze szczegółami anatomicznymi. Wiadomo, diabeł tkwi w szczegółach.

Po drugie, chłopcy licytowali się, kto wymyśli najbardziej "śmiertelny" kawał jaki można komuś wywinąć. Krzysiek wymyślił dolanie do butelki z wodą odkażacza do rąk. Kolega uznał pomysł za doskonały i jeszcze tego samego dnia go zrealizował. A następnego dnia obaj chłopcy wylądowali na dywaniku u pani dyrektor.

Pani dyrektor poinformowała chłopców, że takie obsceniczne rysunki są obraźliwe i dlatego nie należy ich rysować a wychowawczynię poinstruowała, że ma pilnować by obaj zawsze mieli dodatkowe zadania do wykonania kiedy już uporają się z tymi zaplanowanymi, by nie mieli czasu na zabawy w artystów specjalizujących się w aktach.

Natomiast sprawa odkażacza do rąk dodanego do butelki z wodą została potraktowana bardziej poważnie. Najpierw pielęgniarka szkolna przeszkoliła obu w kwestii potencjalnych zagrożeń wynikających z tego typu kawałów, a pani dyrektor przeprowadziła z nimi rozmowę mającą na celu uświadomienie im różnicy pomiędzy światem realnym a fikcją z zaznaczeniem, że to co jest zabawne i dopuszczalne w filmach, książkach i na uTube, w realnym życiu, rządzącym się innymi zasadami, nie jest już takie zabawne i nie powinno mieć miejsca.

Potem chłopcy mieli do wykonania szereg projektów związanych tematycznie z zatruciami, kawałami, które mogą stanowić zagrożenie zdrowia lub nawet życia, stosowności takowych.

Ciągnęło się to przez kilka dni, a czwartego (ostatniego) dnia chłopcy dostali do rozwiązania quiz, i chyba przekonali panią dyrektor, że pojęli, że fikcyjny świat ma się nijak do rzeczywistego, w którym oni funkcjonuję, a także, że dotarło do nich, że żarty mają dość wyraźnie zarysowane granice, których przekraczać nie wolno bo w końcu im odpuściła.

Przez te wszystkie dni Krzysiek w domu zażarcie odmawiał okazania jakiejkolwiek skruchy o uznaniu winy nawet nie wspominając, aż w końcu tego ostatniego dnia przyznał, że źle zrobili i że nie warto było.

Mam nadzieję, że wyciągnie słuszne wnioski z całej tej afery i już więcej nie będę otrzymywała tego typu telefonów ze szkoły. Zdecydowanie wolę, kiedy chwalą moje dziecko.

W domu nie obyło się bez kary: miesiąc bez tabletu a do tego odwołane nocowanie u kolegi.
A do tego kilka wykładów, że nie warto, i nie należy pleść na głos wszystkiego co ślina na język przyniesie.

Ubawiłam się nieźle, kiedy rozgoryczony Krzysiek stwierdził, że jak w szkole mówi "dobre" rzeczy to go nikt nie słucha, a jak podał pomysł z odkażaczem, to zaraz wszyscy zwrócili uwagę. Powiedziałam mu, że ja też tak mam - ani on ani Emilia nigdy nie słuchają, kiedy mówię im te "dobre" rzeczy a wystarczy, że raz mi się wymsknie coś niedorzecznego bądź khm... coś czego nie da się pochwalić, a wypominają mi to bez przerwy (i bez litości). Dziecię spojrzało na mnie z osłupieniem a po chwili dojrzałam oznaki zrozumienia.
Właśnie tak to działa synku, ZAWSZE!

7 komentarzy:

Urszula97 pisze...

Cóż,zdarza się w tym wieku,rozmaite młodzież ma wybryki, to też należy do życia,nie pochwalam ale prędzej czy później coś natworzą,nie pomyślą lub dla tkzw.szpanu.

hrabina pisze...

ach te nasze pociechy!!!! to i tak dobrze,że po prostu dyrektor Cię wezwał, a nie jakaś szalona matka napadła z wymyślonymi bzdurami(jak to miało miejscew moim przypadku) grożąca mi sądem i innymi takimi... :) życie...

Myślę, że dziecko tak pokierowane, tak wychowywane, jak Twoje, na pewno będzie powoli rozumiało świat(świat realny, nie zawsze tak przyjazny jakbyśmy chcieli) i będzie myślało o konsekwencjach swoich czynów. tylko na wszystko trzeba czasu... ach, jak to łatwo się pisze komuś ;)!

Motylek pisze...

Urszula - ano ma, niestety, a rodzice się martwią czy im przejdzie, czy tak już zostanie.

Hrabina - No to widzę, że nieźle podżyłaś! Na szczęście obyło się bez konfrontacji z szalonymi rodzicami. I jakoś łatwiej rozmawia się przez telefon - nie usiałam iść do szkoły, więc było mi nieco łatwiej... Ale i tak mocno się zdenerwowałam tą całą sytuacją.
Pani dyrektor nabiła sobie u mnie punktów za rozegranie całej tej sytuacji - zamiast krzyczeć i grozić chłopakom, postawiła na edukację, tłumaczenie i wyjaśnianie. Myślę, mam nadzieję, że skutek będzie lepszy.

Mam nadzieję, że będzie tak jak piszesz, tylko kiedy... Ach ten czas, tak relatywnie powoli płynie w TEJ kwestii.

Motylek

Anonimowy pisze...

Zawsze uwazalam ze Lady Liberty ma takie meskie rysy, wiec kto tam wie co pod luznymi szatami ukrywa, he he. I dobrze ze Krzys nie znal bedziej zabojczych substancji niz odkazacz (swoja droga, mam nadzieje, ze nikt tej mistury nie lyknal).
Ale miejmy nadzieje, ze ten typ "popularnosci" Krzyskowi sie nie spodoba za bardzo i nie da sie wciagnac w nastepne sytuacje. Bo, niestety, to dopiero poczatek nastoletnich wyglupow...
P

Motylek pisze...

Poziomko - na szczęście nikt mikstury nie zakosztował a ja mogę jedynie mieć nadzieję, że zanim Krzysiek zacznie wprowadzać w czyn kolejny pomysł, zastanowi się nieco czy warto. Na razie konsultuje ze mną potencjalne kawały i ja oceniam czy to bezpieczne dla innych czy nie. Jeśli chodzi o świńskie obrazki - chyba wszystkie chłopaki przechodzą przez taki okres zainteresowania - pamiętam ze swoich szkolnych lat chłopaki w klasie mieli podobne fascynacje i wyrośli z tego.

Motylek

Anonimowy pisze...

Hmmm, powiedzmy szczerze, nie tyle wyrosli, ile przestawili sie na zywe modele.
P

Motylek pisze...

Poziomko - jak zwał tak zwał, ale nie podsuwają już koleżankom pod nos świńskich obrazków i nie lądują u dyrekcji na dywaniku z tego powodu...
Motylek