Przy strumieniu Rock Creek, w ręce Krzysia wpadło stworzonko z rodziny salamandrowatych: szaro-bure z jaskrawym pomarańczowym brzuszkiem.
Pacyfotryton szorstki |
Kiedy pokazałam zdjęcia w pracy, powiedziano mi, że to newt czyli traszka. Chciałam się dowiedzieć czegoś więcej i szperając w internecie, na stronie Oregon Department of Fish and Wildlife (Ministerstwo Środowiska) natrafiłam na listę płazów występujących w Oregonie (KLIK).
Po lekturze wyszło mi na to, że maleństwo owo to Rough-skinned Newt (Taricha granulosa) czyli pacyfotryton szorstki (KLIK).
Chłopaki chcieli sprawdzić czy po odcięciu ogona zwierzątko przeżyje i ogon na nowo mu odrośnie, ale im na to nie pozwoliłam i pacyfotryton został wypuszczony na wolność kiedy już wszystkie dzieci nacieszyły się jego widokiem
Nie miały tyle szczęścia małże kalifornijskie (Mytilus californianus: KLIK), zebrane wczesnym rankiem podczas odpływu przez kolegę. Skończyły w brzuchach miłośników owoców morza po ugotowaniu lub upieczeniu w żarze ogniska.
Z owoców morza jadam jedynie rybę, i do tego rzadko, więc konsumpcję sobie odpuściłam.
Odpoczywając nad potokiem przy jego ujściu do oceanu natknęliśmy się na jeszcze jedno żyjątko - niewielkiego węża, który zwrócił naszą uwagę barwnym szlaczkiem na ciele. Gdyby nie ten kolor, nie zauważylibyśmy go wśród kamieni na plaży.
Przy identyfikacji przydatna okazała się lista wężów występujących w Oregonie (KLIK) - lista znaleziona na stronie Oregon Department of Fish and Wildlife (Ministerstwo Środowiska).
Okazuje się, że to pończosznik prążkowany czyli Thamnophis sirtalis (KLIK).
Pończosznik prążkowany |
Wąż drzemał sobie wśród nagrzanych kamieni ale nasze najście spłoszyło go - umknął do wody, szybko przepłynął otwartą przestrzeń zakola i schował się pod częściowo zanurzonym w wodzie suchym pniem. Nastąpiło to tak szybko, że udało mi się zrobić dwa zdjęcia i to bez zbliżeń.
4 komentarze:
Ciekawe to ale ja bym uciekała gdzie pieprz rośnie,nie lubię takich gadów,
Takie spotkania z naturą są niebywale atrakcyjne dla dzieci, choć nie tylko :) bo dorośli też pewnie mają sporo radości.
O fuj! Cóż za obślizgły wpis! :)
Zwierzątka to ja owszem, lubię, ale tylko na filmach przyrodniczych, bo tak w kontaktach osobistych to już raczej niekoniecznie.
A małże zaliczają się do jednej z niewielu rzeczy, których nie jadam, ze względu na konsystencję właśnie :/
Ale widać, że rodzinka zachwycona, a o to przecież chodzi :)
Ps. Dziękuję za komentarz pod moim wpisem o Libratusie - odpisałam po ... trzech miesiącach. Przepraszam :)
Urszula - ja też nie lubię takich gadow, ale dzieci ciekawe, więc co było robić...
Hrabina - dzieci chyba wolą to niż oglądanie zwierząt w zoo. Mi natomiast wystarczy samo oglądanie. dotykać już niemuszę,
fidrygauka - jak wyżej! Libertus - lepiej późno niż wcale!
Motylek
Prześlij komentarz