Dzisiaj kilka ujęć życia obozowego.
Na początek - testowanie sprzętu. Latarka-czołówka musi działać!
W oczekiwaniu na przyjazd kolegów, Krzyś dopija resztki cywilizacji - bardzo niezdrowy brązowy napój bąbelkowy. A Emilia nadal testuje sprzęt obozowy - tym razem scyzoryk szwajcarski brata. Nie pocięła się, bo nie potrafi go jeszcze otworzyć.
Czekanie na kolegów nieco się przedłużało, Krzyś pobiegł więc nad wodę sprawdzić co trzeba - wiadomo, czy woda mokra, ciepła, itp.
Na kempingu jadamy iście po amerykańsku, czyli obżeramy się straszliwie. Ale nie tylko kiełbaską smażoną na ognisku. Mieliśmy też czereśnie. Emilii bardzo smakowały - jadła je razem z pestkami. A sok ściekał po brodzie.
Każde miejsce kempingowe wyposażone jest w obręcz, w której można palić ogień oraz stół i ławki. Ale niektórzy wolą jadać posiłki na przenośnych lodówkach.
Samochód stał bezczynnie tak długo, że trzeba było sprawdzić czy wszystko z nim w porządku. Emilia rwała się do tej roboty, że hej!
A po długim dniu w upale i znoju, nadszedł czas na zmycie z buzi resztek jedzenia a z reszty ciała - całego obozowego brudu.
Po relaksującej kąpieli, zmęczone dziecko zasnęło w mgnieniu oka .
W tym roku ze spaniem było dużo lepiej niż w poprzednim roku - Emilia mniej się budziła i nie wykopywała ze śpiwora, więc nie zmarzła. Choć noce nie były aż tak zimne.
2 komentarze:
świetny wyjazd i super relacja!
Anka
wspomnienia z takich wakacji to najpiękniejsze wspomnienia o najlepszych wakacjach.. poplątane, ale długo pozostają w pamięci...
Prześlij komentarz