Jeszcze w czerwcu woziłam Krzysia na półkolonie przy kościele luterańskim.
Trochę daleko od nas, ale za to zajęcia odbywały się w godzinach umożliwiających mi spokojne pójście do pracy, czyli od 9 rano do 3 po południu.
Okazało się, że moje dziecko spotkało tam kolegę z karate, dzieci naszych polskich znajomych, a jednym z wolontariuszy był ministrant z naszego, jak najbardziej katolickiego, kościoła.
Dzieci chodziły do pobliskiego parku, uczyły się piosenek, grały w różne gry, wykonywały projekty plastyczne, oglądały przedstawienia kukiełkowe, słuchały opowieści biblijnych, same przyrządzały sobie przekąski, a w środę pojechały na najprawdziwszą wycieczkę z chodzeniem po lesie i kąpielą w basenie. Całe 6 godzin miały dzieci wypełnione ciekawymi zajęciami, więc nie tylko Krzyśkowi bardzo się podobało. Jedyna krytyczna uwaga odnosiła się do długości półkolonii, które trwały zaledwie 5 dni, ku rozpaczy dzieci, a przypuszczam, że i rodzice chętnie widzieli by wydłużenie zajęć o kolejny tydzień. Zwłaszcza, że cena była bardzo przystępna ($35).
W niedzielę, dzień przed rozpoczęciem półkolonii, odbył się piknik, na który wybraliśmy się, żeby poznać osoby, które miały się zajmować dziećmi. Gorąco było straszliwie, więc nie brałam aparatu, ale kilka zdjęć telefonem zrobiłam.
Na stronie kościoła luterańskiego są zdjęcia z półkolonii minionych lat, ale tegorocznych jeszcze nie ma. Podaję jednak linka, bo może niebawem strona zostanie uaktualniona. LINK
W tym tygodniu moje dziecko bierze udział w zajęciach Wakacyjnej Szkółki Biblijnej (Vacation Bible School), organizowanej przez naszą parafię. Już w zeszłym roku zapisałam Krzyśka na VBS, a że bardzo mu się podobało, zapisałam go i w tym roku. Szkoda tylko, że zajęcia trwają tylko 3 godziny dziennie, też tylko przez jeden tydzień.
Po pierwszym dniu dziecko bardzo zadowolone - kiedy go odbierałam, rozrabiał z kolegą, z którym razem przygotowywali się do pierwszej komunii. (Zdjęcia z zajęć szkółki do obejrzenia tutaj.)
Trochę daleko od nas, ale za to zajęcia odbywały się w godzinach umożliwiających mi spokojne pójście do pracy, czyli od 9 rano do 3 po południu.
Okazało się, że moje dziecko spotkało tam kolegę z karate, dzieci naszych polskich znajomych, a jednym z wolontariuszy był ministrant z naszego, jak najbardziej katolickiego, kościoła.
Dzieci chodziły do pobliskiego parku, uczyły się piosenek, grały w różne gry, wykonywały projekty plastyczne, oglądały przedstawienia kukiełkowe, słuchały opowieści biblijnych, same przyrządzały sobie przekąski, a w środę pojechały na najprawdziwszą wycieczkę z chodzeniem po lesie i kąpielą w basenie. Całe 6 godzin miały dzieci wypełnione ciekawymi zajęciami, więc nie tylko Krzyśkowi bardzo się podobało. Jedyna krytyczna uwaga odnosiła się do długości półkolonii, które trwały zaledwie 5 dni, ku rozpaczy dzieci, a przypuszczam, że i rodzice chętnie widzieli by wydłużenie zajęć o kolejny tydzień. Zwłaszcza, że cena była bardzo przystępna ($35).
W niedzielę, dzień przed rozpoczęciem półkolonii, odbył się piknik, na który wybraliśmy się, żeby poznać osoby, które miały się zajmować dziećmi. Gorąco było straszliwie, więc nie brałam aparatu, ale kilka zdjęć telefonem zrobiłam.
Na stronie kościoła luterańskiego są zdjęcia z półkolonii minionych lat, ale tegorocznych jeszcze nie ma. Podaję jednak linka, bo może niebawem strona zostanie uaktualniona. LINK
W tym tygodniu moje dziecko bierze udział w zajęciach Wakacyjnej Szkółki Biblijnej (Vacation Bible School), organizowanej przez naszą parafię. Już w zeszłym roku zapisałam Krzyśka na VBS, a że bardzo mu się podobało, zapisałam go i w tym roku. Szkoda tylko, że zajęcia trwają tylko 3 godziny dziennie, też tylko przez jeden tydzień.
Po pierwszym dniu dziecko bardzo zadowolone - kiedy go odbierałam, rozrabiał z kolegą, z którym razem przygotowywali się do pierwszej komunii. (Zdjęcia z zajęć szkółki do obejrzenia tutaj.)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz