niedziela, 27 lipca 2014

Sobota nad Crescent Lake

W sobotę wybraliśmy się nad jezioro Crescent Lake.


Nasi znajomi wybrali się tam pod  namiot na kilka dni, ale my spędziliśmy z nimi tylko jeden dzień, i na noc wróciliśmy do domu.

Jezioro Crescent Lake położone jest dość wysoko w górach Kaskadowych, na wysokości 1475 m. Drzewa wokół marniutkie - widać, że na tych piaskach, suchych latem niczym pieprz, a zimą wychłostane wiatrami, mają ciężkie warunki.

Samo jezioro okazało się świetnym miejscem dla dzieci. Brzeg łagodny, piaszczysty z odrobiną żwirowych kamyków, piasek ciemny, wulkaniczny, żwirek - żółty. Budowle piaskowo-żwirowe były zatem dwukolorowe.


Znajomi rozbili namioty niemal nad samą wodą, a z plaży roztaczał się widok na szczyt Diamond Peak.


Ponieważ w ciągu dnia ten zakątek plaży cieszył się sporym zaiteresowaniem innych wypoczywających, przespacerowaliśmy się kilka minut wzdłuż brzegu i za cypelkiem znaleźliśmy jeszcze ładniejszą plażę, pustą, którą natychmiast zaanektowaliśmy dla siebie.


Dodatkową zaletą był zalew utworzony między właściwym brzegiem a łachą piasku, w którym woda była cieplutka i płyciutka - maluchy mogły się pluskać bezpiecznie.

Tuż obok wybijało źródełko, wody którego, w postaci strumienia, zasilają jezioro. Woda źródlana była tak pierońsko zimna, że nie dało się w niej wystać dłużej niż chwilkę. Rekord pobiła córka znajomych, mocząc w tej lodowatej wodzie nogi aż 3 minuty! Do chłodzenia napojów, natomiast, temperatura wody była bardzo odpowiednia.

Nieopodal dzieci odkryły kolonię żabek, i biedne gadziątka nie miały spokoju - dzieciaki łapały je, a potem urządzały im terraria, albo po prostu nosiły jak maskotki - żaby okazały się ogromną atrakcją!


Emilia, bardzo szybko doszła do wniosku, że w ubraniu nie będzie jej tak wygodnie jak na glaska (wymowa oryginalna), rozebrała się w oka mgnieniu, i nie skrępowana ubiorem brykała w wodzie. Kilkuletnia córka znajomych pozazdrościła Emilii, zrzuciła swój strój kąpielowy i obie dziewczynki hasały w stroju Ewy.

Krzysiek nie zabrał kąpielówek, bo stwierdził, że on kąpać się nie będzie. Ale pogoda była tak piękna, a woda ciepła, że i tak się kąpał, tyle, że w spodenkach, które potem szybko wyschły.

Sielanka na tej złotej plaży trwała kilka godzin, aż zgłodnieliśmy. Pozbieraliśmy manatki i wróciliśmy do obozowiska znajomych. I już tam zostaliśmy do wieczora. Inni ludziska wrócili do swoich namiotów więc ten kawałek plaży mieliśmy do własnej dyspozycji.

Krzysiek, zmęczony zabawą, zaszył się w samochodzie z przemyconym tabletem - i tak oto odpoczywał.


A jak siły wróciły, znowu hasał po plaży.

Emilii ani w głowie były jakiekolwiek drzemki - wytrzymała bez spania do końca. A zebraliśmy się do domu, kiedy pierwsze gwiazdy pojawiły się na niebie, a wraz z nimi - komary. Jeszcze nie wyjechaliśmy z terenu pola namiotowego a Emilia już słodko spała. Jakiś czas potem dołączył do niej starszy brat.


1 komentarz:

splocik pisze...

Rozmarzyłam się...
Cudne widoki...
Dziecko (Emilia) patrzące na wodę.
Piasek, woda - na niej łódka, a w oddali góry i ośnieżone szczyty... i dziecko patrzące w stronę gór - czyż to nie nastraja???
Przepiękne ujęcie.
Pozdrawiam ciepło.