poniedziałek, 21 lipca 2014

Zignic 2014

W sobotę wybraliśmy się na doroczny piknik organizowany przez mojego pracodawcę, zwany, od jego imienia Zignikiem. Zignic ma długą tradycję, odbywa się co roku od ponad trzydziestu lat, a ja pierwsze zaproszenie otrzymałam 8 lat temu, w pierwszym tygodniu pracy. W 2007 roku poświęciłam już tej imprezie wpis - można sobie poczytać tutaj.

Krzysiek, sam, nie pytany, obwieścił co najbardziej lubi na tym pikniku - napoje w puszkach (po angielsku: soda).

Bo raz do roku może ich pić ile chce. Normalnie nie kupuję a na innych imprezach ma limitowane. Ale raz na rok niech się dziecko opije i cieszy - wylatał się po lesie, to trochę tego cukru spalił.

Niestety, skoro brat żłopał sodę, to i Emilia musiała.


Większość zawartości puszki wylądowała na ubraniu, na szczęście przewidziałam tego typu awarię (choć myślałam, że to raczej tradycyjne jedzenie będzie powodem przebrania) i miałam rzeczy na przebranie.

Zdjęcie zrobiłam jedno, telefonem - aparatu nie brałam. Do noszenia mieliśmy krzesełka, więc ograniczyłam wszelkie inne rzeczy do dźwigania.

1 komentarz:

splocik pisze...

Piękna tradycja, a ja spoglądam na piękne widoczki malowane ręką szefa.
Emilka jak zwykle super modelka :)))
Pozdrawiam ciepło.