sobota, 14 grudnia 2013

Atak zimy - podsumowanie


Krzyś i Emilia udają się w śnieżną dal naszej ulicy .

Zima stulecia odeszła, powędrowała dalej, pozostawiając po sobie setki zdjęć i dreszcz, przebiegający po plecach na samo wspomnienie paraliżu, jaki ogarnął całe miasto w czasie jej wizyty.

No bo jak się dziwić panice, kiedy do miasta, w którym zimy bywają tak łagodne, że listonosze cały rok dostarczają przesyłki w krótkich spodenkach, nagle dociera rekordowo długa fala zimna, i nie dość, że pozostaje w miejscu przez niemal dwa tygodnie, to jeszcze prawie bije rekord chłodu od czasów rozpoczęcia pomiarów meteorologicznych, czyli od końca XIX wieku.

Najniższą, zanotowaną w minionym tygodniu u nas temperaturą, było - 23°C. 
To zaledwie o jeden stopień cieplej niż w 1972 roku, kiedy to temperatura spadła do - 24° C. Czyli było zimno.

Emilia, zmęczona przedzieraniem się przez śnieg po kolana 

Spadł też śnieg.

Niby nie aż tak wiele - u nas około 30 cm, ale to i tak jakieś 10 razy tyle co spada tutaj przeciętnie przez całą zimę. I zazwyczaj topnieje w ciągu kilku godzin. A tym razem, z racji temperatury, śnieg miał się dobrze i skrzył się promieniach słońca przez calutki tydzień.

Kołaj! - sąsiedzka wizyta

Ludziska pozamykali się w domach, i kto nie musiał, nosa z domowych pieleszy nie wystawiał. Szkoły pozamykano na cztery spusty i dopiero w piątek, po całym tygodniu prawdziwie zimowych ferii, rodzice mogli nieco odpocząć, posyłając pociechy na lekcje. Wszystkie zajęcia poza lekcyjne również odwołano.

Krzyś, sprawdzający jak się jeździ po śniegu na hulajnodze

Warunki drogowe były kiepskie, z każdym dniem gorsze, bo miasto nie jest przygotowane na tego rodzaju kataklizm. Przy okazji okazało się, że u nas nie sypie się solą, bo Oregon nieoficjalnie jest stanem, w którym nie używa się soli do posypywania dróg. Główne drogi posypywano żwirem. Podobno jeździły też jakieś pługi, ale ciężko się było dopatrzeć śladów ich działalności.

Jednym słowem, drogowcy, jak w wielu innych miejscach i w innych krajach nie byli przygotowani i zawalili na całej linii.

W niektóre miejsca nie docierała poczta, służby oczyszczania miasta przegrały z naturą i nie dawały rady wywozić śmieci w ustalonych terminach. Do nas dotarli dwa dni po terminie, ale my raczej nie produkujemy stert śmieci i nasz kontenerek, najmniejszy z możliwych, i tak nie był pełen.

Dzień trzecie - śnieg na trawniku przed domem nieco udeptany, asfalt na ulicy nadal pod śniegiem.

Siedzieliśmy więc w domu, cieszyliśmy się zimą, aczkolwiek z każdym dniem z mniejszym entuzjazmem. Po tych siedmiu dniach mamy dosyć aż do  następnego roku - zimy może już u nas nie być w tym sezonie. No, może z wyłączeniem Bożego Narodzenia...

Powrót ze spaceru

We wtorek przedszkole powróciło do normalnej pracy - nie ma to jak prywatna firma! Mogłam więc pojechać do pracy, zabierając ze sobą Krzysia, zachwyconego możliwością pogrania na moim służbowym komputerze. W czwartek ponownie pojechał ze mną do pracy - tym razem wyskrobał ze skarbonki drobniaki i nakupił puszek z napojami z pracowego automatu.

Jakoś trzeba było zagospodarować tyle wolnego czasu. Krzyś powyciągał po kolei wszystkie zabawki i bawił się nawet tymi, które od dawna leżały zapomniane w szafie. Wymyślał też sam zabawy typu Piraci (zdjęcia w poprzednim wpisie). Sporo oglądał kreskówek, grał na komputerze, ale też i czytał. Chyba i on sam z radością przyjął powrót do szkoły. Ja - z ulgą. Byłam już zmęczona tym zamknięciem z Milusińskimi...

5 komentarzy:

hrabina pisze...

to Was dopadło! zdjęcia niesamowicie pięknie zimowe.
kiedy tak czytałam Twój opis zimy stulecia, od razy przypomniała mi się sytuacja sprzed 3 lat, kiedy u nas zamarzła woda i nie mieliśmy grzania od wigilii przez całe święta, a temp. dochodziły do -12. wiem, to bez porównania, ale przy naszych domkach z tektury... do tej pory słabo mi się robi. I tak, jak u Was, było wszystko sparalizowane, samochody tańczyły walce na drogach, pozamykane wszystko... dlatego tak cieszę się każdym rokiem, kiedy mamy normalną, irlandzką zimę, ze średnimi na plusie:)

Anka

Leptir pisze...

z zimy najwięcej cieszą się dzieci....śliczne zdjęcia....
ale ja nie lubie zimy i na szczęście u nas jeszcze nie ma sniegu....
serdeczności

http://leptir-visanna6.blogspot.com/

Motylek pisze...

Hrabina - ja też pamiętam jak o tym pisałaś. Właśnie żeby nam nie popękały rury paliłam ostro w kominku, wstawałam nawet w nocy, ale dzięki temu w domu było ciepło, ciepło to wnikało w ściany i podłogi i na szczęście obeszło się bez przykrych niespodzianek, choć w wiadomościach widziałam, że nie wszyscy mieli tyle szczęścia.

Leptir - raz na jakiś czas i nie za długo może być. Gorzej, jak by takmiało trwać przez 3 miesiące...

Motylek

splocik pisze...

Zdjęcia super!
Zima? Cóż...
Widać zamiast do nas, powędrowała do Was :)))
Ja przynajmniej za taką zimą nie tęsknię.
Pozdrawiam ciepło.

Joanna pisze...

Splociku - hm... u nas taka zima to wielka atrakcja i sprawa do przezycia, bo trwa krotko. U Ciebie, to co innego, wiec wcale Ci sie nie dziwie, ze nie tesknisz...

Pozdrawiam cieplo,
Motylek