piątek, 25 października 2013

"No fer"

Emilia podchwyciła ostatnio jakże często wypowiadane przez starszego brata słowa "No fair!" Tyle, że w jej wykonaniu brzmi to "No fer", a ostatnie "r" to ledwie słychać. Chodzi sobie po domu i powtarza "No fer". A ja uważam, że to naprawdę nie fair, że moja mała Sroczka tak szybko opanowała wchodzenie na krzesła, a z krzesła kuchennego to już małe miki, żeby wleźć na stół.


Już dziecko nie chce siedzieć w swoim wysokim krzesełku do karmienia, teraz bryka na normalnych krzesłach. Właśnie bryka, bo o spokojnym siedzeniu, lub choćby staniu, nie ma owy. Oczywiście udało się jej już spaść, mimo, że pilnowana była przez dwie osoby.

Ponadto podrosła na tyle, żeby po wspięciu się na paluszki zdołać złapać za klamkę i otworzyć sobie drzwi. Zamknięte, więc niedostępne, do tej pory części domu, stanęły nagle przed dziecięciem otworem! Emilia nie posiada się z radości, ja zastanawiam się dlaczego nie założyliśmy więcej klamek z zamykaniem na klucz - da się je otworzyć z obu stron tylko trzeba wiedzieć jak albo mieć akrylowe paznokcie. Zamków brak, po przejściu przez pomieszczenie żywiołu w postaci Emilii, sprzątania na resztę dnia. Albo i dłużej.

Emilia niestrudzenie przeprowadza selekcję w zastawie kuchennej. Plastikowej miseczki wprawdzie nie da się tak łatwo potłuc, ale wylać całą zupę sobie na głowę, obryzgując przy tym ścianę, swoje krzesło, sąsiadujące krzesło, stół i podłogę - żaden problem! Oblewanie się czy też wylewanie na siebie cieczy wszelakich to jedno z ulubionych zajęć Emilii.

Przedwczoraj asystowała tacie w myciu elewacji domu. Aby nie wkładała rączek w wiaderku ze środkiem czyszczącym z chlorem, tata nalał jej do małego wiaderka wody i wrócił do pracy. Po chwili Mała była już cała mokra - na szczęście było tego dnia dość ciepło, ale i tak po zrobieniu kilku zdjęć położyłam kres tej jakże ciekawej zabawie i przebrałam Emilię w suche rzeczy. Moja interwencja spotkała się ze zdecydowanym i bardzo głośnym sprzeciwem córeczki, ale na jej protesty już się uodporniłam.


Emilia ciągle jeszcze ma katar po przeziębieniu, które właśnie kończy się nam wszystkim - poza Krzysiem, którego jakimś cudem tym razem ominęło. Reszta rodziny zaliczyła potworny katar, i był to w zasadzie jedyny symptom. Złego humoru, jako czynnika wtórnego, nie zaliczam do objawów chorobowych, choć zmierzła Emilia nieźle dała mi popalić. Na dodatek zaczyna jej się przestawiać pora spania w ciągu dnia, kolidując mi z odbieraniem starszego dziecka ze szkoły. A jak Emilia wstanie o 5 po południu, to do 10 wieczorem nie śpi. A ja nie mam czasu już na nic, bo kiedy śpi po południu, odrabiam z Krzysiem zadanie domowe - nie trzeba mu w niczym pomagać, tylko zaganiać a potem pilnować, żeby usiedział przy stole aż skończy. Ale o Krzysiu będzie innym razem, bo ostatnio też daje popalić rodzicom.

Ale dzisiaj Emilia zasnęła o normalnej porze, starsze dziecko w szkole, więc dorwałam się do komputera!

3 komentarze:

Ataner pisze...

Jak na zapracowana osobe to swietnie dajesz sobie rade bo humor cie nie opuszcza pomimo kataru a i dzieciaki zadbane. Tylko szkoda, ze nie masz szesciu rak bo wykarzystalabys je w tym szalonym okresie rozwoju dzieci.
Pozdrawiam cieplo bo nie moge goraco gdyz u nas juz chyba zima albo zimna jesien :)

hrabina pisze...

Cóż... dzieci nam rosną, zmieniają się ich przyzwyczajenia, dzienna rutyna i znowu trzeba próbowac wypracowywać jakiś system, co niekiedy jest trudne lub wręcz niemożliwe. To własnie przez szkoły starszych dziewczyn u mnie Najmłodsza nie mogła mic poobiedniej drzemki - nie było fizycznie możliwe zrealizować taki plan.
U mnie najstarsza miała bardzo ciężki okres jakiś czas temu; teraz powoli wyszła na prostą, ale i tak to co "najpiękniejsze" jeszcze przed Tobą i mną :)

pozdrawiam

Anka

Motylek pisze...

Ataner - większa ilość rąk przydałaby się jak najbardziej! Póki co trzeba sobie radzić z tym co mam... Humor chwilowo mnie opuścił, ale już powrócił - jak miałam doła to niepisałam - co tam będę przynudzać...

Hrabina - ja już rozmawiałam z sąsiadką i jedną nauczycielką ze szkoły, że jakby co to właśnie sąsiadka odbierze mi Krzysia - nie może jeszcze wracać sam do domu.
Miniony tydzień był ciężki, i WIEM, że takich tygodni jeszcze wiele przede mną, i przed Tobą - takie uroki posiadania potomstwa...

Pozdrawiam ciepło,
Motylek