sobota, 15 sierpnia 2020

Na pochyłe drzewo

Nad ocean wybraliśmy się na kemping Sutton Creek Campground.

Przez lata unikałam tego miejsca ponieważ, po poprzedniej tam bytności, pozostały mi niezbyt miłe wspomnienia. Ale kiedy dzieci zapragnęły pojechać nad ocean zabrałam się za poszukiwania jakiegoś miejsca i miałam nielada problem by coś znaleźć - albo wszystko było już zarezerwowane, albo wolne miejsca były na kempingu na który wybieramy się na początku września, albo kemping usytuowany był zbyt blisko ruchliwej szosy. I tym oto sposobem stanęło na Sutton Creek. Na dodatek było tylko jedno wolne miejsce w terminie przypadającym na nasz wyjazd, A13, które we końcu zarezerwowałam.

Po przyjeździe nie byłam tym miejscem zachwycona - zbyt otwarte, bez żadnej prywatności, ale temu dało się szybko zaradzić. Wystarczyło odpowiednio zaparkować samochody by przejęły rolę parkanu chroniącego nieco przed wścibskimi spojrzeniami ciekawskich.

Po rozbiciu namiotu, w oczekiwaniu na znajomych, którzy mieli do nas dołączyć dopiero wieczorem, udaliśmy się na mały rekonesans. Obeszliśmy pętlę A (tę, gdzie obozowaliśmy, w sumie jest ich cztery, A-D) i nawet udało mi się zidentyfikować miejsce sprzed kilku lat. A kiedy zaczęliśmy obchód pętli B  natknęliśmy się na szlak, więc porzuciliśmy zwiedzanie kempingu i ruszyliśmy sprawdzić dokąd ścieżka nas zaprowadzi.


Przez mostek, przez lasek, wzdłuż potoku - dotarliśmy do wydm, które ciągną się szerokim pasem wzdłuż wybrzeża.

Nad ścieżką - pochylone drzewo, na które ktoś kiedyś wdrapał się i zawiesił linę.
I właśnie ta lina odczarowała moje przykre wspomnienia sprzed lat i sprawiła, że spojrzałam na miejsce nieco cieplej.



Spędziliśmy w tym miejscu sporo czasu, i pierwszego, i ostatniego dnia.



Dzieci (w sumie sześcioro) po kolei bujały się na linie a Krzysio nawet wspinał się po niej.


Po bujaniu się na linie i wspinaniu na drzewo przyszła kolej na skoki. 


Na szczęście nikt nie zrobił sobie krzywdy.

Jeszcze kilka metrów w górę i docierało się na szczyt ogromnej wydmy, z której dzieciaki zbiegały w dół.


Wspinaczka w górę mozolna i wyczerpująca, ale nie dla młodocianych! Wiadomo że dzieciaki dysponują niemal niespożytymi zasobami energii - miały okazję nieco się jej pozbyć, ale musiałyby chyba cały dzień tak biegać po wydmach żeby się naprawdę zmęczyć.


Krzyś potraktował chodzenie po wydmach jako zaprawę przed wyprawą w góry na Diamond Peak. (KLIK, KLIK)

c.d.n

Brak komentarzy: