czwartek, 23 lipca 2020

Jak co roku o tej porze: Crescent Lake

Od kilku lat wybieramy się latem pod namiot nad jezioro Crescent Lake.
To jedno z naszych ulubionych miejsc. I nie tylko naszych - aby cieszyć się miejscem przy samej plaży rezerwację trzeba zrobić pół roku wcześniej.
Z większym wyprzedzeniem już się nie da.


Rezerwacji dokonałam pod koniec stycznia i już był problem z tymi najlepszymi miejscami w dogodnych terminach obejmujących sobotę i niedzielę.

W tym roku wybraliśmy się na czetry dni - trzy to za krótko dla moich dzieci.
Po czterech dniach i trzech zimnych nocach wydawały się gotowe były wracać do domu. Rok temu, po trzech dniach, niemal płakały, że chcą zostać dłużej.

Poziom wód gruntowych obniżył się straszliwie od ubiegłego roku. Już od kilku lat stale się obniżał, ale spadek od zeszłego lata jest zatrważający.
W poprzednich latach do wody było kilka kroków - patrząc na zdjęcie powyżej, tuż za miejscem, w którym stoją dzieci, kiedyś była woda. Ale to było wiele lat temu. W stosunku do ubiegłego sezonu, plaża poszerzyła się 3-4 razy a do wody szło się, i szło, i szło... Zapewne są miejsca, gdzie szeroka plaży stanowi atut, jezioro górskie jednak do nich zdecydowanie nie należy. Od kilku lat mamy w Oregonie deficyt jeśli chodzi o opady a efekty rzucają się coraz bardziej w oczy.

Mimo braku ulubionego źródełka i sporej odległości do samego jeziora, bawiliśmy się wszyscy bardzo dobrze. W ciągu dnia w wodzie i na plaży - dzieci wymyśliły sobie zakopywanie się w piachu po szyję. Tak im się wydawało, że z łatwością wykopią się o własnych siłach - nic z tego!



Wieczorami podziwialiśmy malownicze zachody słońca.


A w nocy w zdumienie wprawił mnie widok komety - tak nieco na prawo od Diamond Peak (to ta góra na zdjęciach poniżej.) No bo jak to? Skąd niby się tam wzięła? Ale kolejnej nocy też tam była - dzieci potwierdziły, że też ją widzą (pojawiła się zanim jeszcze na dobre się ściemniło) więc wątpliwości zachowałam dla siebie. A po powrocie do domu z lokalnych wiadomości dowiedziałam się, że właśnie przelatuje w odległości nieco ponad 100 milionów kilometrów od Ziemi kometa Neowise a wskazówki odnośnie jak ją namierzyć na niebie potwierdziły, że to właśnie tę kometę oglądaliśmy dzień wcześniej na własne oczy.

Ale niebo tak wysoko w górach, bez żadnego źródła sztucznego światła w odległości wielu kilometrów, zachwyca i bez komety. Droga mleczna wprost zapiera dech! Chciałoby się wpatrywać w niebo bez końca tyko żeby te noce nie były tak potwornie zimne! (6-8 st C)

Jeden z dni okazał się pochmurny. Poranek wprawdzie powitał nas błękitem nieba, ale potem nawiało chmur i nawet obawiałam się czy z nich nie spadnie deszcz. Do wieczora chmury jednak przewiało za horyzont a widoku rozgwieżdżonego nocnego nieba nie zasłaniał ani jeden obłoczek. Za to mogliśmy podziwiać Diamond Peak przystrojony i obłokami (a potem i szarymi chmurami):


i na tle bezchmurnego nieba:


Zdawało się, że dzieci, po czterech dniach, nasyciły się miejscem, ale wyruszając w drogę powrotną, jednak padło pytanie:
Możemy tu przejechać jeszcze raz? W tym roku?

2 komentarze:

splocik pisze...

Lubię te Wasze wycieczki.
Czuję się tak, jakbym była tam z Wami. :)
Pozdrawiam ciepło.

Motylek pisze...

Splociku - ciesze sie, ze razem z nami zwiedzasz Oregon!
Motylek