piątek, 22 lutego 2019

Dzień Prezydenta na saneczkach


Poniedziałek po Dniach Azjatyckich był dniem wolnym od zajęć szkolnych z okazji Dnia Prezydenta. Już kilka dni wcześniej zaczęłam pilniej śledzić prognozę pogody w górach z zamiarem ewentualnego wyjazdu na sanki.
W tygodniu wcześniej mocno padał śnieg, ale w sobotę przestał i dwa dni wystarczyło by drogi zrobiły się całkowicie przejezdne, nawet dla kogoś kto już dawno zapomniał jak się jeździ w zimowych warunkach.


Zebraliśmy się szybciutko z samego rana, po drodze kupiliśmy tak zwany Pass czyli potwierdzenie opłaty za korzystanie z parku (jednorazowy bilet, na którym samemu zaznacza się datę pobytu i ustawia w widocznym miejscu w samochodzie) i pognaliśmy w góry.


Na miejsce zajechaliśmy bardzo wcześnie bo o 10.30 i to mimo że ostatnie 30 kilometrów przebyliśmy w ślimaczym tempie utknąwszy za ciężarówką. Zbyt się bałam by ją wyprzedzić, bo jednak trochę zajeżdżonego śniegu było na asfalcie. Nie ja jedna obawiałam się szarżowania po śliskiej nawierzchni - za ciężarówką ciągnął się sznureczek tych, którzy wybrali bezpieczeństwo od prędkości.


Dużo śniegu na naszej ulubionej górce. Krzyś przez ponad dwie godziny zjeżdżał bez przerwy. Emilia, po kilku zjazdach, bawiła się ze mną na łączce ale cały czas miałyśmy w zasięgu wzroku jej starszego brata.

Tym razem było też cieplej niż ostatnio. Z rana jeszcze śnieg skrzypiał pod butami, ale w miarę upływu czasu i wzrostu temperatury, robił się coraz bardziej mokry, aż w końcu przemokły mi buty a po ich ściągnięciu, ze skarpet kapała woda.


Krzysiowi tak podobało się zjeżdżanie z górki, że niemal siłą musiałam go zaciągnąć do samochodu na posiłek. Mimo że się już słaniał na nogach, nie chciał zrezygnować z zabawy.


Posiłek i ciepła herbata przywróciły mu kolory na twarzy. Razem wybraliśmy się na tradycyjny spacer do wodospadu. Tradycyjnie też dzieci na zmianę ciągnęły się na saneczkach.

Podczas spaceru słońce przesłoniły chmury i zaczął prószyć śnieg. Ponieważ w butach chlupotało, trochę bałam się akumulacji śniegu na drodze podczas jazdy powrotnej, a już kilka godziny bawiliśmy w zimowej krainie, zarządziłam powrót do domu. Dzieci zaliczyły jeszcze kilka zjazdów z górki dając mi czas na spokojne przepakowanie manatków. Udało nam się dotrzeć do domu przed zmrokiem - nie przepadam za prowadzeniem samochodu po ciemku po ośnieżonych górskich drogach.

(Dzisiaj tylko zdjęcia Milusińskich a następnym razem będą widoczki.)

Brak komentarzy: