czwartek, 11 sierpnia 2016

Ogród latem

 Po czerwcowych upałach, lipiec zaskoczył nas chłodnymi a nawet deszczowymi dniami. Celowo nie piszę, że rozczarował, bo wytchnienie od skwaru nie tylko ja powitałam z radością.

Dzięki niższej temperaturze, wyrósł, zakwitł i dojrzał drugi zasiew zielonego groszku.
 
Może zbiory nie były aż tak obfite jak te wiosenne, ale dzieci skonsumowały wszystkie zielone kuleczki z ogromnym apetytem.

W jedno z pochmurnych, momentami siąpiących kapuśniaczkiem niedzielnych popołudni, dokonałam żniw czosnkowych.

W tym roku wykopałam sporo ślicznych główek czosnku - ta część prac poszła bardzo sprawnie. Ja wykopywałam, Emilia ładowała na ciężarówkę Krzysia, którą dostał na pierwsze urodziny od sąsiadów.

Potem trzeba było się zabrać za żmudne i czasochłonne czyszczenie i płukanie. Na tym etapie Emilia przeniosła się przed telewizor a ja włączyłam sobie audiobuka i nawet się nie obejrzałam, kiedy i z tym zadaniem się uporałam.


Najprzyjemniejsze było splatanie czosnku w girlandę, niezbyt długą, za to grubą. Wisi już w kuchni.

Część główek, których pędy się pourywały, wylądowała w słoiku - sporo z nich już zjedzonych.

Trochę wsadziłam znowu do ziemi, by mieć nową rozsadę.

Sierpniowe temperatury co kilka dni sięgają 35-36 st C, by potem powrócić do bardzo przyjemnych stopni 25-30.

W te gorące dni dzieci taplają się w basenie, w te nieco chłodniejsze, Emilia ćwiczy jazdę na rowerze.

Wszyscy natomiast zaczynamy objadać się pomidorami i śliwkami węgierkami, które już zaczęły dojrzewać.

Posadziłam w tym roku 18 krzaczków pomidorów, od żółtych, przez pomarańczowe, czerwone, aż po bordowe. Od maleńkich, koktajlowych, po ogromne, wielkości małej piłki.

Tylko jeden z tych osiemnastu upodobały sobie na pożywienie jakieś inne żyjątka, pozostałe krzaczki obrodziły dorodnie ciesząc nasze podniebienia przepysznymi pomidorami. Objadamy się do woli - tylko Emilia nie lubi pomidorów.

Ci co lubią fasolkę szparagową, mogą się delektować organiczną prosto z grządki - ja za fasolką nie przepadam.

Na jabłonce zaczynają czerwienić się jabłuszka.



Zdjęcia jabłek powyżej (jak i śliwek poniżej) pochodzą chyba sprzed miesiąca. Teraz kolor zielony zmienił się w żółtawy i lada chwila będzie można je jeść.


Emilii odpędzić nie można od dyni.

Przy kompostowniku mamy trzy pomarańczowe, niezbyt duże kule.
Emilia uparcie twierdzi, że już są dojrzałe i domaga się pumpkin pie (ciasto zapiekanka z dynią).
Mi się wydaje, że to strasznie wcześnie na dynie, które kojarzą mi się raczej z jesienią.

Dwie z dyni spoczywają na ziemi, trzecia umościła się na daszku szopki sąsiadów, tuż za płotem.



Mszyce zeżarły mi szczypiorek. Nie wiem czy na wiosnę odbije, czy będę musiała posadzić nowy.

Truskawki - kolejny raz nie udały się. Chyba nie lubią mojego ogródka. Ogórki też takie jakieś marne. Za to powoli zaczyna dojrzewać drugi zbiór złotych malin. Mniam!



2 komentarze:

Urszula97 pisze...

Czosnek rewelacyjny,ja zapomniałam posadzić w tym roku,udała mi się cebula,fasoli multum-fasola lubi wilgoć i upały,ogórki też były,pomidory są chociaż zdarzają się owoce z plamkami, śliwki przerobiłam i masę rozdałam a jabłonka stara ma chyba pół tony owoców,dzisiaj znajomi zabrali chyba 60 kg,mam starą odmianę nadającą sie na musy,Motylku polecam zrobić herbatke zimową, dzisiaj robiłam,przepisy są w necie,szukaj PIECZONA HERBATA,

ariadna pisze...

Jedyną rzeczą, którą nigdy nie zjadły mi mszyce jest właśnie....szczypiorek ;)

Serdeczne pozdrowienia dla właścicielki pięknego ogrodu :)