Wspominałam już uprzednio, że dom, w którym mieszkamy, do najnowszych nie należy - liczy sobie 56 lat. I tyleż liczą szafki kuchenne. Wprawdzie wykonane są dość solidnie, ale jednak stałe użytkowanie nie pozostaje bez śladów i co jakiś czas wymagają odświeżenia. Ponieważ preferencje kolorystyczne poprzednich właścicieli bardzo mi nie odpowiadały, zaraz po wprowadzeniu się, szafki zostały przemalowane. Ale było to 10 lat temu, a jeszcze nie słyszałam o tak doskonałej farbie, która wytrzymałaby 10 lat nieustannego testowania, w tym przez ochoczych testerów, pełnych inicjatywy i niebanalnych pomysłów wprowadzanych natychmiast w czyn - czyli (moich) Dzieci.
Ostatnimi czasy moi prywatni Testerzy dali z siebie wiele (chciałam napisać "wszystko", ale moja ręka zatrzymała się nad klawiaturą - jestem pewna, że jednak nie wszystko...). Jednym z ciekawszych pomysłów (Emilii) było sprawdzenie jak w roli piły sprawdzi się nóż z ząbkami. Test został przeprowadzony na froncie szuflady, a nóż jako piła sprawdził się doskonale. Ten doskonały wynik wcale mnie jednak nie ucieszył.
W końcu, po tych wszystkich przejściach, szafki kuchenne wyglądały tak:
Mentalnie zbierałam się do ich odmalowania od stycznia, ale świadoma byłam ogromu przedsięwzięcia i odciągałam w czasie wykonanie aż nadszedł czas, że już nie mogłam przed sobą udawać, że mam coś innego, bardziej pilnego do wykonania.
Zabrałam się za odświeżanie szafek w kuchni latem, i robiłam to na raty - cztery razy po 6-9 godzin jednorazowo, z dość długimi przerwami pomiędzy, spędzanymi na poszukiwaniu utraconej motywacji niezbędnej do kontynuacji projektu.
Najdłużej zeszło mi na odmalowaniu szafek w środku, co wiązało się z ich opróżnieniem (ależ te szafki kuchenne pojemne!), wyszorowaniem wnętrza, pomalowaniem białą farbą dwukrotnie, a po odczekaniu aż wyschnie, wyłożeniu piankowymi matami i poukładaniu wszystkich uprzednio wyciągniętych rzeczy. Przy okazji sporo rzeczy wylądowało w koszu, bo skoro nie przydało się przez minione 8+ lat, to raczej się nie przyda. Emilia też miała sporo rozrywki odkrywając "cuda" - nie była świadoma, że mamy w domu takie fantastyczne zabawki!
Fronty, w kolorze zasadniczym, odmalowałam rzutem na taśmę za ostatnim podejściem - wszystkie szafki, i te z drzwiczkami, i te z szufladami. Po liftingu, wyglądały tak:
Zastosowanie czasu przeszłego uzasadnione - moi domowi Testerzy odkryli, że farba wcale tak trwale nie przylega do powierzchni jak by sobie tego życzyła mama.
Dobrze, że farby zostało 3/4 galona, więc będę stosowała lokalne retusze.
Mimo wszystko kuchnia, po tym zabiegu kosmetycznym, wygląda dużo lepiej.
3 komentarze:
odnowienie szafek kuchennych to ogromne przedsięwzięcie i wcale się nie dziwię, że "dorastałaś " do tego powoli. W końcu jednak jest i to najważniejsze, choć przyznam, że żałuję ogromnie, że te farby nie przywierają na stałe do powierzchni :) Moje dzieci też się wyżywają na meblach i ścianach, choć już znacznie mniej.
Ubawiła mnie historia z Emilio i piłowaniem szuflady :)
Ale z Ciebie złota rączka, tyle czasu , cudowny efekt, cierpliwość ,pracowitość, zdolniacha, mnie się podoba.
Hrabina - Krzyś juz mniej męczy meble i ściany, ale teraz pałeczę przejęła Emilia, a ja zbieram się w sobie do kolejnego projektu z pędzlem w dłoni...
Urszula97 - dziękuję Ci za miłe słowa - jak się nie ma kasy to trzeba samemu pomachać pędzlem jak się chce mieć ładnie w domu...
Motylek
Prześlij komentarz