Czekanie jest straszne, i choć myśli uparcie krążą wokół jednego tematu, trzeba jakoś dotrwać do wyników. Tym bardziej, że ta ponura i dość napięta atmosfera w domu źle się odbija na Smyku, a przecież w żaden sposób nie przyczynił się do zaistniałej sytuacji, dlaczego więc miałby być w jakikolwiek sposób karany za to, czego przychodzi nam doświadczać.
Tak więc w sobotę wybraliśmy się w góry, na sanki - na wyjazd ten, Smyk czekał niecierpliwie od października!
Wydział matematyki naszego lokalnego uniwersytetu co roku spotyka się na zimowym wyjeździe nad Odell Lake. Ponieważ zajęcia integracyjne zaplanowane są dopiero na wieczór, znajomi zaprosili nas żebyśmy spędzili sobotę z nimi. A akurat był to pierwszy weekend od ponad trzech miesięcy, kiedy to mdłości złagodniały na tyle, że byłam w stanie porwać się na taką wyprawę.
Spakowaliśmy sprzęt na śnieg i pojechaliśmy, choć wyruszyliśmy dużo później niż zazwyczaj. Śniegu w tym roku jest maleńko. Właściciele ośrodków narciarskich załamują ręce, drogowcy cieszą się - chyba jeszcze ani cencika nie wydali w tym sezonie na odśnieżanie. Długo, długo jechaliśmy zanim udało nam się wypatrzeć biały puch. Na szczęście nad Odell Lake było go trochę - akurat tyle, żeby dzieciaki mogły się wyszaleć.
Najpierw Smyk zaliczył z tatą sanki. Ja w tym roku odpuściłam sobie, ale chętnie pospacerowałam, choć nawet ten krótki spacer, po trzech miesiącach przelegiwania na kanapie wykończył mnie.
W przerwie między sankami a spacerem, posilaliśmy się w cieple domku, w którym zamieszkali na weekend nasi znajomi.
Na miejscu można wypożyczyć narty, więc Smyk posmakował białego szaleństwa na biegówkach.
Jak łatwo się domyślić, nie poszło łatwo - tyle zasad do opanowania! Nie krzyżować nart, ugiąć nogi, pochylić się, odpowiednio trzymać kijki...
Samego szusowania było niewiele, za to wywrotek, sporo. Smyk dzielnie podnosił się, lub był podnoszony przez rodziców, i uparcie parł do przodu. Bardzo spodobało mu się zjeżdżanie z niewielkiej pochyłości - to nic, że za każdym razem kończyło się na pupie! Spodnie narciarskie skutecznie niwelują uderzenia, poza tym nie rozwijał aż takiej prędkości, żeby się miał boleśnie poobijać.
Smyk walczył dzielnie przez 45 minut, a potem padł. Siły odzyskał dopiero po powrocie do domu. Ja też padłam - przespałam 11 godzin, a snu trzeba mi było, bo ostatnio źle sypiam.
Tak więc w sobotę wybraliśmy się w góry, na sanki - na wyjazd ten, Smyk czekał niecierpliwie od października!
Wydział matematyki naszego lokalnego uniwersytetu co roku spotyka się na zimowym wyjeździe nad Odell Lake. Ponieważ zajęcia integracyjne zaplanowane są dopiero na wieczór, znajomi zaprosili nas żebyśmy spędzili sobotę z nimi. A akurat był to pierwszy weekend od ponad trzech miesięcy, kiedy to mdłości złagodniały na tyle, że byłam w stanie porwać się na taką wyprawę.
Spakowaliśmy sprzęt na śnieg i pojechaliśmy, choć wyruszyliśmy dużo później niż zazwyczaj. Śniegu w tym roku jest maleńko. Właściciele ośrodków narciarskich załamują ręce, drogowcy cieszą się - chyba jeszcze ani cencika nie wydali w tym sezonie na odśnieżanie. Długo, długo jechaliśmy zanim udało nam się wypatrzeć biały puch. Na szczęście nad Odell Lake było go trochę - akurat tyle, żeby dzieciaki mogły się wyszaleć.
Najpierw Smyk zaliczył z tatą sanki. Ja w tym roku odpuściłam sobie, ale chętnie pospacerowałam, choć nawet ten krótki spacer, po trzech miesiącach przelegiwania na kanapie wykończył mnie.
W przerwie między sankami a spacerem, posilaliśmy się w cieple domku, w którym zamieszkali na weekend nasi znajomi.
Na miejscu można wypożyczyć narty, więc Smyk posmakował białego szaleństwa na biegówkach.
Jak łatwo się domyślić, nie poszło łatwo - tyle zasad do opanowania! Nie krzyżować nart, ugiąć nogi, pochylić się, odpowiednio trzymać kijki...
Samego szusowania było niewiele, za to wywrotek, sporo. Smyk dzielnie podnosił się, lub był podnoszony przez rodziców, i uparcie parł do przodu. Bardzo spodobało mu się zjeżdżanie z niewielkiej pochyłości - to nic, że za każdym razem kończyło się na pupie! Spodnie narciarskie skutecznie niwelują uderzenia, poza tym nie rozwijał aż takiej prędkości, żeby się miał boleśnie poobijać.
Smyk walczył dzielnie przez 45 minut, a potem padł. Siły odzyskał dopiero po powrocie do domu. Ja też padłam - przespałam 11 godzin, a snu trzeba mi było, bo ostatnio źle sypiam.
10 komentarzy:
Odpoczywaj Motylku, nabieraj sił i odetnij się choć na chwilę od złych myśli....wszystko będzie dobrze.... wierzę w to....
uściski od Motyla :)
Przynajmniej się mocno dotleniłaś i i psychicznie odpoczęłaś. Czytam, nic nie piszę, bo co?... Trzymam kciuki. Musicie się sami z tym wszystkim a zwłaszcza z czekaniem zmierzyć. Będzie dobrze , musi być! :)
Balam sie zapytac o Smyka, Motylku,on wszystko rozumie, inaczej ale rozumie.
Dobrze, ze pojechaliscie z nim na narty, Smyk cudowny!
Trzymaj sie!
dobrze zrobiłtaki wyjazd i tobie i twojej rodzinie...bedzie coma byc..teraz nie masz juz na to wplywu..jedynie dobre mysli dodadzą ci sił...bedzie dobrze...duzo dobrych i pozytywnych mysli zyczę..pozdrawiam ania
Piekne widoczki :) wszystko bedzie dobrze :)
I tak trzymac!!! :)
Dziewczyny - kolejny raz BARDZO Wam dziękuję za słowa otuchy!
Ataner - cały czas staram się, żeby sytuacja nie odbijała się na życiu Smyka. Normalnie chodzimy na urodzinki (których mamy o tej porze roku mnóstwo), góry, kino... Choć myśli czarne, cóż to moje starsze dziecko zawiniło?
Motylek
o jej, śnieg! U nas go tej zimy zabrakło!
Pozdrawiam gorąco!
Ulcia - o ile dobrze pamiętam, to mieliście śniegu MOC w... październiku...
Motylek
Nie zaglądałam jakiś czas, a tu tak wspaniałe wieści, leżenie to nic, zapomnisz, ja leżałam 8 miesięcy. Cieszę się razem z Tobą i czekam na cudne małe dziewczyńskie robótki
Prześlij komentarz