W tym roku wrzesień przyniósł deszcze już na samym początku. Tydzień temu lało całą niedzielę, dzisiaj mamy powtórkę z rozrywki. Wychodząc do kościoła na szczęście zabrałam ze sobą parasol - w ciągu godziny mżawka przeobraziła się w porządną ulewę. Emilia zaraz wykorzystała to do zabawy:
Ustawiła się pod okapem dachu, w miejscu, gdzie woda przelewa się przez rynnę i opada kaskadą na ziemię. Szalenie spodobało jej się to bębnienie strumienia wody o parasol.
Na szczęście kilka minionych dni było suchych co pozwoliło mi uporać się z czynnościami, które lepiej było ukończyć przed deszczami.
Jedną z tych rzeczy było osuszenie, wyczyszczenie, poskładanie i schowanie basenu. Wodę spuszczaliśmy kilka dni. Korek odpływu umieszczony jest kilka centymetrów nad dnem, więc to, czego nie udało się wylać wężem (wykorzystując tę cechę wody, że zawsze przemieszcza się w miejsce położone niżej) trzeba było wylać ręcznie. Emilii bardzo spodobało się nabieranie wody kubeczkami po jogurtach i przelewanie do wiaderka i dzięki jej pomocy poszło dość szybko. Czego nie mogę napisać o czyszczeniu i składaniu. Rozłożyliśmy wszystko dzięki sile mięśni Krzyśka. Strasznie mu się nie chciało, ale nie odpuściłam. Skończyliśmy w piątek, już po ciemku. Na wczoraj zostało uporządkowanie trawnika i, uprzątnięcie różnych około basenowych drobiazgów.
A potem zabrałam się za malowanie płotu. Połowę pomalowałam w sierpniu, ale skończyła mi się farba. Kolejny galon czekał kilka tygodni, aż wczoraj został wykorzystany niemal całkowicie. Płot prezentuje się ładnie a ja się cieszę, że zdążyłam z tym malowaniem przed deszczem.
Kilka suchych dni spożytkowałam też na prace w ogródku. Uporządkowałam, do pewnego stopnia, grządki. Część krzaczków pomidorów można już było powyrzucać, tak samo cukinie, zebrałam kolby kukurydzy a same rośliny powyrywałam. Jeszcze nie wszystko nadawało się do usunięcia, więc zostało. Starałam się też zerwać jak najwięcej śliwek, bo właśnie były najsłodsze, najdojrzalsze, i jeszcze trochę a zmarnują się. W tym roku sporo węgierek, ucieszyły wiele osób.
W bezdeszczowe dni zostawałam z Emilią po lekcjach na trochę na przyszkolnym placu zabaw. Emilia bawiła się ze swoimi najlepszymi koleżankami, Sophią i Isabellą:
Jeździłyśmy też na rowerach do szkoły. Nawet Krzysiek jeździł do szkoły na rowerze, choć jednego dnia udało mu się o tym zapomnieć i wrócić do domu szkolnym autobusem. Musiałam go po południu zawieźć do szkoły, żeby zabrać rower - nie chciałam, żeby zostawał na noc pod szkołą. Jeśli prognoza pogody na nadchodzący tydzień sprawdzi się, w użyciu będą parasole i kurtki przeciwdeszczowe.
2 komentarze:
Dopiero podziwialiśmy żonkile i tulipany a już trzeba porządki robic,jak szybko czas leci.Emilka z parasolem cudowna.
Urszula - taka kolej rzeczy, czas leci nieubłaganie, za chwilę zima uraczy nas bielą...
Pozdrawiam z deszczowego Oregonu,
Motylek
Prześlij komentarz