Przez całe lato odwiedzały mój ogródek szopy pracze - matka z czworgiem potomstwa. W dość regularnych, dwutygodniowych odstępach, sprytne te zwierzątka, hałasując pod oknem mojej sypialni, wciągały mnie z łóżka w okolicach północy. Podczas ich ostatniej wizyty (w okresie najsłodzych węgierek), zrobiłam najodważniejszemu z nich kilka zdjęć.
Najwyraźniej smakosz śliwek nie bał się ani naszej Kici (ona jego też się nie bała) ani mnie - podeszłam do niego z aparatem na odległość mniejszą niż pół metra, a zwierzak nie przejawiał innych emocji poza zainteresowaniem!
Reszta rodzinki umknęła pod taras bądź za krzak porzeczki, a ten jeszcze zbliżył się do Kici tak na 30 cm i ją obwąchał.
Taka bliskość już nie odpowiadała naszej kotce, która fuknęła na szopa, bez zbytniej agresji, jednie ostrzegawczo.
Szopowi to wystarczyło, zatrzymał się, poprzyglądał kotu, i mnie, i jeszcze Krzysiowi, a potem, bez zbytniego pośpiechu, i zdecydowanie bez odrobiny strachu, dołączył do reszty szopiej rodzinki czekającej poza kręgiem światła.
Ciekawa jestem, czy jak skończą się śliwki i winogrona, nadal będą nas odwiedzać.
3 komentarze:
Świetne spotkanie zwierzątek. 😊
No jaki odważny , kotkowi jednak podpadł,
Niemal jak spotkanie na szczycie :)))
Fajnie wyglądają zwierzaki, gdy tak się sobie przyglądają. :)
Pozdrawiam ciepło.
Prześlij komentarz