Szaliczek z resztek dziergałam podczas Emilkowych lekcji gry na fortepianie. Dlatego, mimo, że udzierg niewielki, ukończenie go rozciągnęło się mocno w czasie, zwłaszcza, że w lipcu mieliśmy przerwę letnią od tychże lekcji.
Ale wczoraj, w ciszy nie zmąconej odgłosami biegania, miauczenia, pralki, zmywarki, podlewania, ciszy nie zmąconej żadnym dźwiękiem poza szelestem przewracanych czytanej książki, powróciła zdolność dostrzegania szczegółów otoczenia. A może to wyostrzenie wzroku wywołała tęsknota za nieobecnymi dziećmi, żegnającymi lato na wyjeździe pod namiot?
Po doczytaniu do strony ostatniej, odłożyłam książkę, i mimo późnej pory i marnego światła zrobiłam zdjęcia szalika. Z braku lepszej modelki, pozowała lampa.
4 komentarze:
I bardzo im do twarzy razem ale uwazaj bo goraco zarowki moze spowodowac maly pozar.
Jednego razu chcialam podobnie przyozdobic lampe koronkowa serweta i zapalila sie. Twoj szal grubszy ale wlokna moga byc syntetyczne = latwo zapalne. Nigdy tak nie zostawiaj wychodzac z domu.
Zazdroszcze osobom umiejacym dziergac a Tobie wychodzi nadzwyczaj pieknie.
Wypoczywaj i pisz , lubie Twoj blog - pozdrawiam z Little Rock.
I niespodziewana sesja wyszła niespodziewanie fajnie :)
Szalik taki kolorowy, że nie straszna zima szyi, którą on ogrzewać będzie.
Pozdrawiam ciepło.
Fajny szalik, tęczowy, ciut włochaty...
Serpentyna - tak, z żarówkami i innymi urządzeniami emitującymi ciepło trzeba bardzo uważać, masz rację. Szalik obfotografowany i powędrował do szuflady.
Splocik - wynik tej nieplanowanej sesji też mnie (miło) zaskoczył. Kolory szalika wpadły w oko Emili...
Mięta - cieszę się, że się podoba...
Motylek
Prześlij komentarz