Krzysiek stwierdził, że on się nie przebiera - przebieranki są wszak dla małych dzieci. Przezornie spakowałam jego kostium do plecaka i zabrałam - wraz z wiaderkiem na cukierki. Na miejscu okazało się, że nie tylko małe dzieci, ale i te starsze, a nawet nastolatki i niektórzy dorośli poprzebierali się, co Krzysia ośmieliło - szybciutko przebrał się w samochodzie w swój kostium, którego nagle przestał się wstydzić.
Emilia wystąpiła jako Elsa.
Po schodach weszliśmy na piętro - udekorowane jak piracki okręt, ze skrzyniami skarbów, ale także ze strasznym zakątkiem, pełnym pajęczyn, płyt nagrobnych, kościotrupów i panią leżącą na kanapie pod kocem - z wystającymi gołymi stopami. W półmroku stopy te wyglądały jak stopy manekina, dlatego kiedy pani nagle siadała wydając stosowny straszny odgłos, przechodzący obok podskakiwali w górę wrzeszcząc przeraźliwie.
W jednej z sal odbywało się przedstawienie inspirowane bajką Piotruś Pan.
W część teatralną wplecione były pokazy żonglerki - nożami, jak na pirata przystało.
Na koniec schodziło się po schodach w morskie odmęty - cała sala została fantastycznie udekorowana, delikatne bladoniebieskie światło i stosowna oprawa dźwiękowa sprawiały, że przenieśliśmy się w świat meduz, koralowców, krabów - i rekinów.
Tutaj też dzieci zostały nieco postraszone, ale z umiarem i wyczuciem.
Dzieciom tak się podobało, że musieliśmy przed powrotem do domu odbyć drugą rundę. Dobrze, że wstęp był bezpłatny,
Kiedy wypłynęliśmy na powierzchnię, to znaczy opuściliśmy budynek ośrodka kultury, czekały na nas dalsze atrakcje - różnego rodzaju gry sprawnościowe, pamięciowe, itp., a każdy mały sukces nagradzany był słodką nagrodą.
Szalenie spodobał mi się pomysł na powszechnie znaną Memory Game - cyarno-białe obrazki związane tematycznie z życiem morskim przyczepiono do małych dyń. Zasady gry takie jak zawsze a jednak te dynie i niecodzienne ryciny zrobiły swoje - Emilii bardzo się zabawa podobała.
W jednym z namiotów przyjmowała też wróżka. Z tego co podsłuchałam dla każdego dziecka potrafiła dostrzec w swej szklanej kuli świetlaną przyszłość.
Nie obyło się bez części plastycznej. Dzieci robiły duszki z papieru toaletowego, kolorowały, napełniały popkornem woreczki w kształcie dłoni, bawiły się zrobioną z boraksu plasteliną, a nad tym wszystkim unosiły się setki baniek mydlanych wypuszczanych przez maszynkę zamontowaną pod sklepieniem namiotu.
Atrakcji było naprawdę sporo - przez półtorej godziny dzieci cały czas były czymś zajęte. Do domu wróciły bardzo zadowolone.
Ale w poniedziałek i tak domagały się wyjścia w kostiumach na ulicę i tradycji halołinowej musiało stać się zadość. Dobrze, że w tym roku nie padało.
Wśród dzieci przebranych za różnych super heroes, postaci ze Gwiezdnych Wojen, księżniczki, piratów, misie i żabki, uwagę moją zwróciła jedna małoletnia wróżka, a w zasadzie jej piękny, ręcznie zrobiony na szydełku sweterek (zapytałam mamę wróżki, która potwierdziła, że sama go zrobiła):
3 komentarze:
Mama, jak zawsze przezorna. Najważniejsze, to dobra zabawa, jak widać udała się.
Taki sweterek przyciągnąłby także moją uwagę - śliczny.
Już wiem, co powstanie w najbliższym czasie :)))
Pozdrawiam ciepło.
ależ atrakcji!!!! sama bym chętnie w nich wzięła udział.
Widzę, że suknia w użyciu :) super.
Moja najstarsza zarzekała się, że to jej ostatnie halloween, ale nie wiem, nie wiem...
Solocik - Bardzo jestem ciekawa co też masz zamiar stworzyć... A u dziećmi tak to już jest, teraz nie chce a za chwilę już chce...
Hrabina - to czy córka będzie brać udział w obchodach Halloween pewnie będzie zależeć od postawy koleżanek... taki wiek... u mnie się też już zaczyna...
Motylek
Prześlij komentarz