Pierwszą atrakcję tegorocznego wyjazdu zaliczyliśmy jeszcze w drodze do motelu: Lava River Cave. To długa na milę (ok. 1.5 km) jaskinia-tunel, która została utworzona około 700 000 lat temu przez wydobywającą się z otworu wulkanicznego lawę. Górna, boczna, i dolna część strumienia lawy ostygła i zestaliła się, ale wewnątrz nadal płynęła rzeka magmy, a kiedy strumień lawy w końcu wypłynął, pozostała skorupa – obecna jaskinia.
Wchodzimy do jaskini. |
W jaskini niezależnie od pory roku panuje stała temperatura 2-5 stopni Celsjusza. Miałam ciepłą kurtkę i kaptur, ale mogłam jeszcze zabrać czapkę. Emilia zaparła się, że kurtki nie założy (no bo przecież głupio będzie wyglądała) więc zmarzła. Gimnazjalistki nie przekonasz! Pod koniec naciągała rękawy bluzy, chowając w nie dłonie i nawet przeprosiła się z kapturem – przestało jej przeszkadzać, że jej się fryzura zepsuje.
Mieliśmy ze sobą różne latarki, w sumie pięć. Niektóre lepiej oświetlały nierówne dno jaskini (schody i metalowe platformy są tylko na początku), więc widzieliśmy po czym stąpamy, inne lepiej nadawały się do oglądania ścian i sklepienia. Na miejscu można też wypożyczyć latarki. Korzystanie z latarek w telefonach komórkowych jest stanowczo odradzane.
Co jakiś czas zatrzymywaliśmy się i wyłączyliśmy latarki. Nigdy dotąd nie dane nam było doświadczyć tak doskonałej, nie zmąconej niczym ciemności. Żadnej elektronicznej diody, żadnej gwiazdy na niebie, żadnej lampy ulicznej — czerń doskonała. Nie odczuwaliśmy lęku — pod opuszkiem palca czekał przycisk, by przywołać na powrót słabe, ale jednak światło.
Sklepienie tunelu jest dość wysoko, tylko w jednym miejscu obniża się na tyle, że nawet Emilia musiała się schylić. Doszliśmy do punktu, w którym się zawraca. Tunel prowadzi jeszcze dalej, ale tamta część jest niedostępna dla zwiedzających.
Co jakiś czas zatrzymywaliśmy się i wyłączyliśmy latarki. Nigdy dotąd nie dane nam było doświadczyć tak doskonałej, nie zmąconej niczym ciemności. Żadnej elektronicznej diody, żadnej gwiazdy na niebie, żadnej lampy ulicznej — czerń doskonała. Nie odczuwaliśmy lęku — pod opuszkiem palca czekał przycisk, by przywołać na powrót słabe, ale jednak światło.
Sklepienie tunelu jest dość wysoko, tylko w jednym miejscu obniża się na tyle, że nawet Emilia musiała się schylić. Doszliśmy do punktu, w którym się zawraca. Tunel prowadzi jeszcze dalej, ale tamta część jest niedostępna dla zwiedzających.
Koniec części dostępnej do zwiedzania. |
W jaskini nie ma żadnego sztucznego oświetlenia, nie ma też toalety. Do jaskini nie wolno wprowadzać psów.
Zanim weszliśmy do środka musieliśmy przejść krótkie przeszkolenie, nie tylko ze względu na nasze bezpieczeństwo, ale także ze względu na zamieszkujące jaskinię nietoperze – w sumie 13 gatunków. O tej porze roku wybudzają się z zimowego snu i jak gramolą się nieporadnie przy ścianie jaskini to nic im nie jest, po prostu jeszcze są nieco zaspane.
Jaskinię można zwiedzać za darmo, ale wpuszczana jest ograniczona liczba zwiedzających. Rezerwacji dokonuje się na stronie internetowej. Memorial Weekend to nieoficjalne otwarcie sezonu letniego i w takich miejscach jest tłoczno, ale kiedy dokonywałam rezerwacji na tydzień przed wyjazdem nie było żadnego problemu.
Wychodzimy na powierzchnię. |
Nietoperzy żadnych nie udało nam się wypatrzeć, ale za to Emilia spotkała koleżankę z basenu, a kiedy wychodziliśmy z jaskini spotkaliśmy Rodaków – na naszym dzikim zachodzie to raczej rzadkość. Wymieniliśmy się grzecznościami, ale nie gawędziliśmy – widać było, że pani zdecydowanie nie ma ochoty na rozmowę.
3 komentarze:
Świetna wyprawa i przy okazji nauka dla młodych, by czasami posłuchać rad dorosłych. :)
Fajnie opisałaś; mogłam sobie wyobrazić tę jaskinię.
Pozdrawiam ciepło.
Bardzo oryginalna wycieczka do jaskini. Ciemność zapewne potęgowała wrażenie niezwykłości. Bardzo podziwiam.
Fantastyczna jaskinia:) jestem ciekawa dalszej jej części:)pozdrawiam serdecznie
Prześlij komentarz