piątek, 4 stycznia 2019

Sylwestrowy wyjazd na sanki

I tak, jak już wspomniałam, w sylwestrowy poranek wybraliśmy się na sanki. Dotarliśmy na miejsce na tyle wcześnie by załapać się na jedno z nielicznych już miejsc na parkingu - wielu innych rodziców wpadło na podobnie genialny pomysł wymęczenia swoich pociech.

widok ze szczytu górki

Na górce było dość tłoczno, ale jak zawsze, ruch w górę i dół sam się naturalnie regulował, podobnie samo zjeżdżanie - wszyscy grzecznie czekali aż poprzednik zjedzie, żeby na siebie na wzajem nie wpadać.


Dzieci natychmiast zabrały się za saneczkowanie, ale po jakimś czasie Emilia miała nieco dość, jej krótsze nóżki szybciej zmęczyły się wdrapywaniem na górkę, więc przez jakiś czas bawiłyśmy się u jej podnóża. Ktoś wcześniej wybudował śnieżny fort, Emilia usiłowała go nieco wzbogacić, ale że zimno było przeraźliwie to i śnieg się nie lepił. Za to pięknie skrzypiał pod butami - oj dawno nie słyszałam tego dźwięku!

maluchy dwa

Jak zawsze z bagażnika wywędrowała saperka bo przecież kopanie w śniegu to taka atrakcja! Emilka wykopała sobie dołek, wsadziła do niego tyłek i stwierdziła, że teraz jej tak ciepło!


Ja starałam się dreptać jak najwięcej, bo moje podobno ciepłe zimowe buty okazały się nie aż tak ciepłe, ale na szczęście miałam w samochodzie drugą parę wełnianych skarpet. Dzieci cały czas twierdziły, że im ciepło - rzeczywiście ręce miały ciepłe, nawet jak biegały bez rękawiczek, choć czapek nie ściągały. Krzyś na chwilę ściągnął ale po paru minutach sam włożył z powrotem. Szalika nie ściągnął ani na chwilę.


Po prawie trzech godzinach ściągnęłam Krzysia z górki, mimo że świetnie się bawił z nowo poznanymi kolegami, i poszliśmy na spacer do wodospadu. Obiecałam Emilii, że ją pociągnę na sankach, ale do wodospadu dzieci ciągnęły się nawzajem - na zmianę.

spacer do wodospadu Salt Creek Falls

Najpierw Krzyś gnał na złamanie karku ciągnąc Emilię, potem Emilia, w tempie ślimaczym, ciągnęła brata. Udawało jej się posuwać do przodu bo było z górki. Ja szłam stałym tempem i podczas kolejek Emilii najpierw się z nimi równałam, potem nieco wyprzedzałam. Radości i śmiechu było co niemiara, udzielały się też mijanym spacerowiczom.

W końcu dotarliśmy do wodospadu.

Salt Creek Falls, OR

Śniegu nie było zbyt wiele, więc można było podejść bezpiecznie do barierki.


Bywało, że śniegu napdało tyle, że górna część barierki sięgała jedynie do połowy łydki a wówczas strach było się do niej zbliżać - małe potknięcie i można było polecieć w przepaść, 100 metrów w dół. Emilia, mimo barierki, minę miała nietęgą kiedy pozowała do zdjęcia z tą przepaścią w tle - co i rusz się oglądała, czy aby nie stoi za blisko.

Podeszłam bliżej wodospadu i zrobiłam zdjęcie na tę samą barierkę - widać pionową ścianę poniżej. I tak jest do samego dna.


W drodze powrotnej trochę ciągnęłam Emilię, a nawet i Krzysia - w końcu obiecałam! Zjedliśmy, wypiliśmy ciepłą herbatę i dzieci wróciły na górkę. Do końca razem już zjeżdżali a bawili się tak dobrze, że niemal siłą musiałam ich zaganiać do samochodu. Udało się wyjechać o 3.45, już  jakiś czas po tym jak słońce schowało się za linią drzew.

W ciągu dnia, w promieniach słońca, śnieg na drodze roztopił się mimo niskiej temperatury, ale kiedy tylko słońce przestało operować, woda zaczęła zamarzać i bardzo się bałam jazdy po takiej ślizgawicy, w dół, z tymi przepaściami tuż za barierką. W porównaniu z ogromem gór te barierki wyglądają dość licho . . .
Niby drogi posypane żużlem, ale ryzykować nie chciałam.
Bez żadnych ekscesów dojechaliśmy do domu, tak wymęczeni, że jeszcze następnego dnia dochodziliśmy do siebie.

3 komentarze:

forever m@mmy pisze...

Piekne, przepiekne widoki!
Chcialoby sie pozowac obok Emilki, jesli tylko nie przeszkadzalby jej fakt, ze ktos odwaznie czolgaja sie do zdjecia. Juz zapewne wypowiedzialam sie w temacie ale co i rusz napatyoczy sie okazja by przypomniec, ze w cudownym miejscu na swiecie mieszkacie.
Wspaniale zakonczenie roku!

Jedno pytanie, bardzo zimno, tak zimno, ze buty czy kurtka nie wystarczaja to ile termometr pokazuje? Wiem, ze w gorach chlodniej, ale ciekawosc nakazuje zapytac o stan faktyczny raczej jak nieobiektywne odczucia. Kurtki nie za grube...

urszula97 pisze...

Wspaniały wypad,zrobiliście sporo kilometrów,widoki cudowne,dzieciaczki wybawione i zmęczone ale warto było, super mama jestes.

Motylek pisze...

Marzenko - Emilka zapewne udawałaby, że nikogo /poza piękną nauty/ koło niej nie ma . . .
Ale coś mi się wydaje, że niedaleko Ciebie też sporo cudnych zakątków, prawda?
Jeśli chodzi o temperaturę, to prognoza pogody zapowiadała od -10 do -6 w skali Celcjusza, w zależności od pory dnia. Od lat mieszkam w miejscu, gdzie, jeśli temperatura w nocy ma spaść w okolice zera to całe miasto ogarnia lekka panika, a jak taka temperatura ma się utrzymać w ciągu dnia to połowa rodziców, że dzieci nie powinny iść do szkół bo jest ZA ZIMNO.

Urszula - dziękuję!

Motylek