niedziela, 29 stycznia 2017

Spotkanie z wychowawczynią

W końcu doszło do spotkania z wychowawczynią Krzyśka.
Pierwotnie spotkanie było zaplanowane na początek grudnia, ale z powodu oblodzonych ulic zajęcia dydaktyczne, pozalekcyjne i spotkania z rodzicami zostały odwołane.
Drugi termin był na początku stycznia, ale wtedy spadł śnieg i znowu do spotkania z panią nauczycielką nie doszło.
Koniec stycznia okazał się łaskawszy jeśli chodzi o pogodę, spotkania odbyły się a ja miałam okazję wysłuchać wielu miłych słów na temat zachowania i postępów w nauce mojego syna.

Najbardziej spodobało mi się, kiedy pani powiedziała, że Krzysiek nie daje łatwo za wygraną, nie poddaje się i kiedy nie może rozwiązać jakiegoś problemu w jeden sposób, stara się spojrzeć na sytuację/zagadnienie z innej strony i dalej szuka - aż znajdzie. To bardzo przydatna w życiu cecha i cieszę się, że mój jedenastolatek już tak potrafi przynajmniej w szkole.

Poza tym, jego biurko w szkole jest zawsze utrzymane w należytym porządku (w przeciwieństwie do pokoju w domu) a w stosunku do kolegów jest życzliwy, nie wyśmiewa braku wiedzy u innych, a kiedy podczas pracy w grupach jakieś dziecko sobie nie radzi, ładnie mu pomaga tłumacząc jak i dlaczego ma być tak a nie inaczej.

Ponieważ z nauką Krzysiek nie ma żadnych problemów, test z czytania zaliczył na 264 słowa na minutę, a oceny na koniec pierwszego trymestru wykazują, że już grudniu w stopniu dobrym opanował materiał wymagany na koniec piątej klasy, pani skupiła się raczej na jego zachowaniu właśnie. I tak sobie myślę, że chyba muszę dać mu więcej swobody w domu, żeby i poza szkołą miał okazję się wykazać głównie samodzielnością i odpowiedzialnością, bo w chwili obecnej, z mamą przy boku, po powrocie ze szkoły te dwie cechy odwiesza na kołek.
Po co samemu o czymś pamiętać skoro wiadomo, że mama na 100% o tym pamięta i przypomni. Przynajmniej 5 razy. Jak nie więcej. Tak więc muszę się przełamać i uwierzyć, że jak nie przypomnę, to dziecko samo zrobi co trzeba a jak nie to świat się nie zawali.

No to zaraz następnego dnia pojechałam do pracy i nie zadzwoniłam do domu, żeby sprawdzić, czy moi panowie podołali trudowi porannego wstawania i wysłania syna do szkoły. Teoretycznie Krzysiek ma nastawiony budzik.
W praktyce okazało się, że ojciec ściągnął go z łóżka o 7.55 i dziecko pobiegło do szkoły bez śniadania. Ale nic się nie stało, bo w szkole śniadanie jest dla wszystkich uczniów za darmo - Krzysiek zjadł na szkolnej stołówce i też było dobrze.

A w temacie szkolnym będąc, wiadomo już w jakie dni szkoła będzie odrabiać dni odwołane z powodu lodu i śniegu. Wygospodarowano dwa takie dni jeszcze w trakcie roku szkolnego, jeden to President's Day (Dzień Prezydenta) - święto, z okazji którego szkoły i instytucje federalne oraz banki nie pracują.
Tego dnia dzieci w naszym okręgu szkolnym pójdą jednak do szkoły a także w jeden z piątków, w który też miało nie być zajęć, ale nie wiem z jakiego powodu, bo żadne święto tego dnia nie wypada. Resztę dni dołożono na koniec roku, więc wakacje zaczną się nieco później, ale nadal w czerwcu o ile znowu nie zasypie nas śnieg i ponownie nie zostaną odwołane zajęcia szkolne.  

5 komentarzy:

Damian pisze...

Bardzo fajny blog. Super, że dzielisz się swoim życiem.

Ulcia pisze...

Z całego serca gratuluję syna! Od zawsze było wiadomo, że Krzyś to mądry, rozsądny i odpowiedzialny chłopak! Dobre geny przekazane.
Mój urwis niestety piątej klasy aż tak pięknie nie zalicza. niby wszystko jest dobrze, ale... Właśnie to ale, które nie pozwala w pełni się cieszyć. Życiem dziecka zawładnęły gry, niestety. I czytać od zawsze nie lubi....
Pozdrawiam cieplutko

Motylek pisze...

Damian - Dziękuję.

Ulcia - No wiesz, nie aż tak mądry i rozsądny - swoje za uszami ma... Też jest ALE...
Też przejawia oznaki uzależnienia i właśnie dostał miesięczny szlaban na tablet. Dobrze, że choć czytać lubi... Chyba nie ma dzieci idealnych, jak i dorosłych idealnych nie ma. Zawsze jest jakieś ale...

Motylek

Anonimowy pisze...

Skoro "Ale" jest zawsze, postuluje za tym, zeby sie nie przejmowac. Moj tez uwielbia gry komputerowe, skutkiem czego odrywajac go od komputera wspinam sie na wyzyny cierpliwosci, stanowczosci, asertywnosci i innych (a w gorszych chwilach "brutalnosci", gdy pacne Potomka scierka po uszach). ALE, za to jest uczynny, kolezenski, spokojny i rozsadny (o ile nie chodzi o komputer). A poczucia humoru ma tyle, ze moglby do butelek wlewac i sprzedawac za niezle pieniadze.

Wiec nie jest zle. Cieszmy sie z tego co mamy.
P

Joanna pisze...

Poziomko - przejmowac sie nalezy, bo w to "ale" wpada tez wplyw kolegow - w przypadku Krzyska ten wplyw okazal sie ostatnio bardzo nieodpowiedni. Ciesze sie tym co mam, ale nie chce, zeby moje wysilki wychowawcze zostaly zmarnowane przez zaniechanie i zbytnia pewnosc siebie.

Motylek