niedziela, 23 lutego 2025

Kocyk i kwiatki

Aby sprostać lutowemu zadaniu na blogu Renaty w ramach zabawy Coś prostego (flora), wygrzebałam kocyk, który zrobiłam jeszcze w zeszłam roku. Byłam przekonana, że go nie skończyłam i lutowe zadanie zmotywowało mnie, żeby dokończyć rozgrzebany projekt. Okazało się, że jednak go skończyłam tylko o tym zapomniałam (demencja?).


Założenie było takie,  że zrobię sobie koc, kapę, z kwiatowych kwadratów, wykorzystując wszystkie resztki. Tak przy piątym kwadracie straciłam zapał, a wkrótce zniechęciłam się całkowicie - projekty z elementów to zdecydowanie nie moja broszka. Miałam jednak kilka kwadratów więc postanowiłam coś z nich zrobić. Dorobiłam jeszcze kilka, połączyłam je, i potraktowałam jako środek kocyka, a reszta  wokół to już typowy szydełkowy projekt.



Wyszedł mi kocyk w rozmiarze tak do wózka dla niemowlaka. Teraz czeka na jakąś dziewczynkę, czyli leżakuje w szafie.

Kwiatowy kocyk zgłaszam do zabawy Coś prostego u Renaty - lutowy motyw to flora.


Kocyk zgłaszam także do zabawy  u Splocika, Rękodzieło i przysłowia albo... 3.




W lutym Splocik zaproponowała:
  • przysłowie: 
Człowiekowi w życiu nie potrzeba więcej: serce do kochania, rozum do myślenia i do pracy ręce.
  • cytat: 
"Jeśli chcesz być w życiu kreatywny, musisz przestać bać się pomyłek". - Joseph Chilton Pearce

Wydaje mi się, że projekt ten wpisuje się w oba, i przysłowie, i cytat, ale lepiej, wyraziściej, obrazuje przysłowie. Nie ukrywam, że kilka pomyłek popełniłam - jedna z nich, to mieszanie włóczek o różnych grubościach w jednym projekcie. Ale z drugiej strony zrobiłam coś, czego od zawsze unikałam, uważając, że nie dam rady - zszyłam kwadraty i nawet dobrze i estetycznie mi wyszło. (Posiłkowałam się filmikiem znalezionym w sieci.) Przestałam się bać prac z elementów ale równocześnie utwierdziłam się, że po prostu nie lubię pracować nad tego typu projektami. Nie znaczy to, że mi się nie podobaj! Podobają mi się bardzo! Wolę je jednak podziwiać niż wykonywać.




czwartek, 13 lutego 2025

Przebiśniegi

Kilka ostatnich tygodni było u nas dość chłodnych, co nie zdarza się tutaj często. Media zaczęły bić na alarm bo rachunki za prąd i gaz poszybowały w górę. Sąsiad, jak co roku o tej porze podzielił się ze mną kolejną teorią spiskową bo jakoś od lat nie jest w stanie powiązać zimowego mrozu z wyższym rachunkiem za prąd (ogrzewanie na prąd) tak jak latem nie widzi związku pomiędzy klimatyzacją puszczoną non-stop a wyższą opłatą za energię elektryczną. 

Jednak dopiero dzisiaj w nocy zawitała do nas prawdziwa zima, czyli spadł śnieg. Niewiele, może z pięć centymetrów, ale tuż przed szóstą rano dostałam wiadomość, że szkoły dzisiaj zamknięte. 

Emilia najpierw się ucieszyła, ale po chwili mina jej zrzedła - cały zeszły tydzień siedziała chora w domu i kolejny dzień bez koleżanek wcale jej nie ucieszył. Na szczęście rodzice koleżanki dzisiaj nie pracowali i przyjechali po Emilię przed południem. 

Dziewczynki ulepiły bałwana, wybiegały się na śniegu a kiedy zmarzły, przychodziły bawić się w domu. A kiedy się zagrzały, znowu biegły szaleć na śniegu. 


Śnieg utrzymał się cały dzień, choć nie był to biały puch a raczej mokra breja. 

W drodze z pracy odebrałam Emilię - trochę marudziła, że tak szybko. Jak się pracuje w urzędzie to nie ma zmiłuj się, urząd musi być otwarty, ktoś musiał się w pracy pojawić. Z trzech, które wykonujemy tę samą pracę, stawiłam się tylko ja. Jechałam do pracy z duszą na ramieniu ale udało mi się dotrzeć na miejsce zanim marznący deszcz pokrył śnieg warstwą lodu. Do domu wróciłam jeszcze za dnia i udało mi się obfotografować przebiśniegi na tle śniegu - gratka nie lada!

Mam nadzieję, że na tym zima się u nas skończy!

Przebiśniegi bez śniegu - w miniony weekend.

PS

Oczywiście, że złapałam grypę od Emilii. A potem infekcja przeszła na zatoki i uszy i od tygodnia zażywam antybiotyk. Powoli zaczyna działać...

niedziela, 2 lutego 2025

Z nowym rokiem nowy płot

W Boże Narodzenie wieczorem zerwała się wichura. Wiatr wył przeraźliwie, ale dopiero kiedy nastał świt następnego dnia okazało się jakie spustoszenie sprawił. Tym razem to nie drzewa zostały powalone a płoty. W drodze do pracy zauważyłam kilka ale jeszcze wtedy nie wiedziałam, że i mój płot właśnie dokonał żywota. Dopiero w południe skontaktował się ze mną syn zaalarmowany przez sąsiadów. Córka, na moje żądanie, przysłała mi filmik.
 

Po prawdzie, nie byłam szczególnie zaskoczona. Kiedy kupiliśmy dom 19 lat temu płot już wtedy był stary i trzymał pion na słowo honoru - to cud, że ostał się tak długo.

Dogadaliśmy się z sąsiadami odnośnie nowego płotu bez problemu. Zgodni byliśmy co do tego, że nie mamy ochoty wydawać na płot więcej niż konieczne by zapewnić nam prywatność. Żadnych bajerów! Sąsiadka ogarnęła wszystko - wycenę z kilku firm, umowę, dopilnowanie wszystkiego. Ja tylko pokryłam połowę kosztów. Na nowy rok, nowy płot!



Nowy płot tylko wzdłuż jednego boku posesji. Pozostałe dwa ostały się a przed domem nie mamy płotu w ogóle.

Z pozostałych wiadomości - Emilia ma grypę. Zaczęła gorączkować wczoraj późnym wieczorem, noc miałyśmy zarwaną obie, temperatury nie dało się zbić. Zaraz o ósmej rano zadzwoniłam do przychodni otwartej w niedzielę i udało mi się dostać wizytę. Test na kowid był negatywny, test na grypę pozytywny. Ponieważ choroba zdiagnozowana tak szybko, jest szansa, że lek na grypę okaże się skuteczny. Możliwe, że Emilia ma też koklusz (sporo przypadków w okolicy) - lekarce nie podobał się jej kaszel. O ile nie minie do końca tygodnia, mamy przyjść sprawdzić. 

Obie z Emilią szczepiłyśmy się przeciwko grypie i kowidowi na jesieni ale i tak jest szansa, że i ja złapię grypę - lekarka stwierdziła, że tak 50%. Mam nadzieję, że jednak znajdę się w tej szczęśliwszej połówce!