W Boże Narodzenie wieczorem zerwała się wichura. Wiatr wył przeraźliwie, ale dopiero kiedy nastał świt następnego dnia okazało się jakie spustoszenie sprawił. Tym razem to nie drzewa zostały powalone a płoty. W drodze do pracy zauważyłam kilka ale jeszcze wtedy nie wiedziałam, że i mój płot właśnie dokonał żywota. Dopiero w południe skontaktował się ze mną syn zaalarmowany przez sąsiadów. Córka, na moje żądanie, przysłała mi filmik.
Po prawdzie, nie byłam szczególnie zaskoczona. Kiedy kupiliśmy dom 19 lat temu płot już wtedy był stary i trzymał pion na słowo honoru - to cud, że ostał się tak długo.
Dogadaliśmy się z sąsiadami odnośnie nowego płotu bez problemu. Zgodni byliśmy co do tego, że nie mamy ochoty wydawać na płot więcej niż konieczne by zapewnić nam prywatność. Żadnych bajerów! Sąsiadka ogarnęła wszystko - wycenę z kilku firm, umowę, dopilnowanie wszystkiego. Ja tylko pokryłam połowę kosztów. Na nowy rok, nowy płot!
Nowy płot tylko wzdłuż jednego boku posesji. Pozostałe dwa ostały się a przed domem nie mamy płotu w ogóle.
Z pozostałych wiadomości - Emilia ma grypę. Zaczęła gorączkować wczoraj późnym wieczorem, noc miałyśmy zarwaną obie, temperatury nie dało się zbić. Zaraz o ósmej rano zadzwoniłam do przychodni otwartej w niedzielę i udało mi się dostać wizytę. Test na kowid był negatywny, test na grypę pozytywny. Ponieważ choroba zdiagnozowana tak szybko, jest szansa, że lek na grypę okaże się skuteczny. Możliwe, że Emilia ma też koklusz (sporo przypadków w okolicy) - lekarce nie podobał się jej kaszel. O ile nie minie do końca tygodnia, mamy przyjść sprawdzić.
Obie z Emilią szczepiłyśmy się przeciwko grypie i kowidowi na jesieni ale i tak jest szansa, że i ja złapię grypę - lekarka stwierdziła, że tak 50%. Mam nadzieję, że jednak znajdę się w tej szczęśliwszej połówce!