Wczoraj wybudzone z zimowego snu mrówki wpadły do nas z wizytą.
Co roku urządzają sobie zwiad, wychodząc ze szpary przy framudze szafy wnękowej na kurtki, wędrują wzdłuż cokoliku do drzwi do sypialni Emilii, zapuszczają się wzdłuż ściany aż do kolejnej szafy wnękowej.
W tym roku zatrzymały się na porzuconym na środku pokoju opakowaniu po batoniku. Emilia to straszna bałaganiara (jej brat z resztą też) a ja od jakiegoś czasu nie chodzę i nie sprzątam po niej, bo jest już stanowczo za duża, żeby mama za nią sprzątała. Mrówki dokonały tego, czego moje prośby nie były w stanie osiągnąć - wysprzątana podłoga w mgnieniu oka! Rozłożyłam środek na mrówki i dzisiaj nie ma już po nich śladu. Ale wrócą, to pewne. Zawsze wracają, kiedy ma nastąpić diametralna zmiana pogody.
Jak tylko zobaczyłam, że zaczynają kwitnąć, zmobilizowałam się i przygotowałam nową rabatkę, na którą przesadziłam ciemierniki, przy okazji rozsadzając je. Do tej pory rosły sobie na stanowisku dość oddalonym od letniego nawadniania i ten brak wody nie bardzo im służył. Przeniosłam je w miejsce gdzie łatwo je będzie podlewać, ale najpierw musiałam pozbyć się rosnącej tam trawy.
Krokusy fioletowe i białe zawsze kwitną później niż te żółte. W końcu nadszedł ich czas. Kwitną przepięknie, całymi kępkami, ponieważ ładnie się już rozmnożyły. Muszę je nieco rozsadzić w tym roku, żeby cebulki miały więcej miejsca.
Powoli zaczynają kwitnąć żonkile. Kilka dni temu zrobiłam zdjęcie pierwszego samotnego rozwiniętego żonkila — cała reszta schowana była w pąkach.
Wystarczyło kilka słonecznych dni, by forsycja obsypała się kwiatami.
W ubiegłym roku pisałam o nowej rabatce pod kuchennym oknem. Zlikwidowałam trawnik, posadziłam wiosenne kwiaty, które dość ładnie wzeszły.

Jeszcze jesienią zaczęłam wprowadzać w życie kolejny projekt ogródkowy. Wzdłuż chodnika z ulicy do domu zlikwidowałam pas trawnika i ułożyłam w jego miejsce ozdobne płyty kamienne.
To, że wiosna widać i bez odwiedzin mrówek. Najpierw nieśmiało obwieściły jej nadejście żółte krokusy.
Tych żółtych mam zaledwie kilka i to w takim nierzucającym się w oczy zakątku — nie udało mi się ich złapać w pełnym rozkwicie.
Potem zakwitły ciemierniki.
Jak tylko zobaczyłam, że zaczynają kwitnąć, zmobilizowałam się i przygotowałam nową rabatkę, na którą przesadziłam ciemierniki, przy okazji rozsadzając je. Do tej pory rosły sobie na stanowisku dość oddalonym od letniego nawadniania i ten brak wody nie bardzo im służył. Przeniosłam je w miejsce gdzie łatwo je będzie podlewać, ale najpierw musiałam pozbyć się rosnącej tam trawy.
Mam w planach nieco szerszą rabatkę, ale to zrywanie darni jest dość męczące, więc pozbywam się jej powoli. Najpierw przygotowałam pas na tyle szeroki, by przesadzić nań ciemierniki. Wczoraj zerwałam kolejny pas i przesadziłam w to miejsce piwonie, które już zaczynają puszczać pędy. W miarę możliwości poszerzę tę rabatkę — mam jeszcze kilka roślinek, które chciałabym przenieść w to miejsce.
Kamelia już od jakiegoś czasu była w pąkach, ale nie obiecywałam sobie zbyt wiele, ponieważ co roku w porze jej kwitnienia przychodzą gwałtowne ulewne deszcze niszcząc delikatne kwiaty. W tym roku najpierw potarmosiły krzak gałęzie dębu, które złamały się pod ciężarem lodu (w styczniu). Na szczęście gałęzie oparły się o ogrodzenie kompostownika i zniszczenia nie były zbyt duże. W końcu kamelia zakwitła! Sporo kwiatów i dość ładnych, nieponiszczonych przez deszcz.
Krokusy fioletowe i białe zawsze kwitną później niż te żółte. W końcu nadszedł ich czas. Kwitną przepięknie, całymi kępkami, ponieważ ładnie się już rozmnożyły. Muszę je nieco rozsadzić w tym roku, żeby cebulki miały więcej miejsca.
Powoli zaczynają kwitnąć żonkile. Kilka dni temu zrobiłam zdjęcie pierwszego samotnego rozwiniętego żonkila — cała reszta schowana była w pąkach.
Wystarczyło kilka słonecznych dni, by forsycja obsypała się kwiatami.
W ubiegłym roku pisałam o nowej rabatce pod kuchennym oknem. Zlikwidowałam trawnik, posadziłam wiosenne kwiaty, które dość ładnie wzeszły.
Jako pierwsze zakwitły przebiśniegi, pojedyncze, bo tak je posadziłam.
Z czasem namnożą się i zaczną kwitnąć kępami.
Dzisiaj zauważyłam, że niebieskie hiacynty zaczynają kwitnąć, ale jeszcze nie rozwinęły się na tyle, by robić im zdjęcia. Ciekawa jestem czy tulipany zakwitną w tym roku, czy muszę jeszcze poczekać. Dla przypomnienia poniżej historyczne zdjęcia sprzed roku.

Kiedyś kamienie te wyłożone były wokół słupa z koszem do koszykówki, ale ponieważ już go od jakiegoś czasu nie mamy, znalazłam dla nich nowe zastosowanie. Pomiędzy płytami posadziłam skalniaki, a zimą zaczęłam wypełniać luki mchem przeniesionym z innych miejsc. Chwilowo nie prezentuje się to szczególnie pięknie, ale mam nadzieję, że z czasem zacznie wyglądać tak, jak sobie to wyobraziłam. Mam też nadzieję, że za jakiś czas mech obrośnie kamienie i ładnie to będzie wyglądać. Zobaczymy. Przesadzanie mchu to taki mój mały eksperyment ogrodniczy. Przenoszę go z miejsc, gdzie lepiej by go nie było, bo można się na nim poślizgnąć — na przykład. Jak kiedyś pozbędę się kolejnego pasa trawy wzdłuż tych kamieni, przesadzę tam dzwonki.