Tu, gdzie mieszkamy, zimy są bardzo łagodne. Pada deszcz, ale temperatura utrzymuje się przeważnie powyżej zera, a jeśli jeździ się wszędzie samochodem to prawdę powiedziawszy nawet nie potrzebuje się zimowych butów i kurtki.
Ale raz do roku zima przypomina sobie o nas, wpada z krótką wizytą i pokazuje pazury. Czasem ledwie je wysunie, poprószy śnieżkiem, i szybko zniknie.
Co kilka lat wpada do nas z mocnym przytupem, pokazuje ostre pazury w całej okazałości a po jej wizycie miasto leczy rany prze wiele tygodni.
Tak było w tym roku.
Że nadciąga atak zimy wiadomo było od przynajmniej tygodnia - trąbiły o tym wszystkie media. Ponieważ w sobotę dzieci miały jechać na narty, zakupy zrobiłam już w piątek – chciałam, żeby mieli świeże bajgle i rożki na wyjazd.
Do wyjazdu na narty jednak nie doszło, ponieważ w sobotę rano wszystko pokrywała kilkucentymetrowa warstwa lodu.
Nocą padał marznący śnieg, deszcz, znowu śnieg, a ujemna temperatura sprawiła, że wszystko to zamarzło w twardą i bardzo śliską skorupę. Do wyjazdu nie doszło ale skoro już dzieci wstały (mimo wolnego dnia), wzięliśmy sanki i poszliśmy na spacer. Wiatr siekł po twarzach marznącym deszczem i pierwszy raz od lat nie musiałam namawiać Emilii do założenia czapki i szalika. W trakcie spaceru zabrała mi nawet mój komin, aby lepiej zabezpieczyć się przed wiatrem. Ja założyłam tego dnia sweter z grubym golfem więc mogłam oddać jej swój komin.
Temperatura spadła mocno poniżej zera, ale śnieg nie padał, cały czas marznący deszcz, więc warstwa lodu stawała się coraz grubsza. Drzewa zaczęły się pod nią uginać, gałęzie łamać, linie wysokiego napięcia zerwane, mnóstwo domów bez prądu, bez internetu. Nie tylko domów, ale i sklepów, szkół, zakładów pracy. Z powodu wypadków autostrada była zablokowana przez 17 godzin. Droga od nas nad ocean zamknięta przez kilka dni. Sporo dróg, głównych i lokalnych, było nieprzejezdnych z powodu zwalonych drzew.
Sytuacja ta trwała od soboty do wtorku, kiedy to powoli zaczęło się ocieplać. Padał deszcz, który podobno miał przyśpieszyć topnienie lodu pokrywającego wszystko, ale zanim do tego doszło sprawił, że było jeszcze bardziej ślisko.
W poniedziałek było święto, więc szkoły nie było. We wtorek i środę zajęcia zostały odwołane we wszystkich szkołach, łącznie z uniwersytetem. W czwartek i piątek tylko nieliczne szkoły zostały otwarte – w tym te, do których chodzą moje dzieci. Ponieważ pracuję zdalnie, z domu, ja nie miałam przerwy z powodu ataku zimy.
W okowach lodu tkwiliśmy pięć dni. My wywinęliśmy się obronną ręką. Cały czas mieliśmy prąd a co za tym idzie i wodę – jak nie ma prądu to automatycznie nie ma u nas wody. W kominku buzował ogień, dwa razy dziennie chodziliśmy na ponad godzinne spacery i w sumie dość miło spędziliśmy razem ten czas.
Przez kilka dni zamartwiałam się o okno dachowe, bo wyglądało na to, że pękła w nim szyba, ale kiedy stopniał lód, "pęknięcie" znikło. Bardzo mi ulżyło.
Straty przyszły z innej strony, acz niewielkie. W środę rano okazało się, że trzy gałęzie dębu za domem nie wytrzymały ciężaru pokrywającego je lodu. Spadając, cudem minęły linię zasilającą dom w prąd i kabel dostarczający nam internet. Dwie z tych gałęzi zmiażdżyłyby krzew kamelii, gdyby nie były takie długie – oparły się na ogrodzeniu kompostownika co ocaliło kamelię. Gałęzie były tak ciężkie, że nie dałam rady sama odsunąć ich, dopiero z pomocą Krzyśka odciągnęliśmy je w miejsce, gdzie nie przeszkadzają – spadły tak, że zagradzały mi dostęp do kompostownika. Jak przestanie padać deszcz będę je musiała pociąć i wysprzątać teren za domem – cały trawnik usłany jest połamanymi gałązkami, takimi drobnymi.
Straty w okolicy są spore. Popękane rury, poniszczone domy i samochody, połamane kończyny, kilka osób straciło życie. W niektórych miejscach prądu nie będzie jeszcze przez wiele dni, a zanim wszystkie połamane i zwalone drzewa zostaną uprzątnięte minie nawet kilka miesięcy. Mam nadzieję, że w tym roku nie będziemy już musieli doświadczać zimy na własnej skórze.
2 komentarze:
Uwielbiam szadź..Krajobraz bajkowy. Przyroda dochodzi potem do siebie , wiosna a ludzie też...😉
Widoki cudne mimo, że dla roślin i żyjących istot nienajlepsze takie zmrożenia.
Zima potrafi pokazać swoje pazurki.
Dobrze, że okno całe.
Pozdrawiam ciepło.
Prześlij komentarz