No i masz babo placek! Trzeba szukać kolejnego nauczyciela! Na szczęście pani Grace poleciła mi Społeczny Instytut Muzyczny, działający pod auspicjami lokalnego uniwersytetu. Nawet nie wiedziałam, że coś takiego istnieje, ale to właśnie w tej placówce córka pani Grace pobiera lekcje gry na skrzypcach. Trochę potrwało załatwienie wszystkich formalności, ale z początkiem stycznia zaczęłam wozić Emilię na lekcje na uniwersytet.
Z parkowaniem na kampusie jest zawsze problem. Miejsc parkingowych niewiele i większość z nich zarezerwowana dla osób posiadających specjalne zezwolenie. Jest kilka parkingów płatnych, ale nie ma gwarancji, że akurat będzie na nich miejsce. Szukamy więc miejsc parkingowych kilka przecznic dalej, na co trzeba zarezerwować nieco czasu, bo przecież nie wiadomo jak długo zajmie nam znalezienie miejsca. Ostatnio znalazłyśmy miejsce natychmiast i to niemal pod budynkiem, w którym Emilia ma lekcję.
Nowa nauczycielka, albo raczej instruktorka, bo taka terminologia obowiązuje w tej instytucji, to doktorantka rodem z Chin. Pierwsza nauczycielka Emilii była Japonką, druga jest Koreanką, obecna, Chinką. Układ jest taki, że kiedy pani Grace wróci już z zamorskich wojaży, Emilia wraca do niej na lekcje.
O tymczasowej naturze lekcji w ramach Instytutu poinformowałam kierowniczkę zaraz na wstępie.
Instytut organizuje lekcje w 10-lekcyjne bloki skoordynowane z semestrami na uniwersytecie. Do tego jest jeden tydzień na odrobienie odwołanej lekcji (jeśli zaistnieje taka sytuacja), a potem zaczyna się kolejny 10-tygodniowy blok.
Po pierwszej lekcji Emilia stwierdziła, że pani jest miła. W kolejnym tygodniu zajęcia się nie odbyły, ponieważ całe miasto było skute lodem. W tym tygodniu odbyła się druga lekcja, po której Emilia doszła do wniosku, że jednak tej pani nie lubi. Głównie dlatego, że pani "zadaje tyle pytań," a Emilia nie zna na nie odpowiedzi. Każdy nauczyciel ma swój styl nauczania, a ta pani uważa, że jak dziecko sobie wygugla co dany termin muzyczny oznaczy, to lepiej zapamięta.
A Emilia chciałaby wszystko podane na tacy. Aby nieco załagodzić konieczność odrobienia tego nowego zadania, zaproponowałam Emilii, żeby założyła nowy dokument Google doc. i do niego skopiowała te wszystkie 5 czy 6 definicji, a ja go potem wydrukuję.
Z parkowaniem na kampusie jest zawsze problem. Miejsc parkingowych niewiele i większość z nich zarezerwowana dla osób posiadających specjalne zezwolenie. Jest kilka parkingów płatnych, ale nie ma gwarancji, że akurat będzie na nich miejsce. Szukamy więc miejsc parkingowych kilka przecznic dalej, na co trzeba zarezerwować nieco czasu, bo przecież nie wiadomo jak długo zajmie nam znalezienie miejsca. Ostatnio znalazłyśmy miejsce natychmiast i to niemal pod budynkiem, w którym Emilia ma lekcję.
Pół godziny, które nam pozostało do lekcji, spędziłyśmy spacerując po kampusie. Odwiedziłyśmy Cmentarz Pionierów, najstarszy w mieście, pamiątkowy, na którym nie chowa się zmarłych już od prawie stu lat. Emilia jeszcze nie była na takim starym cmentarzu, z omszałymi nagrobkami – szalenie jej się podobało! Sam kampus też, choć zwiedziłyśmy zaledwie mały fragment. Oświadczyła, że właśnie na tym uniwersytecie chce w przyszłości studiować. (Emilia ma dopiero 11 lat). Uniwersytet Oregoński (University of Oregon) został założony w roku 1872, więc raczej nie może się porównywać z Uniwersytetem Jagiellońskim, a nawet z Harvardem (założonym w roku 1636) – poziomem nauczania z resztą też. Nasz lokalny uniwerek plasuje się na miejscu 98 (na 439) w rankingu wyższych uczelni w USA. Natomiast jest na miejscu co przy astronomicznych cenach za akademik nie jest bez znaczenia. Zobaczymy za siedem lat czy Emilia nadal pozostanie przy swym pierwszym wyborze, czy jednak zdecyduje się studiować gdzie indziej o ile nie stwierdzi, że nie ma zamiaru studiować w ogóle.
2 komentarze:
Czyli na razie, odnośnie studiów Emilki , problem rozwiązany.
Potem będzie , co będzie.
Pozdrawiam!..🥰
Poczekamy, zobaczymy...
Czasami dzieci są konsekwentne w swoich wyborach. :)
Pozdrawiam ciepło.
Prześlij komentarz