piątek, 26 grudnia 2014

Angielskie wakacje: Bournemouth

Podczas naszych angielskich wakacji stacjonowaliśmy w Bournemouth - to właśnie tam mieszka brat z rodziną. Przyznam, że nigdy wcześniej nie szukałam informacji na temat tej miejscowości, ale tuż przed samym wyjazdem, koleżanka z pracy chciała zobaczyć dokąd się udajemy, więc wpisałam nazwę w wyszukiwarkę i oczy przetarłam ze zdumienia.

Dowiedziałam się z Wikipedii, że Bournemouth jest ośrodkiem wypoczynkowym i konferencyjnym oraz popularnym kąpieliskiem. Jest także jednym z ulubionych nadmorskich kurortów Anglików. Dzięki piaszczystej plaży i naturalnym warunkom do uprawiania sportów wodnych, znajduje się w pierwszej dziesiątce najpopularniejszych miejscowości tego typu na świecie.

Plaże rzeczywiście są piękne - spędziliśmy na nich sporo miłych chwil. 
Moje dzieci, zwłaszcza starsze, szczególnie cieszyła temperatura wody (wyższa niż temperatura wody w Pacyfiku w Oregonie) oraz obfitość muszelek wszelkiego rodzaju.


Nie wiedziałam też, że w Bournemouth mieszka aż tyle ludzi (142 tys.) ani że aż tak liczną grupę stanowią tam Polacy. Język polski słyszy się na każdym kroku - po kilku dniach od naszego przyjazdu, Krzyś zadał mi pytanie:

- Mamo, czy tutaj wszyscy mówią po polsku? - No bo coś mu nie pasowało: jesteśmy w Anglii, czyli ludzie wokół powinni mówić po angielsku, a on na każdym kroku słyszy polski... 

Krzysiek bardzo szybko przestawił się na język polski i, ku mojej ogromnej radości, bardzo się podciągnął w języku rodziców. Szkoda, że po powrocie do domu, z każdym dniem mniej polskiego a więcej angielskiego i znowu bez przerwy muszę mu przypominać, żeby mówił do mnie i do Emilii po polsku.

Wracając do Bournemouth, nie zaliczaliśmy atrakcji turystycznych, bo nie po to tam się wybraliśmy. Pewnego dnia, bratowa zabrała nas na krótką wycieczkę do ogrodów w centrum. Dziewczynkom podobały się ptaki, Krzyśkowi balon. Tutaj można sobie obejrzeć Lower Gardens na stronie Google, a poniżej dwa nasze zdjęcia.



4 komentarze:

AsicaN pisze...

W sumie UK jest pieknym krajem. Uwielbiam takie wiejskie klimaty, ktore mijam jadac na lotnisko w Leeds. Niestety moje miasteczko jest okropnie brzydkie ;D

hrabina pisze...

MIło jest teraz, jakiś czas po wakacjach, powspominać, prawda? Z przyjemnością oglądam zdjęcia i trochę Wam zazdroszczę tej ciepłej wody.


Anka

Ataner pisze...

Nooo, woda w Pacyfiku barrrrdzo zimna, pamietam, pamietam:)))
Ale i tak macie najpiekniejsze plaze!
Na pewno spedzilas z dziecmi wspaniale chwile odwiedzajac brata w Anglii.
Widze, ze zapewnil Wam mnostwo atrakcji.
Przygladam sie Krzysiowi ( dlaczego? nazywasz go Krzysiek?)
I nie moge uwierzyc jak on wyrosl. Czuje sie jak jego matka chrzestna, hihihi.

Motylek pisze...

Asia - niestety skupiska ludzie (miasta) raczej nie są zbyt piękne. Wygodniej się za to w nich mieszka... Coś za coś... Przynajmniej w drodze na lotnisko możesz sobie pooglądać ładnie widoki...

Ania - oj miło, miło...
Z tą ciepłą wodą to bez przesady - cieplejsza niż u nas w Oregonie, ale dla mnie i tak była za zimna.

Ataner - woda w Pacyfiku w Oregonie doskonała do chłodzenia napojów w butelkach! Jak mnie Krzyś wkurzy to jest Krzysiek - a w Anglii pokazał się z najgorszej strony, niestety - bardzo ubolewam nad tym, że brat z bratową na zawsze zapamiętają go jaki opryskliwego, niwdzięcznego i źle wychowanego chłopaka. Niestety tak właśnie się zaprezentował. A jak jest miły, to jest Krzyś, Krzysiątko i jeszcze kilka podobnych.
Wyrosło dziecko - niebawem pewnie przerośnie mamę...

Motylek