Z Kasią znamy się jeszcze z Polski. Po moim wyjeździe kontaktowałyśmy się przez internet a odkąd Kasia przeprowadziła się do Chicago, dość często rozmawiamy przez telefon. Niemniej jednak minęło już 10 lat odkąd spotkałyśmy się twarzą w twarz.
Ilekroć posyłałam Kasi zdjęcia z naszych oregońskich wycieczek zachwycała się "Ależ u Was pięknie!" Na co ja niezmiennie zachęcałam ją do przyjazdu do Oregonu "No to przyjedźcie do nas na wakacje!" I tak to trwało parę lat, aż kilka miesięcy temu usłyszałam "Wybieramy się do Was!"
Czas wizyty został dokładnie zaplanowany - pomiędzy zakończeniem przedszkola przez Emilię oraz wyjazdem dzieci do Polski. To u nas.
U Kasi był to czas kiedy półkolonie jej córki się kończą a szkoła jeszcze nie zaczyna (u nich rok szkolny zaczyna się i kończy w innym terminie niż u nas).
Najważniejsze podczas ich pobytu był czas spędzony razem, rozmowy, rozmowy, rozmowy, ale nie mogło się obyć bez obejrzenia kilku przepięknych zakątków w Oregonie. Akurat nawiedziła nas fala rekordowych upałów, więc skończyło się na dwóch wycieczkach. Podczas pierwszej z nich udaliśmy się na zachód, w stronę oceanu, ale najpierw zahaczyliśmy o wodospad Alsea Falls. (Tutaj linki do archiwalnych wpisów na temat Alse Falls KLIK i KLIK.)
Alsea falls, Oregon, USA |
Potem pognaliśmy nad ocean i zatrzymaliśmy się na pierwszym parkingu z dostępem do plaży.
Pacyfik, Oregon, USA |
Tam trochę zabawiliśmy bo dzieci miały frajdę niesamowitą a przy tym było bardzo ciepło - tego dnia padł rekord jeśli chodzi o temperaturę powietrza na oregońskim wybrzeżu a my skwapliwie z tego skorzystaliśmy.
W końcu zaczęło nam burczeć w żołądkach a kanapki zabrane na drogę już dawno zniknęły, więc udaliśmy się na obiad, po drodze wjeżdżając na przylądek Perpetua. U góry buchnął na nas żar tak potworny, że nie byliśmy w stanie zabawić dłużej mimo zapierających dech widoków. (Tutaj link do archiwalnych wpisów KLIK, KLIK.)
Widok z Cape Perpetua w kierunku południowym, Orego, USA |
Po obiedzie, spałaszowanym z wielkim apetytem, udaliśmy się na kolejną plażę, Devil's Elbow, w pobliżu latarni Heceta Head Lighthouse. Dzieci znowu szalały - głównie w wodzie wpadającego do oceanu strumienia, w którym woda była o niebo cieplejsza niż w Pacyfiku. A ja załapałam się na fotkę zrobioną telefonem Kasi.
A na koniec - spacer do latarni Heceta Head Lighthouse. (KLIK)
Do domu wróciliśmy późno ale za to pełni wrażeń.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz