piątek, 28 czerwca 2019

wtorek, 25 czerwca 2019

Koniec roku szkolnego

Kolejny rok szkolny za nami. Obie pociechy zakończyły go pięknie, z bardzo dobrymi ocenami.

Wczoraj, przyszła pocztą karta z wynikami Emilii. Rzędy cyferek napełniają dumą mamę. Jako przykład podam dane odnośnie czytania. W naszym okręgu, na koniec pierwszej klasy dzieci powinny czytać 53 wyrazy (lista) na minutę oraz 68 (tekst) - Emilia czyta odpowiednio 95 i 147.

Krzyś, mimo rozlicznych zajęć poza szkolnych, też ma ładne oceny. Jego karta z ocenami nie dotarła jeszcze, ale i tak wiemy jakie są ponieważ są dostępne na stronie szkoły. Ma tylko jedno B, z algebry, na którą uczęszczał z uczniami klas ósmych, sam będąc w klasie siódmej. Reszta, to same A, czyli najwyższe możliwe oceny.

W ostatnich dniach zajęć przyniósł do domu plik dyplomów: za stuprocentową frekwencję, za wyniki w nauce z przedmiotów Science i Social Studies, za wysoką średnią ze wszystkich przedmiotów.
Na tablicy korkowej, natomiast, przypiął sobie dyplom zaświadczający, że został mu przyznany tytuł ucznia miesiąca maja.

Wczoraj stwierdził, że chciałby się zapisać na jakiś letni kurs z matematyki, żeby przygotować się do zajęć w przyszłym roku szkolnym. W ósmej klasie, jeszcze jako uczeń gimnazjum, na matematykę będzie chodził do pobliskiego liceum. Muszę mu poszukać czegoś w internecie o ile ten wieczorny zapał nie przejdzie mu wraz z nadejściem poranka.

Wakacje zaczynamy więc w dobrych nastrojach!

niedziela, 23 czerwca 2019

Kolejna czapka z resztek

Kolejna czapka z resztek włóczki bez nazwy.


Włóczka dość gruba, więc przerabiałam na drutach 5.5 mm - spokojnie mogłam dziergać i na grubszych drutach! Jak widać, skończyła mi się włóczka brązowa i kończyłam beżową. Zwieńczenie to pompon, których całą paczkę dostałam od Emilii. Przyniosła je ze szkoły, połączone sznurkiem tworzyły girlandę, zimową ozdobną zawieszkę. Bez pompona czapka waży 73  gr. Czapka robiona według opisu ze styczniowego wyzwania Jeden Motek na blogu Otulove.

środa, 19 czerwca 2019

Siedmiolatka

Dzisiejszego poranka Emilia obudziła się jako siedmiolatka. Urodziny miała wczoraj, ale że na świat przyszła po południu, to dopiero dzisiejszy poranek był tym pierwszym w wieku lat siedmiu.


A wczoraj, jeszcze w piżamie, tradycyjne mierzenie przy framudze drzwi kuchennych. Kolejna kreska, już coraz bliżej kreski starszego brata z siódemką. Siódme urodziny, dziecko urosło od zeszłego roku o prawie 7 cm - teraz mierzy 118 cm. Krzyś w dniu siódmych urodzin mierzył 121 cm.

Urodziny Emilii wypadły w ostatnim dniu zajęć szkolnych. Dzieci już nie siedziały w klasie i nie uczyły się a dzień ten, a w  zasadzie tylko połowę dnia, spędziły na zabawie w stylu festynowym plus występ magika. Czy możny wymarzyć sobie lepszy scenariusz urodzinowy?

Po południu, w pobliskim parku, Solenizantka świętowała z koleżankami ze szkoły. Dziewczynki bawiły się fantastycznie, potwierdzając, że do świetnej zabawy wystarczy dobre towarzystwo i dużo trawy do biegania.


Kiedy nadszedł czas na tort (w tym roku zakupiony w sklepie, ale Emilia sama wybrała jak ma wyglądać), każda z koleżanek umieściła jedną świeczkę na torcie Emilii.


Świeczki nie zapłonęły w równiutkim rządku, ale musiało być coś szczególnego i może nawet magicznego w tym ustawieniu, bo nawet dość mocno wiejący tego dnia wiatr zostawił je w spokoju. Nie miałam problemu z zapaleniem ich i nie zgasły podczas śpiewania Happy Birthday, dopiero Emilia je zdmuchnęła.

niedziela, 16 czerwca 2019

Jaśmin pnący

Jaśmin pnący zaczął kwitnąć. Po szoku, jaki zafundowałam mu wiosną, przenosząc na nowe podpórki, trochę mu zajęło by dojść do siebie, ale jak już doszedł, obdarował mnie delikatnymi, przecudnie pachnącymi kwiatami.



Z boku, stojąc pod płotem, wygląda to tak:


Z lewej strony roślinka pnie się po metalowej drabince, a u góry, pod daszkiem, po drucianej siatce. Na zdjęcie załapała się jeszcze śliwa.

Na zbliżeniach wygląda to tak:


Starałam się pokazać jaśmin wkomponowany w taras, ze stołem, krzesłami i hamakiem, czyli tym miejscem, gdzie latem spędzam sporo czasu. Przez okno mojej sypialni mam natomiast widok na tę część jaśminu pnącą się wzdłuż zadaszenia.


Jak widać, sporo jeszcze miejsca zostało na drabince, ale za parę lat te wolne przestrzenie się z pewnością wypełnią.

To teraz kilka zbliżeń. Niestety zapachu nie da się tutaj wkleić a jest obłędny.




Od strony tarasu, jaśmin podpięty wzdłuż daszku wygląda tak (w tle, z prawej strony, okno mojej sypialni):



piątek, 14 czerwca 2019

Koncert orkiestry szkolnej i kotki

Zabrałam się w końcu za muzykę z koncertu na koniec roku szkolnego. Przypomnę, że mój gimnazjalista, gra w tym roku na saksofonie, w sekcji średnio zaawansowanej.

Nagrywałam (telefonem) jedynie dźwięk, i nie bardzo miałam pomysł w jakie zdjęcia nagrania te ubrać, tym bardziej, że tym razem orkiestra grała same przeboje. Pierwszy utwór, najdłuższy, to "Bohemian Rhapsody" - klasyka została ubrana w kwiecie z ogródka.



Drugi utwór, z filmu "Moana," powinien dobrze się słuchać z widoczkami morskimi, zachodami słońca a do tego jeszcze kilka tęczowych fotek.



A ostatni utwór, "Uptown Funk," posłużył mi jako tło muzyczne historyjki o kotach. Miałam w planach wpis, ale zamiast niego jest wideo. 
Miłego oglądania i słuchania!



poniedziałek, 10 czerwca 2019

Koc

Zaczęło się od tego, że rok temu dostałam na urodziny od koleżanki z pracy kilka motków włóczki w różnych kolorach. Dość długo rozmyślałam co z niej zrobić, dokupiłam jeszcze jeszcze kilka motków a potem już tylko przerabiałam słupek za słupkiem, okrążenie za okrążeniem, aż powstał koc, a w zasadzie to kapa na łóżko z funkcją koca. Albo koc, z funkcją kapy - w zależności od pory roku.


Pracowałam nad tym projektem pół roku, a ostatnie okrążenia okazały się prawdziwym sprawdzianem z cierpliwości i wytrwałości. O wytrzymałości nadgarstka nie wspominając.



Koc wyszedł dość spory, mierzy sobie 220 na 160 centymetrów a waży ponad dwa kilogramy (2356 gr) - choć rozpostarty na trawniku wygląda dość niepozornie.


Kiedy zbliżałam się do końca, zarzekałam się, że nigdy więcej nie porwę się na taki ogromny, czasochłonny projekt, ale właśnie natknęłam się na piękny wzór, i moje mocne postanowienie jakby zmiękło...

Garść informacji:
  • szydełko G (4.25 mm)
  • włóczki: Big Twist Yarns Value Solids (różowa), Fair Isle Yarn Libert (beżowa), Red Heart Soft Solids & Heathers (kobaltowa), Red Heart Super Saver Solids (w różnych kolorach) i jeszcze trochę resztek innych włóczek.
  • 160 x 220 cm

sobota, 8 czerwca 2019

środa, 5 czerwca 2019

Intensywna końcówka roku szkolnego

Końcówka roku szkolnego obfituje w wydarzenia, zwłaszcza jeśli chodzi o Krzyśka, który chciałby połapać wszystkie sroki za ogonki i w efekcie ja mam urwanie głowy. Ale po kolei.

Mój gimnazjalista zgłosił się w szkole na ochotnika do C-Crew (Załoga C, gdzie to "C" stanowi pierwszą literę w nazwie szkoły.) Najpierw, członkowie załogi C, przeszkoleni i ubrani w stosowne T-shirty, spotykali się z uczniami klas piątych, którzy od września podejmą naukę w gimnazjum Krzyśka.  W zeszłym tygodniu, w środę, oprowadzali po szkole tychże uczniów i ich rodziców, podczas zorganizowanej przez szkołę orientacji dla rodziców uczniów klas piątych. W sierpniu członkowie Załogi C znowu pojawią się w szkole, służąc pomocą podczas rejestracji. Końcowy akord nastąpi pierwszego dnia szkoły, kiedy to Załoga C bierze pod swoje opiekuńcze skrzydła szóstoklasistów w ich pierwszym dniu w gimnazjum (klasy siódme i ósme rozpoczynają zajęcia szkolne dzień później.)

Mój wkład w poczynania członka Załogi C, Krzysztofa, sprowadza się do wsparcia logistycznego: uprać i odprasować koszulkę, odstawić do szkoły, odebrać po akcji. Przydział majowy wykonany, działania zawieszone do połowy sierpnia.

Od roku Krzysiek należy do szkolnego Stowarzyszenia Honorowego.

W ramach stowarzyszenia chodził na comiesięczne spotkania, odpracowywał godziny prac społecznych (2 godziny miesięcznie) i brał udział w różnych kwestach.

Przed Bożym Narodzeniem Stowarzyszenie sprzedawało wieńce adwentowe i girlandy, a zarobione pieniądze przeznaczone były na jakieś cele około szkolne, już nie pamiętam na co konkretnie. Zabrałam zamówienie do pracy i kilka osób zakupiło wieńce, które były na prawdę ładne i do tego w dość przystępnej cenie. Okazało się, że moje dziecko sprzedało najwięcej.

W zeszłym tygodniu, podczas dorocznej uroczystości, po pożegnaniu odchodzących członków i przyjęciu nowych, wręczono dyplomy uznania tym członkom, którzy przepracowali najwięcej godzin w ramach prac społecznych oraz tym, którzy uzbierali najwięcej pieniędzy podczas listopadowej kwesty (między innymi moje dziecię.)

Członkowie stowarzyszenia, by wyróżnić się z tłumu, mają bluzy z logo stowarzyszenia, i z tego co zauważyłam, noszą je chętnie. Podczas swoich comiesięcznych spotkań zaprojektowali nowe logo, i właśnie dostali nowe bluzy. Czwartkowa uroczystość wymagała wprawdzie galowego ubioru, ale sporo dzieciaków założyło je na niedzielną akcję, w ramach której stowarzyszenie zarabiało myjąc samochody na przyszkolnym parkingu.

Pogoda dopisała wspaniale, początkowe niewprawne, sztywne ruchy, w miarę upływu czasu (i wody) nabrały ogłady, a kiedy dzieciaki jeszcze trochę się popryskały wodą prosto z węża i porzucały gąbkami do szorowania karoserii, akcja zamieniła się w zabawę. Pod okiem opiekunki stowarzyszenia (nauczycielka) i dwóch innych pracowników szkoły, samochody były myte bardzo dokładnie. Nauczycielki myły samochody na równi ze swoimi uczniami, demonstrując jak porządnie wykonać tę robotę, o której większość z obecnych nastolatków nie miała zielonego pojęcia. Po trzech godzinach widać było wyraźny postęp w tej kwestii.


Założenie było takie, że odstawię Krzyśka do szkoły i pojadę z Emilią na plac zabaw, ale Emilia doszła do wniosku, że żaden plac zabaw nie może się równać pysznej zabawie jaką mieli jej brat i jego koledzy, i dołączyła do nich, pomagając myć samochody. Momentami, zwłaszcza na początku, bardziej się przykładała niż jej starszy brat, który dopiero po jakimś czasie się rozkręcił. Przesiedziałam 3 godziny na trawniku pod szkołą, ale nie nudziłam się - poza oczywistą rozrywką polegającą na obserwacji całej akcji, ucięłam sobie długą pogawędkę na linii z Polską.

W piątek, z kolei, musiałam odstawić dziecko do szkoły na 7.45, ponieważ o 8.00 odjeżdżał autobus na turniej Brain Bowl. To taki turniej o zasadach bardzo zbliżonych do Va Banque, tylko drużynowy.

Pani, która do zeszłego roku przygotowywała ochotników do tego turnieju, przeszła na emeryturę, i długo nie było komu przejąć od niej pałeczki, aż w niemal ostatniej chwili zdecydowała się jedna z mam. Dwa tygodnie to niewiele czasu, ale chętnych nazbierało się sporo. Nagradzanych miejsc nie zdobyli, ale całkiem źle też nie wypadli. Tak pośrodku - turniej był na poziomie powiatu.

Oczywiście wszyscy biorący udział otrzymali turniejowe koszulki. Jeśli dodać do tego koszulkę z C-Crew, zajęć lekkoatletycznych (które skończyły się w połowie maja) i koszulkę z religii - syn dostał ładną wyprawkę na lato. Plus spodenki, które dostał na zawody no i bluza Honor Society.

Jak już wspomniałam, wcześniej, w połowie maja, skończyły się zajęcia lekkoatletyczne, a w miniony weekend, sezon piłkarski. W sobotę rozegrano ostatnie mecze - w ramach imprezy "Soccerfest." Drużyna Krzyśka grała 3 40-minutowe mecze, w upalnym słońcu i takim natężeniu pyłków w powietrzu, że prawie połowa drużyny nie była w stanie grać. Wspomogli ich modsi zawodnicy, z którymi razem trenowali przez ostatnie tygodnie. Ci młodsi okazali się bardziej odporni i na upał i na alergie. W poniedziałek wieczorem trener zorganizował party na zakończenie sezonu. Jestem pod wrażeniem, niesamowicie pozytywnego podejścia trenera do dzieciaków, piłki nożnej, treningów, przegranych. Tryskający optymizmem, opanowany i spokojny. Jako jeden z nielicznych trenerów nigdy nie wrzeszczy, nie wścieka się, nie krytykuje, nie wytyka błędów i nie obwinia zawodników o przegraną. Jego zachowanie przekłada się na zachowanie zawodników, wzajemna pomoc i wparcie, wspólna zabawa.

Uroczystość były taka jak trener i cały sezon - wspaniała atmosfera, ogromna dawka wzajemnej życzliwości i wspaniała zabawa. Przez cały sezon, zawodnicy obu drużyn (młodszej i starszej) podzieleni byli na reprezentacje słynących z drużyn piłkarskich krajów i rozgrywali między sobą Puchar Świata. W każdej reprezentacji byli członkowie i młodszej i starszej drużyny, i dziewczyny i chłopaki. Każda grupa wybrała nazwę kraju, jaki reprezentowała (Krzysiek wylądował w Argentynie) i dla którego zdobywała punkty. Punkty były przyznawane nie tylko za osiągnięcia na boisku, ale za życzliwość wobec innych, punktualne pojawianie się na mecze itp. W poniedziałek został przyznany puchar krajowi, który nazbierał najwięcej punktów. Poza tym każdy zawodnik dostał medal, ze swoim imieniem i nazwiskiem na odwrocie. Podczas ceremonii wręczenia tychże medali, każdy miał coś o sobie powiedzieć, co lubi robić poza kopaniem piłki. Okazuje się, że niemal wszyscy mają jeszcze inne zainteresowania, od gry na instrumentach, po motokros.

Po medalach rozegrano dwa ostatnie mecze sezonu, pomiędzy niepełnoletnimi zawodnikami i ich rodzicami. Nie wiem jaki był wynik U12, ale U14 (starszaki) nie dali szans rodzicom. Po meczu, dla ochłody i rozładowania emocji, poszły w ruch wcześniej przygotowane baloniki z wodą - nie ma to jak regularna bitwa na wodne pociski. (Obejrzałam sobie za którymi zawodniczkami biega moje dziecko, a które dziewczyny usiłują trafić balonem z wodą jego.)

Impreza odbywała się w pobliskim parku z placem zabaw, a większość zawodników ma młodsze rodzeństwo, które na tymże placu zabaw mogło się wyszaleć. Emilia zna niektóre z tych dzieci ze szkoły, między innymi z jednym chłopcem chodzi do klasy i na religię. Chłopiec ten bardzo lubi Emilię i swej sympatii daje wyraz nader entuzjastycznie i głośno co do tej pory mocno zawstydzało Emilię. Ale na placu zabaw wybiegali się, i ekstremalne reakcje nieco się wyrównały, co sprawiło, że dzieci bawiły się jeszcze lepiej. Jak łatwo się domyślić, niemal siłą musiałam te moje Pociechy zaciągnąć do domu.

Wcześniej tego samego dnia Emilia miała ostatnie zajęcia z baletu i w drodze na nie sama stwierdziła, że już ma dość. Jak to sama ujęła, "balet jest tak męczący, że musi od niego odpocząć."

W zeszłym tygodniu, w tym samym dniu co uroczystość Stowarzyszenia u Krzyśka, Emilia miała ostatnie przed wakacjami zajęcia na basenie. Basen jest obok szkoły, więc prosto spod prysznica, z mokrymi włosami, pobiegłyśmy do budynku obok i udało nam się nie spóźnić.

Muzycznie też finiszujemy. Wczoraj wieczorem odbył się ostatni w tym roku szkolnym koncert orkiestry, ale o tym napiszę już innym razem,

niedziela, 2 czerwca 2019

Wild Iris Ridge


W poszukiwaniu (w internecie) tras na wycieczki, natknęłam się na niezbyt wymagającą, krótką trasę, zaledwie kilka kilometrów od domu (w granicach miasta), w odległości 8 minut jazdy samochodem (jak orzekł mój przemądrzały telefon) - Wild Iris Ridge.


Nazwa nawiązuje do dzikich irysów, które kwitną na tym terenie, ale aby je podziwiać, należy wybrać się wczesną wiosną, dużo wcześniej niż my to uczyniliśmy. Irysy już przekwitły, ale zastąpiły je inne, może mniej okazałe, ale urocze w swej prostocie kwiaty, oraz przepiękne trawy.






Dzień na wycieczkę mieliśmy wymarzony - niezbyt ciepło, pochmurno ale bez szans na deszcz. Można sobie było spacerować nie męcząc się w promieniach palącego słońca. Wadą takiej pogody były niezbyt udane zdjęcia. Coś za coś - jak to w życiu bywa.


Trasa tam i z powrotem to raptem 5 kilometrów. Można sobie spacer wydłużyć, ponieważ po okolicznych pagórkach wytyczono sieć szlaków, ale my mieliśmy jeszcze coś w planach na ten dzień, więc po dojściu do łącznika, zawróciliśmy.


Dobrze wytyczona ścieżka prowadzi zboczem pagórka i wznosi się o niecałe 200 metrów, przeważnie dość łagodnie, tylko momentami nieco stromiej, ale na tak krótkich odcinkach, że nawet mi nie udało się zasapać. Dzieci zrobiły trasę sporo dłuższą, bo wybiegały do przodu, wracały do mnie, goniły się, wygłupiały - jak to dzieci.


Z góry można podziwiać panoramę naszej strony miasta. Naszego domu raczej nie widać, ale drogę wyjazdową z miasta, którą jeździmy nad ocean, oraz otaczające ją sklepy i niewielkie zakłady produkcyjne udało mi się skojarzyć.


Bardzo udany spacer.