Po czerwcowych upałach, lipiec zaskoczył nas chłodnymi a nawet deszczowymi dniami. Celowo nie piszę, że rozczarował, bo wytchnienie od skwaru nie tylko ja powitałam z radością.
Dzięki niższej temperaturze, wyrósł, zakwitł i dojrzał drugi zasiew zielonego groszku.
Może zbiory nie były aż tak obfite jak te wiosenne, ale dzieci skonsumowały wszystkie zielone kuleczki z ogromnym apetytem.
W jedno z pochmurnych, momentami siąpiących kapuśniaczkiem niedzielnych popołudni, dokonałam żniw czosnkowych.
W tym roku wykopałam sporo ślicznych główek czosnku - ta część prac poszła bardzo sprawnie. Ja wykopywałam, Emilia ładowała na ciężarówkę Krzysia, którą dostał na pierwsze urodziny od sąsiadów.
Potem trzeba było się zabrać za żmudne i czasochłonne czyszczenie i płukanie. Na tym etapie Emilia przeniosła się przed telewizor a ja włączyłam sobie audiobuka i nawet się nie obejrzałam, kiedy i z tym zadaniem się uporałam.
Najprzyjemniejsze było splatanie czosnku w girlandę, niezbyt długą, za to grubą. Wisi już w kuchni.
Część główek, których pędy się pourywały, wylądowała w słoiku - sporo z nich już zjedzonych.
Trochę wsadziłam znowu do ziemi, by mieć nową rozsadę.
Sierpniowe temperatury co kilka dni sięgają 35-36 st C, by potem
powrócić do bardzo przyjemnych stopni 25-30.
W te gorące dni dzieci
taplają się w basenie, w te nieco chłodniejsze, Emilia ćwiczy jazdę na
rowerze.
Wszyscy natomiast zaczynamy objadać się pomidorami i śliwkami węgierkami,
które już zaczęły dojrzewać.
Posadziłam w tym roku 18 krzaczków pomidorów, od żółtych, przez pomarańczowe, czerwone, aż po bordowe. Od maleńkich, koktajlowych, po ogromne, wielkości małej piłki.
Tylko jeden z tych osiemnastu upodobały sobie na pożywienie jakieś inne żyjątka, pozostałe krzaczki obrodziły dorodnie ciesząc nasze podniebienia przepysznymi pomidorami. Objadamy się do woli - tylko Emilia nie lubi pomidorów.
Ci co lubią fasolkę szparagową, mogą się delektować organiczną prosto z grządki - ja za fasolką nie przepadam.
Na jabłonce zaczynają czerwienić się jabłuszka.
Zdjęcia jabłek powyżej (jak i śliwek poniżej) pochodzą chyba sprzed miesiąca. Teraz kolor zielony zmienił się w żółtawy i lada chwila będzie można je jeść.
Emilii odpędzić nie można od dyni.
Przy kompostowniku mamy trzy pomarańczowe, niezbyt duże kule.
Emilia uparcie twierdzi, że już są dojrzałe i domaga się
pumpkin pie (ciasto zapiekanka z dynią).
Mi się wydaje, że to strasznie wcześnie na dynie, które kojarzą mi się raczej z jesienią.
Dwie z dyni spoczywają na ziemi, trzecia umościła się na daszku szopki sąsiadów, tuż za płotem.
Mszyce zeżarły mi szczypiorek. Nie wiem czy na wiosnę odbije, czy będę musiała posadzić nowy.
Truskawki - kolejny raz nie udały się. Chyba nie lubią mojego ogródka. Ogórki też takie jakieś marne. Za to powoli zaczyna dojrzewać drugi zbiór złotych malin. Mniam!