wtorek, 31 stycznia 2023

Przebiśniegi

W kalendarzu zima i nawet naszły nas nocne przymrozki. Przyzwyczaiłam się do łagodnych tutejszych zim i kilka stopni poniżej zera to już trzaskające mrozy wymagające napalenia w kominku — tak dla lepszego samopoczucia, bo przecież mamy pompę ciepła, która jest dość wydajna. 

Natura wysyła jednak sygnały, że nadchodzi zmiana pory roku. Może jeszcze nie wiosna, ale przedwiośnie już na wyciągnięcie ręki. Prawie wszystkie suche liście spadły już z naszego dębu. Te ostatnie nasz dąb zrzuca w tym samym czasie kiedy niektóre drzewa wypuszczają pierwsze listeczki. Na razie wypatrzyłam pierwsze krzewy wypuszczające liście, dwukrotnie, na obu ostatnich wycieczkach.


Kamelia zakwitnie już niebawem, pąki tylko czekają aż minie aktualne ochłodzenie. Ciemierniki też już pną się w górę, i krokusy, a nawet najwcześniejsze tulipany. No i przebiśniegi. W innych, bardziej nasłonecznionych miejscach kwitną wcześniej, ale moje schowane są w kąciku, do którego tylko rano zagląda słonko i to na chwilę. Zaplanowałam ich przeniesienie, ale nowe stanowisko na razie porasta trawa i trzeba je dopiero przygotować — na to przyjdzie czas ... kiedyś.



sobota, 28 stycznia 2023

Wędrowanie z córką


Wybrałam się na kolejne wędrowanie, w tę samą okolicę co ostatnio, do Parku Howard Bufford. Nawet trasa zaczęła się jak ostatnio, ale na rozdrożu powędrowałyśmy z Emilią w prawą (trasa zielona), na szczyt Mt. Pisgah — ostatnio poszłyśmy w lewo (trasa czerwona), na górkę z huśtawką. 


Tym razem tylko ja i Emilia. Krzysiek miał turniej szachowy, a koleżanka Kennedy nam nie towarzyszyła, ponieważ Emilia nie życzyła sobie jej towarzystwa, twierdząc, że trasa byłaby zbyt wymagająca dla koleżanki, która do tego nie ma porządnych butów do wędrowania. 

Pierwszy raz poszłyśmy same i był to dobry czas — Emilia chyba odczuwała potrzebę sam-na-sam z mamą. Rozmawiałyśmy sobie o tym i o owym podziwiając widoki. Emilia wspominała wcześniejsze wyprawy, ale też zwierzyła mi się, że nie lubi grać w szachy i w związku z tym nie wie, co będzie robić w liceum. Dziecko martwi się na zapas, choć ma jeszcze 3.5 roku, zanim zacznie naukę w liceum. Pocieszyłam ją, że nie musi grać w szachy, że są inne kluby, koła zainteresowań, i stowarzyszenia. Zapytana o to, co lubi, stwierdziła, że grać w siatkówkę.


Oglądałyśmy po drodze mchy — pod wpływem przeczytanej ostatnio przeze mnie książki. Podzieliłam się z Emilią kilkoma ciekawostkami, a z kolei ona podzieliła się ze mną innymi, przyniesionymi ze szkoły. Pochmurny dzień powoli rozjaśniały promienia słońca, coraz więcej błękitu było nad nami, choć dzień pozostał chłodny. Na szczycie zawsze jest sporo ludzi, bo to dość popularne miejsce, ale udało nam się pobyć tam przez chwilę w samotności, pierwszy raz mogłyśmy wybierać, na której ławce chcemy przysiąść, by podziwiać widoki.


Drogę powrotną pokonałyśmy bardzo szybko — umierałyśmy z głodu! Nie zabrałam kanapek, bo to przecież taka krótka wycieczka a wyjechałyśmy zaraz po obiedzie. Miałyśmy tylko butelki z wodą a świeże powietrze i wysiłek zrobiły swoje. Jeszcze na parkingu zamówiłam przez telefon pizzę — była gotowa akurat, kiedy dotarłyśmy do pizzerii, ale zabrałyśmy ją do domu, żeby podzielić się z naszym Szachistą.



sobota, 21 stycznia 2023

Zeszłoroczny kocyk w paski


Kocyk skończyłam w październiku ubiegłego roku, ale zeszło mi do dzisiaj ze zrobieniem zdjęcia i prezentacją. 

Lubię mieć zachomikowane kilka kocyków, bo co jakiś czas wśród znajomych pojawia się niemowlak i wtedy mam jak znalazł. Uprzednio wydziergane kocyki wywędrowały w świat — dobry powód, by coś wrzucić na druty. Choć muszę przyznać, że tym razem miałam ochotę na kocyk robiony na szydełku, ale nie mogłam zdecydować się na żaden wzór — wszystkie mi się podobały — i w końcu kocyk zrobiłam na drutach. 

Miałam 3 motki włóczki ciemnoniebieskiej i jeden szarej. Kiedy skończył się pierwszy motek niebieskiej, zaczęłam paski, na przemian szare i niebieskie, a po części pasiastej, użyłam trzeci motek włóczki niebieskiej. Pionowe paski to wynik oczek prawych po obu stronach robótki. Kiedyś zrobiłam dla syna kamizelkę tym splotem, lata temu, ale zdjęcie się zachowało.



środa, 18 stycznia 2023

Swing Hill

Po dość długim deszczowym okresie poniedziałek obdarował na słoneczną pogodą. A żeby było jeszcze piękniej, to poniedziałek ten mieliśmy wolny z okazji Dnia Martina Luthera Kinga. Aż prosiło się, żeby udać się w plener na jakąś przechadzkę. 

Krzysiek nie mógł się z nami wybrać, ale na jego miejsce wskoczyła przyjaciółka Emilii. Ponieważ Kennedy nie ma kondycji za grosz, zmieniłam zaplanowaną trasę na nieco łatwiejszą i z nagrodą za wysiłek w postaci huśtawki na szczycie Swing Hill. Ja i Emilia byłyśmy już tam i to  dwa razy. (KLIK


Chciałam nieco wydłużyć spacer, więc po wizycie w toalecie powędrowałyśmy nie najkrótszą, ale nieco okrężną trasą, a do tego bardziej stromą. Emilia bardzo szybko załapała co jest grane, ale poprosiłam ją by wiedzę, że można iść łatwiejszą trasą zachowała dla siebie. Na szczęście Kennedy akurat wysforowała się nieco do przodu, więc nie zauważyła naszej rozmowy. 


Dziewczyny nieco jęczały, ale chyba tak dla zasady. Skoro ja dałam radę to one, młodsze o 40 lat, tym bardziej. Kiedy dotarłyśmy do huśtawki i tak natychmiast zapomniały o zmęczeniu. 


Ku mojemu zdumieniu, poza nami nie było żadnych młodocianych amatorów bujania się z pięknym widokiem przed nosem. Pewnie wiele osób bało się, że po tylu deszczowych dniach na szlaku będzie błoto. Było, ale nie aż tyle ile się go spodziewałam. 


Po zejściu z pagórka trzeba było dojść do parkingu, a celowo zaparkowałam na tym bardziej oddalonym. Szlak prowadzi jeszcze trochę pod górkę, więc znowu było nieco jęczenia i narzekania, ale w końcu dotarłyśmy do samochodu. Dwie godziny spacerowania to nie aż tak wiele ani dla młodych, ani dla nieco starszych nóg.



niedziela, 15 stycznia 2023

Link Party: kartki urodzinowe

Co roku kupuję kalendarz z obrazami artystów malujących ustami lub stopami. Kiedyś takie kalendarze kupowałam w Polsce, teraz tutaj, w USA. 
Kiedy rok się kończy, zawsze żal mi ten kalendarz tak po prostu wyrzucić do pojemnika z makulaturą. Wczoraj postanowiłam, że wykorzystam reprodukcje do ozdobienia kartek urodzinowych. Niech jeszcze nacieszą czyjeś oczy zanim odejdą w zapomnienie.

Dobrze mi się pracowało, słuchając audiobuka, więc kartek powstało kilka, a na koniec jeszcze jedna, z obrazkiem z innego kalendarza. Kartki są dość prostej konstrukcji, niezbyt wyszukane i nie mogą się równać z cudeńkami prezentowanych na innych blogach, ale praca nad nimi sprawiła mi sporo przyjemności. 





Recenzentami wszystkich moich prac są moje dzieci. Syn dopytywał się, czy to aby na pewno kartki domowej produkcji, Emilia zaskoczyła mnie, wskazując kartki, które podobają się jej najbardziej:




Nie po raz pierwszy zaskoczyła mnie moja córka. Bardzo się różnimy pod wieloma względami – zdumiewa mnie to raz za razem. Więcej podobieństw, jeśli chodzi o charakter i upodobania jest między mną i synem.

Wracając do kartek, zgłaszam je do właśnie ogłoszonej zabawy na blogu Reni Link Party 12 prac:


czwartek, 12 stycznia 2023

Jeszcze Boże Narodzenie - kartkowe wspomnienie

W USA, a przynajmniej w naszej okolicy, choinki ubiera się zaraz po święcie dziękczynienia, ale znikają z domów z początkiem nowego roku. Niektórzy jeszcze przeciągają o tydzień, ale w drugim tygodniu stycznia już mało kto ma jeszcze choinkę i w zasadzie wszystkie światełka ozdabiające domy na zewnątrz ściągnięte, a o ile jeszcze wiszą (jak u nas), to już nie są zapalane po zapadnięciu zmroku. Szkoda, bo bez nich tak smutno...

Z roku na rok dostaję coraz mniej tradycyjnych kartek — znak czasów. 
Te, które dotarły, zawiesiłam w kuchni nad tablicą korkową. Do sznurka przyczepiłam je klamerkami. Dzieciom bardzo spodobało się to rozwiązanie. 


Dzisiaj zrobiłam na szybko zdjęcia kartek, a że udało mi się namówić Emilię do nagrania tradycyjnej anglosaskiej melodii Deck the Halls, zebrałam kartki z muzyką w formie filmiku — na pamiątkę.


Jedna z kartek została wykonana ręcznie — przez Splocika:


Taki piękny haft! Kartka dotarła już w tym roku, jako ostatnia, ale za to w kopercie znalazłam niespodziankę trzy śliczne frywolitkowe zakładki! Cudeńka! 

niedziela, 8 stycznia 2023

2022: podsumowanie robótkowe

Dzisiaj podsumowanie robótkowe ubiegłego roku, czyli głównie to, co zrobiłam na drutach i na szydełku, ponieważ kartek było niewiele:
21 projektów, 3242 gr włóczki w tym większość z zapasów (2727) – zbiorcze zdjęcie z Ravelry (jeden z udziergów nadal czeka na prezentację)


Sporo z tych udziergów, ba! większość, powstała w ramach zabawy u Reni C&K – były takie dni, tygodnie, miesiące, że gdyby nie ta zabawa to pewnie niczego bym nie zrobiła. Comiesięczne zadanie pomogło wyrwać się z robótkowego marazmu.

C&K 2022


Nowy rok zaczęłam kocykami – jeden zaczęty jeszcze w starym roku, drugi to powtórka z rozrywki, niewielki projekt, który powstał dość szybko, ale zanim go pokażę, muszę jakoś go wkomponować w nową zabawę u Reni. 😇
Mam nadzieję, że uda mi się znaleźć wyraz, pod który ten projekt podciągnę.

czwartek, 5 stycznia 2023

Podsumowanie czytelnicze 2022

Jak co roku, goodreads wygenerowało podsumowanie czytelnicze minionego roku. Wynika z niego, że przeczytałam/odsłuchałam 49 książek (17,391 stron). 


Najcieńsza pozycja liczyła 112 stron, najdłuższa aż 837 – średnio 354 stron na książkę. 


Trochę było audiobuków, trochę ebuków, trochę tradycyjnych papierowych książek. Większość po polsku, ale sporo po angielsku z racji łatwego dostępu do lokalnej biblioteki. Zainstalowałam sobie na telefonie aplikację do odsłuchiwania audiobuków z biblioteki i tylko żal okrutny, że nie mają żadnych po polsku.








W 2022 roku wracałam do ulubionych autorów (Marcin Ciszewski, Diana Gabaldon, Alexander McCall Smith, Jonathan Kellerman), ale sięgnęłam też po książki czytane przez syna, choć ten ostatnio niewiele czyta. Braiding Sweetgrass (Pieśń Ziemi) czytali w szkole, ale ja odsłuchałam książkę czytaną przez samą autorkę. Odkryciem roku był dla mnie Marcello Simoni. Dwie trylogie, Codex Millenarius oraz Handlarz relikwiami pochłonęły mnie bez reszty, nie mogłam odłożyć, aż doczytałam do ostatniej kropki. Ach, jakże by się chciało więcej!

Podobnie połknęłam wszystkie cztery części serii Krüger Marcina Ciszewskiego, zarywając noce, obgryzając paznokcie. I żal, że to już koniec.

Taki był rok czytelniczy 2022. Pełna lista w zakładce Książki

Rok 2023 zaczęłam mocnym uderzeniem, audiobukiem The Hate U Give (Nienawiść, którą dajesz) Angie Thomas. Świetna. Polecam.

poniedziałek, 2 stycznia 2023

Spencer Butte Trail


Pierwsza wycieczka 2023 za nami! Krótka, bo pogoda niesprzyjająca. 

W zasadzie to powinnam napisać, że warunki niesprzyjające. 
Najpierw Emilia spała do południa (wstała o 12.20), potem oboje z Krzyśkiem nie mogli się zebrać, no i w połowie drogi na szczyt złapał nas deszcz.
Deszcz był zapowiadany w prognozie pogody i zaczął padać dokładnie o tej godzinie, jak informowali meteorolodzy. A do tego wiało – im wyżej, tym bardziej. I właśnie kiedy wyszliśmy z lasu na odkrytą przestrzeń pod samym szczytem, Emilię dopadł zły humor i odstawiła klasycznego focha nastolatki (choć ma dopiero 10 lat), okraszając go sporą dozą nieuprzejmości, i samolubstwa, wkurzając i mnie i Krzyśka tak, że trzęsie mną do tej pory. 

Oj pyskate to moje dziecko! Ponieważ tłumaczenie i grzeczne prośby o zmianę swego zachowania nie przyniosły pożądanego skutku, Emilia ma szlaban na internet, na razie dzisiaj i jutro. Kiedy po powrocie do domu okazało się, że ani na telefonie, ani na tablecie nie jest w stanie skorzystać z internetu (dzięki opcji parental control), jej zachowanie poprawiło się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, ale kara karą, obowiązuje. 

Ale miało być o wycieczce. Lokalna góreczka Spencer Butte, mimo deszczu cieszyła się powodzeniem, sporo innych osób postanowiło wybrać się na taki spacer jak my. 


Na górę można wejść dwiema trasami, my wybraliśmy tę najkrótszą, ale i najbardziej stromą, więc (dla mnie) najtrudniejszą. Zeszliśmy tą mniej pochyłą trasą – bezpieczniejszą, jeśli idzie się w deszczu i przy porywistym wietrze.




Skoro 2022 za nami, to kilka słów podsumowania. Dzisiaj piesze wycieczki. 
Było ich mniej niż w roku 2021, ale to mnie nie zdziwiło. Życie wróciło na tory sprzed pandemii, z mnóstwem pozaszkolnych zajęć dzieciaków, które po przymusowym zamknięciu w domu z mamą, znowu spędzają czas z rówieśnikami. A że czas nie guma i nie rozciąga się, to mniej go było na wycieczki z mamą. Mniej niż w roku 2021, ale i tak tych wycieczek nazbierało się 35 – 197 przewędrowanych razem kilometrów, 63.5 godzin, 5,438 zdobytych metrów (i 24,627 spalonych przeze mnie kalorii). Całkiem nieźle!