Październik jest miesiącem wycieczek na pobliską farmę. Tak jest co roku, więc i w 2015 nie może być inaczej.
Dzieci zaliczyły już kilka wyjazdów na farmę, aparat załapał się na trzecią wycieczkę - akurat pogoda dopisała, więc zdjęcia wyszły ładne.
Pierwsza atrakcja: kozy. Zazwyczaj cierpliwie znoszą
głaskanie, czasem zdarzy im się jednak bodnąć kogoś. W tym roku obeszło się bez tego typu incydentów. Koza leniwie przeżuwała i nie naprzykrzała się dzieciom.
Podczas gdy Emilia spędzała czas z kozami, Krzyś prowadził poważne rozmowy z kolegą, przechadzając się po obejściu. Wyglądali jak najprawdziwsi rolnicy:
Kiedy już omówili najważniejsze sprawy, wraz z resztą towarzystwa udali się do labiryntu ze słomy.
Emila uparła się, żeby sprawdzić, jak długo uda jej się kusić licho aż się coś stanie - ciągle wchodziła na samą górę kostek słomy a zejść sama nie umiała. Szła więc niezbyt stabilną górą aż doszła do mnie i wtedy ją ściągałam na dół. Tylko po to, żeby za chwilę dziecko znowu wdrapało się na górę.
W końcu chłopaki pognali w kukurydzę, a my z Emilią poszłyśmy oglądać kury, indyki i króliki.
Kurniki mają otwory okienne z dwóch stron, a za nimi rozciąga się malownicze pole słoneczników:
Na farmie można też nazrywać kwiatów (za opłatą) - dość sporo jeszcze kwitnie. Kiedy starszaki buszowały w kukurydzy, my z Emilią zachwycałyśmy się październikowymi kwiatami:
W regularnych odstępach czasu mijały nas wozy zaprzężone w konie, kursujące na oddalone pole z dyniami.
Moje dzieci miały za dużo własnej energii, żeby je wozić, chętnie natomiast skakały po innym wozie -ustawionym na pobliskiej łączce w celach dekoracyjnych:
Czy można wyobrazić sobie lepszy plac zabaw?
Nie obyło się bez pozowanej serii zdjęć pamiątkowych:
Czekając aż dzieci się wyszaleją, syciłam oczy barwami jesieni.
To była bardzo udana wycieczka, mimo że momentami słonko przygrzewało stanowczo za mocno - niczym w środku lata, a my byliśmy ubrani jesiennie, za ciepło na taką pogodę .