środa, 29 listopada 2023

Wzgórze z huśtawką

Ostatnio nietęgo z moją kondycją fizyczną. Dzieci uprawiają sporty a ja nie. Kiedyś, chociaż chodziłam po Emilię do szkoły, ale gimnazjum jest położone dalej od domu. Skapcaniałam i ostatnio czułam się wielce zmęczona, a przecież niewiele w sumie robiłam. Ponieważ pogoda była piękna w ostatni dzień długiego weekendu z okazji święta dziękczynienia, zaproponowałam dzieciom spacer – niezbyt długi ani męczący, taki, któremu i ja podołam. Ostatnio mało mamy czasu na takie wspólne wypady z racji bardzo bogatego harmonogramu obojga – i Emilii i Krzyśka. Ciągle coś, piłka nożna, pływanie, popisy muzyczne, przedstawienia, a jak zdarzy się weekend bez niczego, to akurat leje jak z cebra. 

Pojechaliśmy do parku Howard Buford i weszliśmy na wzgórze z huśtawką. Swing Hill to jedno z naszych ulubionych miejsc. Ranek tej niedzieli był mroźny, ale pojechaliśmy dopiero po obiedzie. Do tego czasu nieco się ociepliło, choć po północnej stronie wzgórza, w miejscach, gdzie promienie słońca nie docierają, trawa, liście, paprocie nadal były oszronione. Emilia zachwycała się bez końca! 





Na wzgórzu niespodzianka – ktoś wymienił starą huśtawkę (i liny i siedzisko), a do tego zamontował obok drugą, na krótszej linie. 



Przespacerowaliśmy się, nałapaliśmy słonka w duszę, zrelaksowaliśmy się. Dobrze nam zrobił ten rodzinny spacer, nie tylko jeśli chodzi o kondycję fizyczną. 




Wspomnienia zebrane w filmik z oprawą muzyczną Lullaby na cztery ręce - grają Emilia z panią od pianina.

niedziela, 26 listopada 2023

Święto Dziękczynienia

Czwartkowy poranek wstał mglisty, zimny, ponury. Najchętniej nie wychodziłoby się spod kołdry. Musiałam jednak wstać, ponieważ obiecałam upiec ciasta na obiad świąteczny z okazji Święta Dziękczynienia. Upiekłam ciasto dyniowe oraz ciasto gruszkowe na jogurcie, a potem jeszcze dyniowe ciasteczka, mocno przyprawione typowo piernikowymi przyprawami korzennymi, ale te ostatnie to już dla nas. 

W końcu i dzieci wstały, spakowaliśmy się i pojechaliśmy. Do znajomych mamy 1.5 godziny jazdy w jedną stronę. W połowie drogi zaczęło się przejaśniać i bardzo szybko zrobiła się przepiękna złota opromieniona słońcem jesień. Jechaliśmy przez tereny rolnicze, z lasami w oddali, więc sceneria była malownicza. Trzymałam ręce na kierownicy i nie robiłam zdjęć, więc nie mogę się podzielić tymi widokami. 



Koleżanka jest Polką, ale rodzina jej męża mieszka w pobliżu – większość, niektórzy mieli mniej więcej tak daleko, jak my. Przy stole zasiadło 17 osób. 


Był tradycyjny indyk (ważący ponad 10 kg), ale też i szynka (ważąca niewiele mniej). Do tego słodkie ziemniaki, zwykłe ziemniaki, szparagi, brukselka, marchewka, żurawiny oraz sos robiony na bazie tłuszczu, który wyciekł z indyka podczas pieczenia: gravy. Sos był przepyszny i choć było go bardzo dużo, zniknął bardzo szybko. 

Potem były ciasta i lody, a kiedy już nie mogliśmy się ruszać z przejedzenia, dzieci zajęły się sobą: gry komputerowe, gry planszowe oraz pianino, bo okazało się, że jedna z dziewczynek niedawno zaczęła grać na pianinie i obie z Emilką spędziły dobrą godzinę przy instrumencie. Wprawdzie nie zabrałyśmy nut, ale utwory, które obecnie gra Emilia w większości zapisały się już w pamięci – chyba sama była tym zaskoczona. 

Dorośli też się bawili. Najpierw zagraliśmy w grę na bazie szarad. Nie pamiętam nazwy, ale wygląda to tak: do odgadnięcia jest zestaw słów (tyle słów ile grających), trzy rundy, w każdej rundzie te same słowa, ale w innej kolejności. Za pierwszym razem trzeba słownie opisać słowo klucz, w drugiej rundzie przedstawia się słowo niewerbalnie, w ostatniej rundzie mówi się jedno słowo – oczywiście nie to, które pozostali mają zgadnąć. Czasu jest niewiele – w każdej rundzie tylko pół minuty. A jak się zgadnie i zmieści w czasie, to jeszcze jest rzut specjalną kostką i może się okazać, że punkt przejmuje system. Bo grają wszyscy razem do jednej bramki przeciwko systemowi. Po pierwszej rundzie system wygrywał. W drugiej rundzie trochę się ogarnęliśmy a w ostatniej rundzie wyszliśmy na prowadzenie i pokonaliśmy system. Potem graliśmy w jeszcze inne gry.

Dobrze się bawiliśmy. Zostaliśmy na noc, co było zaplanowane. W związku z tym Kicia została na noc sama w domu. Latem, kiedy jest ciepło, zostaje w ogródku a sąsiedzi przychodzą ją nakarmić. Teraz jest za zimno, więc postanowiłam zaryzykować i zostawić ją w domu z nadzieją, że skorzysta z kuwety (a nie dywanu). Do tej pory nigdy nie korzystała z kuwety – nad ranem przychodziła mnie obudzić, kiedy chciała wyjść na zewnątrz, mimo że miała kuwetę. Do domu wróciliśmy dopiero w piątek wieczorem. Mądra Kicia nie zapaskudziła ani dywanu, ani kanapy czy fotela – grzecznie skorzystała z kuwety, ale jak tylko wróciliśmy, powróciła do swoich zwyczajowych wycieczek do ogródka z otwieraniem drzwi na żądanie. Ale teraz już wiem, że możemy ją zostawić na dłużej w domu.

czwartek, 23 listopada 2023

Same piątki

We wtorek odbyły się coroczne spotkania z nauczycielami w obu szkołach moich dzieci. W gimnazjum i liceum zapisuje się na dziesięciominutowe rozmowy z wybranymi nauczycielami. Ponieważ zauważyłam w poprzednich latach, że większość nauczycieli ma więcej miejsc niż chętnych, postanowiłam spotkać się ze wszystkimi nauczycielami moich dzieci. Nie było ich tak dużo, bo niektórzy nauczają dwa lub nawet trzy przedmioty. W liceum można sobie było wybrać czy się chce pofatygować osobiście do szkoły, czy spotkać na zumie, w gimnazjum była tylko jedna opcja – osobiste stawienie się w budynku szkolnym.

Trochę się obawiałam co usłyszę na temat Emilii – oceny ma świetne, ale początek gimnazjum nie był najlepszy pod względem zachowania. Na szczęście to się poprawiło a wszyscy nauczyciele zgadzają się, że Emilia jest grzeczna i uprzejma, i bardzo zdolna. Wszyscy też przyznali, że wprawdzie na początku Emilia sprawiała trochę kłopotów, ale zastosowane środki zaradcze przyniosły pożądany skutek. Środki te różnią się pomiędzy pedagogami, ale mają jeden mianownik – przeniesienie na inne miejsce w klasie. W gimnazjum uczniowie nie wybierają sobie miejsca w klasie, to nauczyciel wyznacza im miejsca. 
Jedna z nauczycielek przyznała, że narzucenie szybszego tempa wyeliminowało sporo problemów w tej akurat grupie uczniów, inna nauczycielka wprowadziła zmiany do programu swojego przedmiotu, tam, gdzie to możliwe i nie narusza koniecznej sekwencji oczywiście. Zamiast wykonywać pewne zadania blokami po kilka godzin, wprowadza rotację – to urozmaicenie, skrócenie jednorazowego bloku tematycznego też poprawiło zachowanie uczniów. Czyli jak dzieciaki nie mają czasu się nudzić na lekcji, to nie gadają i nie przeszkadzają. Cieszę się, że Emilia ma nauczycieli, którzy szukają rozwiązania problemów, a nie jedynie obwiniają o wszystko uczniów. Mam nadzieję, że poprawa zachowania Emilii nie jest chwilowa, i już tak pozostanie. 

Miło mi było słuchać pochwał córki, miło mi było słuchać peanów na temat syna. Nauczyciele Krzyśka zgadzają się, że myśli logicznie, wyciąga wnioski i że zazwyczaj wyprzedza grupę o kilka kroków, wykazując się dojrzałością ponad swój wiek. W zasadzie to nie musiałabym spotykać się z jego nauczycielami, ale kto nie lubi jak mu chwalą dzieci? To taki piękny prezent na obchodzone dzisiaj Święto Dziękczynienia.

poniedziałek, 20 listopada 2023

Różowe kropki


W niezmierzonych zasobach internetu, a konkretnie na Instagramie, natknęłam się na tutorial jak zrobić takie plastyczne kropki jak na zdjęciu powyżej. Kiedyś gdzieś widziałam chustę z czymś takim, więc postanowiłam spróbować odtworzyć to, co zapamiętałam z tamtej fotografii. Na projekt zużyłam kilka ponapoczynanych motków różnych włóczek – każda inna, a łączyło je to, że od lat zalegały i nie miałam pomysłu, na co je wykorzystać. 


Chusta trochę nie wyszła, nawet po wypraniu i blokowaniu, rozłożona na płasko nie układa się tak, jakbym sobie tego życzyła, ale po owinięciu szyi wygląda dobrze. 


Zdecydowanie podoba mi się połączenie koloru szarego i szaro niebieskiego z cyklamenowym. Biały załapał się, bo motek szarej włóczki pod koniec okazał się melanżem przechodzącym w złamaną biel, to dorzuciłam resztkę innej włóczki w niemal identycznym odcieniu, choć o innej strukturze. 


Włóczki w sumie nie było zbyt wiele, więc to taka mała chusta, ot, nieco niekształtny szalik, ale zadanie swoje spełnia – opatula szyję i chroni przed chłodem. A nastała i u nas pora na tego typu dzianiny.





piątek, 17 listopada 2023

Pełnoletność



17-11-2023
18 lat
Krzysztof - pełnoletni



poniedziałek, 13 listopada 2023

Papryka: eksperyment ogrodniczy

Czas grabieni liści zaczął się już dość dawno temu. Grabienie liści relaksuje mnie, jest coś kojącego w tej prostej czynności. Dąb za domem jest ogromy, liście lecą z niego przez kilka miesięcy, ale po ostatnich wichurach już połowa spadła. 

Jesień przyszła do nas z przytupem — żadne tam stopniowe ochładzanie! Pewnego dnia spadł grad, a zaraz potem kilka nocy z przymrozkami kończąc definitywnie sezon ogródkowy. Wiedząc, że nadchodzą przymrozki, zebrałam ostatnie pomidory i paprykę, która późno, ale jednak wydała nieco owoców. Zrobiłam nawet pamiątkowe zdjęcie — pierwszy raz udało mi się wyhodować w ogródku paprykę.


Przez przypadek natknęłam się na filmik na temat przechowywanie papryki (rośliny) zimą w domu. Nie wiedziałam, że papryka jest rośliną wieloletnią, choć przyznam, że nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Po obejrzeniu filmu postanowiłam spróbować przechować kilka roślin w domu. Przesadziłam do doniczek i przycięłam zgodnie z zaleceniami. 


Najpierw wstawiłam doniczki do garażu, ale przy przymrozkach w garażu też robi się dość zimno. Powyżej zera, ale chyba nie wystarczająco ciepło dla papryki. Przeniosłam więc doniczki do małej łazienki. Wsadziłam je do dużego plastikowego pojemnika, żeby nie musieć kursować pomiędzy garażem i łazienką a poza tym najpierw rozważałam wyniesieni ich do garażu jak się nieco ociepli, ale chyba zostaną w łazience do wiosny. Zobaczymy, co wyniknie z tego eksperymentu.

piątek, 10 listopada 2023

Skinner Butte w niedzielne popołudnie

Słoneczna październikowa niedziela aż prosiła się o jakiś spacer lub dłuższą wycieczkę tyle, że strasznie nam się nie chciało. Mnie i Krzyśkowi, ponieważ Emilia była u koleżanki. W końcu jakoś wzajemnie zmobilizowaliśmy się i podjechaliśmy do najbliższego wzniesienia. Niestety nie było miejsca na maleńkim parkingu, a nie lubię zostawiać samochodu na poboczu szosy. 

Zmiana planów. 

Postanowiliśmy pojechać nad rzekę i zdobyć pagórek w środku miasta, Skinner Butte, w najstarszym miejskim parku w naszym mieście. 

Nad rzeką parking jest ogromny, a w zasadzie jest ich kilka. Swego czasu często tam jeździliśmy na plac zabaw, ale te czasy już za nami. 
Skinner Butte nie jest zbyt wysoki (208 mnpm), akurat na takie leniwe niedzielne popołudnie. 


Pochodziliśmy po dróżkach, spojrzeliśmy na miasto z góry. Przy wspaniałej pogodzie świetnie widać było inne okoliczne pagórki, na które się wspinamy (Spencer Butte, Mt. Pisgah). 



Potem pojechaliśmy do sklepu, bo Krzyśkowi potrzebna była nowa kurtka zimowa a po udanych zakupach na pizzę. Zmęczeni byliśmy to nam bardzo smakowała. (Wydaje mi się, że bardziej zmęczyły nas jednak zakupy...)

niedziela, 5 listopada 2023

Bączek albo Pszczółka (Maja)

Halloween – święto, którego ja bardzo nie lubię (ze względów osobistych, nie religijnych), ale uwielbiane przez dzieci. Choć Krzysiek już jakby wyrósł i z przebieranek i ze słodyczy. Zdarza mu się, że go najdzie nieprzebrana ochota na słodycze, ale na co dzień unika. 
W zeszłym roku urządzili sobie w Halloween ze znajomymi seans filmowy, w tym roku pracował nad aplikacją na studia. 

Emilia to zupełnie inna historia. Temat Halloween zaczął się w połowie września, kiedy to nasi sąsiedzi zaczęli ustawiać stosowne dekoracje na trawniku przed domem. Emilia rozmieściła kilka drobiazgów w domu, ale szybko znudziła się dekoracjami i zaczęła planować wraz z Kennedy kostiumy. 

Tematem żyły ponad miesiąc co rusz zmieniając koncepcje, w końcu stanęło, że będą martwymi panną i panem młodym. Ubrania zostały zakupione w sklepie z używaną odzieżą, a potem oblane sztuczną krwią i ubrudzone brązowym cieniem do powiek. 

W pracy miałam tego dnia tematyczną imprezę a do tego wiedziałam że się nie wykręcę od chodzenia za cukierkami z Emilią, więc też musiałam mieć jakiś kostium. W pracy był zalecany, choć po fakcie okazało się, że w zasadzie prawie wszyscy to zalecenie olali. Szef stwierdził, że jest przebrany za szefa, jego żona miała diabelski ogon i rogi, ale to nie przebranie – ona je po prostu przykrywa czapką niewidką na co dzień. 

Moje przebranie zostało wydziergane przeze mnie na drutach. 


Amerykanie orzekli, że jestem bączek a Polacy, że Pszczółka Maja. 


Kamizelkę zrobiłam obszerną, bo miała być założona na puchową kurtkę. Do tej pory dziwię się, że tak idealnie wycyrklowałam z rozmiarem. Robiona od dołu w okrążeniach do otworów na ręce. 

Czułka trochę mi nie wyszły i co rusz opadały, ale w sumie takie nieco zwariowane dodawały przebraniu uroku. Zrobiłam je z opaski do włosów, włochatych drucików i pomponów. Nie udało mi się znaleźć czarnej opaski do włosów ani drucików, ale też jakoś szczególnie nie starałam się – po prostu poszłam do dolarówki i kupiłam co tam było.


Przebranie zgłaszam do listopadowej odsłony zabawy u Splocika Rękodzieło i przysłowia albo... bo ładnie obrazuje cytat (nr 2):
1. Co robisz dobrego, co robisz złego, wszystko do ciebie wróci.
2. „Zacznij tam, gdzie jesteś, użyj tego, co masz, zrób, co możesz.” - Artur Asie


Po okolicy chodziliśmy sporą grupą, z Kennedy, jej bratem i bratankami, oraz mamami tychże. 


Niektóre domy były udekorowane w stylu iście holiwódzkim – jak w filmach tematycznych. Dom z najbogatszą wystawą w okolicy ściągał tłumy oraz ekipę telewizyjną. My też tam udaliśmy się, bo po ponad miesiącu przejeżdżania obok za dnia chcieliśmy zobaczyć jak to wygląda wieczorem. Filmik poniżej.



środa, 1 listopada 2023

Konkurs Sonatinowy

W połowie października Emilia wzięła udział w konkursie sonatinowym. 
Konkurs odbywa się co dwa lata, a organizowany jest przez Oregońskie Stowarzyszenie Nauczycieli Muzyki (Oregon Music Teachers Association). Młodzi muzycy konkurują na dziesięciu różnych poziomach, grając z pamięci sonatinę wybraną dla danego poziomu przez OMTA. Pani od pianina zapisała Emilię na poziom piąty: Sonatina w C dur, Op. 20 Nr 1 Friedricha Kuhlaua. 

Emilia nie występowała przed żadną publicznością od grudnia 2019 roku, przed jurorami – nigdy. Zdziwiłam się, kiedy zdecydowała się wziąć udział w konkursie, ale kiedy w dniu imprezy niemal rozpłakała się i oświadczyła, że nie zagra i chce wracać do domu – zupełnie nie byłam zaskoczona. To już bardziej pasowała do mojej córki. 

Konkurs odbywał się w budynku wydziału muzyki naszego lokalnego uniwersytetu. Na kilka dni przed konkursem spotkałyśmy się tam z panią od pianina, która oprowadziła nas po budynku. Zakradłyśmy się do kilku sal i Emilia miała okazję pograć na znajdujących się tam fortepianach. W dniu konkursu okazało się, że grała w jednej z tych sal, choć nie na instrumencie, który jej najbardziej odpowiadał. 

Grała jako pierwsza. Nie chciała, abym weszła z nią do sali, więc zaczekałam na zewnątrz. Zza zamkniętych drzwi jakość dźwięku nie była powalająca, ale co nieco słyszałam. Zdenerwowane dziecko nie zagrało tak dobrze, jak wiem, że potrafi. Po wyjściu stwierdziła, że miała tak spocone ze zdenerwowania ręce, że jej się palce ślizgały po klawiszach. Dziecko było bardzo przybite i mocno zawstydzone, przekonane, że wypadło fatalnie. 

Tydzień później dotarła do nas ocena opisowa jej występu wystawiona przez jurorkę. Ze zdumieniem czytałyśmy niemal same pozytywy. Kilka uwag odnośnie tego, co mogłoby być lepiej zagrane z końcową uwagą, że ogólnie pięknie i miło dla ucha zagrane. Emilia wyglądała na bardzo zaskoczoną – chyba jednak oceniła siebie zbyt krytycznie. 

Wprawdzie Emilia stwierdziła, że nienawidzi tej sonatiny i już jej nigdy w życiu nie zagra, ale nie chciałabym, aby tyle trudu, który włożyła w opanowanie utworu, tak po prostu poszło w zapomnienie. Nie mam nagrania z czasu tuż przed konkursem, kiedy Emilia grała utwór naprawdę dobrze, głównie dlatego, że moja córka nie lubi, kiedy nagrywam, kiedy gra. Czasem udaje mi się coś uwiecznić ukradkiem, ale często nie mam akurat telefonu pod ręką. Nagrywam, ponieważ w miarę upływu czasu nagrania te pokazują jak spore postępy dziecko zrobiło – to bardzo motywujące dla samej zainteresowanej. Mam nagranie z września, jeszcze z kilkoma błędami, ale już grane z pamięci. Postanowiłam zilustrować tym nagraniem kompilację zdjęć z naszego lipcowego pobytu w parku narodowym Crater Lake National Park. Miłego słuchania i oglądania!