Na początku stycznia, w szkole Smyka rodzice wszystkich uczniów otrzymali list od pani dyrektor, powiadamiający, że właśnie od stycznia począwszy, wprowadzone zostają dzienniczki, które mają zmobilizować uczniów (poprzez większe zaangażowanie rodziców) do czytania przynajmniej 20 minut dziennie. Do listu dołączona została kopia dzienniczka:
W amerykańskim wydaniu "dzienniczek" ma postać świstka papieru z miejscem na imię i datę. W tabelce poniżej należy wpisać tytuł książki/czytanki, czas czytania no i rodzic ma się podpisać. Na odwrocie świstka jest to same
en Espagnol czyli po hiszpańsku.
W przypadku dzieci z zerówki oraz pierwszaków, nie muszą one czytać samodzielnie całe 20 minut, ale rodzice mogą doczytać resztę.
Dzienniczki mają być przynoszone do szkoły codziennie - do wglądu.
Doszłam do wniosku, że skoro mam sobie zadać trud czynienia notatek, to z korzyścią dla mnie będzie prowadzenie ich w nieco trwalszej formie - w zeszycie. Smyk wybrał sobie w sklepie taki, który mu się podoba i zaczęło się zapisywani ile minut co czyta. Nasze zapiski są nieco bardziej skomplikowane ponieważ odzwierciedlają to, że Smyk czyta sam po polsku, sam po angielsku, ja mu czytam po polsku, opiekunka czyta mu po angielsku.
Pani nauczycielka - zachwycona szczegółowością dzienniczka, Smyk po pierwszym tygodniu rozpłakał się, i oświadczył, że on chce tak jak inne dzieci. Teraz prowadzę dzienniczek w obu formach. Ten szkolny, oddawany co tydzień, zdążył się już kilka razy gdzieś zapodziać (nie tylko z winy Smyka), ale na szczęście mamy zeszyt, więc zawsze możemy odtworzyć Smykowe osiągnięcia w czytelnictwie.
A określenie "osiągnięcia" jest tu jak najbardziej zasadne. Z zapisków wynika bowiem niezbicie, że Smyk bez problemu czyta sam zalecane 20 minut codziennie, często przekraczające zalecany czas. Myślę, że jak na sześciolatka - to jest to nie lada osiągnięcie!
Jeśli dodam do tego czas, który poświęcam na czytanie mu wieczorem, oraz czytanie przez opiekunkę - wyrabiamy 200-300 procent normy!
Po upływie miesiąca przyszła pora na podsumowania. Do klasy Smyka przyszła pani dyrektor aby wyróżnić dzieci, które najwięcej czytają. Smykowi bardzo odpowiada fakt, że w tej dziedzinie jest bezspornie najlepszy w całej klasie. Słusznie sobie wydedukował, że jak będzie codziennie czytał dłużej, to ja to zapiszę w dzienniczku i jego osiągnięcia w tej dziedzinie będą jeszcze lepsze. W niedzielę rano, na własne żądanie czytał i czytał i czytał - w sumie 40 minut! Byłam w szoku, który pogłębił się jeszcze, kiedy moje dziecko zażądało przeprowadzenia z nim lekcji matematyki. Żądaniu stało się za dość - skwapliwie skorzystałam z chwilowego pędu dziecięcia do wiedzy...
Wracając do czytania. Po angielsku Smyk radzi sobie świetnie. Po polsku nadal wymaga ćwiczeń - w chwili obecnej czyta na poziomie końca pierwszej klasy. Też myślę że nieźle, jeśli się weźmie pod uwagę wiek, a przede wszystkim fakt, gdzie mieszkamy, szczątkowy kontakt z polszczyzną czy brak polskiej szkoły.
Bardzo jestem dumna z mojego Smyka!