sobota, 31 grudnia 2022

🌟Cztery sekundy z życia gwiazdy . . .

Środa, leniwe popołudnie, dostaję wiadomość od znajomej:

- Hej, właśnie widziałam Cię z dziećmi w reklamie koncertu sylwestrowego...

Zbaraniałam! Starość puka do drzwi, zza winkla pięćdziesiątka wygląda, ale żebym miała aż taką demencję, i nie była sobie w stanie przypomnieć udziału mojego (z dziećmi) w reklamie?

Wymieniłyśmy się wiadomościami, uściśliłam, na którym kanale reklama owa się pojawiła i przez następną godzinę polowałam na nią, oglądając lokalne wiadomości. A potem, kiedy wiedziałam już, czego szukam, znalazłam ją sobie w sieci. Voilà:


Kiedy byliśmy 10 grudnia w filharmonii na Dziewiątej Symfonii Beethovena, ekipa nagrywała migawki na potrzeby reklamowe — z całego obecnego tłumu jakimś cudem wyhaczyli nas, jak robiliśmy sobie zdjęcia na ściance. 
Cztery sekundy sławy!

🌟  ✵  🌟  ✵  🌟  ✵  🌟  ✵  🌟  ✵  🌟  ✵  🌟  ✵  🌟


Szczęśliwego Nowego Roku Wam życzę,
w dobrym zdrowiu,
aby marzenia się Wam spełniały,
zamiary bezproblemowo realizowały,
i otaczali Was życzliwi ludzie.

🌟  ✵  🌟  ✵  🌟  ✵  🌟  ✵  🌟  ✵  🌟  ✵  🌟  ✵  🌟

wtorek, 27 grudnia 2022

Czapka i szalik

Prawie cztery lata temu zrobiłam dla Krzyśka czapkę. Czasem ją zakładał, tak ze dwa razy do roku. Ku mojemu zdziwieniu ostatnio zaczął ją nosić codziennie. Bardzo mnie to ucieszyło, ale czapkę też trzeba uprać od czasu do czasu, a trudno mi było wpasować się z praniem w to mgnienie oka, kiedy czapka była w domu i nie na głowie syna, zrobiłam mu więc drugą, żeby miał na zmianę. 



Zrobiłam ją z tej samej włóczki co ten sweter – nie wiem, jaka to mieszanka akrylu i wełny ponieważ banderola zaginęła dawno temu, ale włóczka jest ciepła, miła w dotyku, a syn dobrze wygląda w tym kolorze. 


76 gram, druty 5 mm, 80 oczek najprostszym splotem 2 oczka prawe, 2 oczka lewe.


Mniej więcej w tym samym czasie skończyłam też szalik. 



Dwa rodzaje włóczki, każdym rodzajem po dwa rzędy oczek prawych i wychodzą takie ładne paseczki. Jedna włóczka ozdobna, druga bardzo zwyczajna. Do zdjęcia opatuliłam w szalik Emilkowego misia.


Szalik chyba zostawię sobie.

piątek, 23 grudnia 2022

wtorek, 20 grudnia 2022

Domek z piernika

Dzieci co roku dostają od mojej koleżanki domek z piernika z elementów do własnoręcznego poskładania i ozdobienia. Taki komplet w pudełku. 
Krzysiek już zdecydowanie wyrósł z tego rodzaju zabaw, ale Emilia nadal lubi upaćkać się po czubek głowy w lukrze. W sobotę Krzysiek poszedł na imprezę pożegnalną – kolega z klubu wyprowadza się do innego stanu i jego rodzice zaprosili wszystkich gimnazjalistów i licealistów na party. W tym czasie my z Emilią poskładałyśmy domek, dekorowaniem zajęła się Emilia. 


Kiedy zabrakło cukierków, w ruch poszły kawałki czekolady do ciasteczek.


 
W tym roku jakoś nie miałam ochoty na uwiecznianie ozdobionego na święta domu. W zasadzie wszystkie ozdoby są takie same jak w poprzednich latach, do tego ustawione w tym samym miejscu co w poprzednich latach. Żeby nie było jednak tak zupełnie bez świątecznego śladu, wstawiam zdjęcie Kici przy kuchennym oknie. 


Ponieważ w kuchni nie ma parapetu, wstawiłam pod okno wąską szafkę pod kwiaty. Zazwyczaj z boku jest wolne miejsce dla Kici, która lubi sobie tak przez to okno spoglądać na świat. Ostatnio Kicia obraziła się na nas ponieważ w jej miejsce wstawiłam ozdobę świąteczną. Niewerbalnie dawała do zrozumienia, że jej się to nie podoba, ozdobę więc usunęłam, a Kicia natychmiast wskoczyła na swoje miejsce. A wtedy zrobiłam to zdjęcie.



sobota, 17 grudnia 2022

Koncerty i inne takie

W grudniu zawsze sporo się dzieje. Wiem, że zbliżają się święta i koniec roku, ale przecież są i inne miesiące w roku, prawda? Czy sesja zdjęciowa w pracy musi odbyć się w grudniu? Spotkania nauczycieli z rodzicami? 

Impreza świąteczna w pracy – OK, rozumiem. Pięć wizyt medycznych w siedem dni – zdarza się – jakoś wszyscy oferowali mi do wyboru dwa dni, 6 i 12 grudnia. Do tego wypadły nam jeszcze zawody pływackie Emilii, próby chóru są dłuższe, bo ćwiczymy repertuar świąteczny, koleżanka urodziła się w grudniu i to nie jej wina, że trudno choćby kawę wcisnąć w tak bardzo już napięty terminarz. 

Ale jak się chce to się da. Dzień po urodzinach, w sobotę, w drodze na koncert, wpadliśmy na trochę na ostatnie czterdzieste urodziny. Przy stole okazało się, że ta druga Asia też jest na urodzinach w drodze na koncert – ten sam co my. 
A jaki to koncert? Ponieważ moje dzieci jeszcze nie były na koncercie symfonicznym, wybraliśmy się na Dziewiątą Symfonię Beethovena w wykonaniu naszej lokalnej orkiestry symfonicznej. W zasadzie to był pierwszy raz i dla mnie — na żywo jeszcze na takim koncercie nie byłam. Miejsca mieliśmy na balkonie, w jego dolnej części z takim widokiem na scenę.


Obiekt został tak zaprojektowany by z każdego miejsca było dobrze widać scenę, więc jest stromo. Tak stromo, że kiedy weszłam na balkon to musiałam złapać za barierkę bo się przestraszyłam, że spadnę. Z hallu, patrząc w górę, na te wszystkie poziomy i schody, wygląda to tak: 


To niebieskie to schody i balkony wejściowe poszczególnych sekcji widowni. Schody też są strome, ale jest i winda.


Budynek udekorowany świątecznie, moc światełek, choinki, świąteczna ścianka, przed którą zrobiliśmy sobie rodzinne zdjęcie.


Krzyśkowi koncert szalenie się podobał, Emilia w połowie zaczęła się nudzić. Całą uwagę poświęciła jednej z chórzystek, która włosy po jednej stronie głowy miała ufarbowane na czerwono, a po drugiej na czarno. Emilia lubi zwracać uwagę na takie rzeczy. Po przedniej imprezie w pracy oświeciła mnie, że Ta pani co siedziała przy wyjściu (moja szefowa), sama wypiła całą butelkę wina. Sama! (Dobrze, że z takimi rewelacjami wyjeżdża w domu).

Emilii bardziej spodobał się koncert muzyki kameralnej, na który pojechałyśmy prosto z zawodów. W kwartecie gra pani, która uczy Emilię gry na fortepianie, a grudniowy koncert był poświęcony muzyce hiszpańskiej. A może bardziej podobało jej się, ponieważ po koncercie był poczęstunek sponsorowany przez naszą ulubioną cukiernię? Kto wie? 

Krzyśka z nami nie było, ponieważ w tym samym czasie miał obowiązkowe szkolenie na basenie. Krzysio nadal pracuje jako ratownik, ale od stycznia będzie pracował jako instruktor nauki pływania. Nie wiem jak ten mój syn ogarnia wszystko to co wziął na swoje barki – wychodzi rano do szkoły a wraca wieczorem. Zaraz po szkole idzie na trening, a potem do pracy. Na szczęście nauka nie cierpi a oceny nadal ma bardzo dobre.

Ferie świąteczne właśnie się zaczęły, ale treningi na basenie i lekcje pianina nadal odbywają się w tym tygodniu. Plus dłuższe próby chóru. Mimo wszystko mam nadzieję, że ten ostatni przedświąteczny tydzień będzie nieco spokojniejszy.

sobota, 10 grudnia 2022

C&K 2022: Ubranka i kocyk dla misia

Zadanie grudniowe – prezenty.


Emilia jest pod ogromnym wpływem obecnej najlepszej koleżanki, która bawi się lalkami. Emilia, która nigdy nie lubiła lalek, zaczęła bawić się lalkami pod wpływem koleżanki, ale sypia nadal z ukochanym misiem. Jakiś czas temu zażyczyła sobie ubranek dla lalek. Zamiast kupować, postanowiłam coś zrobić na drutach. Wypożyczyłam kilka książek z biblioteki, poprosiłam Emilię, żeby zaznaczyła, co jej się podoba. Ponieważ jedyna lalka, jaką Emilia posiada, ma jednak trochę ubranek, postanowiłam zrobić coś dla misia. Najpierw powstał sweterek, potem galotki do kompletu. 


Książki dostarczyły inspiracji, ale jak przyszło co do czego, kombinowałam sama. Jedynie kocyk zrobiłam dokładnie według opisu Fairy-Tale Blanket z publikacji "Knits for Dolls" Nicky Epstein.


Przyznam, że ubranka dla lalek-misia to nie moja bajka, więc na razie tyle wystarczy, choć Emilia wybrała o wiele wiele więcej. Może za jakiś czas.

Kocyk, sweterek, i spodenki dla misia zapakowane czekają na Boże Narodzenie pod choinką. 



Zgłaszam je do zabawy u Reni C&K.



wtorek, 6 grudnia 2022

Na grzyby!



Kiedy tak wędrowaliśmy przez las podczas naszej ostatniej wycieczki, największą atrakcję stanowiły grzyby. Najbardziej żywiołową reakcję wzbudzały śliczne czerwoniutkie muchomorki, ale i inne, i te malutkie grzybeńki, i te nieco większe, fioletowe, brązowe, i beżowe – wszystkie bardzo nam się podobały. Zebraliśmy je do wirtualnego koszyka pamięci telefonu komórkowego, w rzeczywistości nawet nie dotykając żadnego z grzybów.

Muszę przyznać, że prawdziwego muchomora na własne oczy w naturze zobaczyłam dopiero tutaj, w Oregonie. W Polsce muchomory dane mi było podziwiać jedynie na kartach książek i na ekranie telewizora.









czwartek, 1 grudnia 2022

Sobotnia wycieczka nad ocean

W sobotę, w jedyny słoneczny dzień podczas długiego weekendu, wybraliśmy się na wycieczkę nad ocean. Na plaży byłoby zbyt zimno, zwłaszcza, w porywach lodowatego wiatru, ale wędrowaliśmy nadmorskim lasem, który chronił nas przed wiatrem. Jedynie ostatnie dwa kilometry trasy idzie się plażą – oczywiście wiatr wiał nam prosto w oczy, a nie w plecy...

Szosa nadmorska wije się dość mocno w niektórych miejscach, a wtedy Krzysio blednie, bo strasznie mu niedobrze. Dzieje się tak za każdym razem, kiedy podróżujemy tą trasą więc zazwyczaj zatrzymujemy się na chwilę w przy sklepie z pamiątkami przy jaskiniach, w których zamieszkują foki, choć do celu mamy już bardzo niedaleko. Szosa wbita jest w nadmorskie wzniesienia i ma bardzo wąskie pobocze, a przy sklepie jest spory parking, więc jest to dobre miejsce, żeby się zatrzymać. A w dodatku z miejsca tego można podziwiać wspaniale widoki. 


Pogoda nam sprzyjała, nie tylko bezchmurnym niebem. Soboty była ostatnim dniem bardzo silnych pływów (King Tide) w wyniku pozycji słońca i księżyca. Dodać do tego wiatr i fale były imponujące – podziwialiśmy je z bezpiecznego miejsca wysoko nad poziomem wody. Fokom nie przeszkadzał ani wiatr, ani fale.

Z miejsca, w którym się zatrzymaliśmy jest wspaniały widok na latarnię morską Heceta Lighthouse. 



To do tej latarni potem wędrowaliśmy, ale od drugiej strony cypla, na którym jest usytuowana. 





Szlak prowadzi głównie lasem, ale w kilku miejscach można podziwiać wspaniałe widoki. Kiedy usiłowaliśmy sobie zrobić selfie z plażą Hobbita w tle, fale przypływu dochodziły do końca tej bardzo szerokiej plaży. Zanim do niej dotarliśmy, nastąpił odpływ. Dobrze, bo dzięki temu byliśmy bezpieczni a dodatkowo dzieci mogły dotrzeć bez problemu do skały, w której zakamarkach można znaleźć ukwiały. Kiedy spoglądaliśmy na tę skałę z góry dwie godziny wcześniej, stanowiła wysepkę, ledwie widoczną wśród fal.




Kiedyś gdzieś przeczytałam, że dawniej  te nadmorskie wzniesienia nie były zalesione – oczywiście nie jestem teraz w stanie doszukać się materiałów źródłowych. Las, przez który wędrowaliśmy liczy sobie około stu lat i został posadzony przez ludzi. To chyba nawet widać po strukturze.




Nie wszędzie drzewa rosną w równych rzędach jak od linijki. Miejscami natura zdołała wprowadzić nieco swojego malowniczego nieładu.



Kiedy dotarliśmy na plażę, dzień chylił się już ku końcowi. Wiało mocno i było zimno. Dzieci pooglądały ukwiały a potem staraliśmy się jak najszybciej pokonać te ostatnie dwa kilometry i dotrzeć do samochodu, zanim zapadnie zmrok.




Na koniec, tradycyjnie mapa i podsumowanie statystyczne:



niedziela, 27 listopada 2022

Święta, święta i po świętach

W czwartek obchodziliśmy Święto Dziękczynienia. W tym roku – sami, w domu. Zamiast indyka była kaczka nadziewana jabłkami – ulubiona świąteczna potrawa dzieci. Objedli się tak, że nie byli w stanie wcisnąć ani kawałka ciasta na deser. 



Następnego dnia za to mieli wybór wypieków na śniadanie. Miało być tylko ciasto dyniowe, ale przez pomyłkę odmroziłam ser, więc upiekłam też i sernik. W świąteczny poranek sąsiad przyniósł własnoręcznie upieczone ciasto kukurydziane, jeszcze ciepłe, a na koniec naszła mnie ochota na wypróbowanie nowego przepisu na ciasteczka owsiane z jabłkiem. Słodkości było więc sporo. Kupiłam też lody, ale zostały zjedzone jeszcze przed świętem...




Wszyscy troje odczuwaliśmy dogłębną potrzebę nic-nie-robienia i zaspokoiliśmy ją do pewnego stopnia w ten długi weekend – zwłaszcza w piątek i niedzielę. Pospaliśmy, poleniuchowaliśmy. Dzieci pograły w gry komputerowe, ja trochę podziałałam w ogródku. W piątek ustawiliśmy choinkę i Emilia miała przez kilka godzin zajęcie ubierając ją. Trochę pomógł jej brat, zwłaszcza przy zawieszaniu ozdób na najwyższych gałązkach. 



Pierwszy raz od lat, od czasu kiedy byłam jeszcze za mała, by stroić choinkę, nie przyłożyłam ręki do ubierania choinki. Jedyne co zrobiłam to podłączyłam kabelki światełek i przyniosłam z garażu pudła z bombkami. Na razie stoi choinka a reszta domu jeszcze nie udekorowana. W sobotę wybraliśmy się na wycieczkę nad ocean, wróciliśmy późno i zmęczeni i dzisiaj (w niedzielę) dochodziliśmy do siebie. Cztery tygodnie adwentu powinny wystarczyć jednak by wszystkie dekoracje bożonarodzeniowe znalazły się na swoich miejscach.

W piątek dzieci powiesiły część światełek na domu (na zewnątrz). Ponieważ zabrały się za to późno, zrobiło się ciemno a do tego padał deszcz, więc te światełka, które wiesza się wchodząc na dach, muszą jeszcze poczekać zanim rozjaśnią mrok grudniowej nocy. Za to pobawiliśmy się z Krzyśkiem i zawiesiliśmy dwa sznury światełek ledowych w kuchni. Nie da się ich połączyć więc byliśmy mocno ograniczeni lokalizacjami gniazdek ale cel oświetlenia kuchni nastrojowo został osiągnięty. Na zdjęciu widać światełka i wewnątrz i na zewnątrz.




środa, 23 listopada 2022

C&K 2022: Listopadowe Jeże

Zostały nam jeszcze dwie odsłony w ramach zabawy C&K u Reni. Jedno z zadań to trójwymiarowe ozdoby świąteczne, drugie, prezenty. Renata dała nam dowolność w kwestii, które zadanie wykonamy w listopadzie, a które w grudniu. Prezenty zostawiłam sobie na grudzień, a w tym miesiącu zabrałam się za projekt, który miałam w planach od kilku lat. 


Opis wykonania wydrukowałam sobie najprawdopodobniej jeszcze przed pandemią, w pracy, sądząc po jakości – w tej kwestii moja wiekowa domowa drukarka pozostawia wiele do życzenia.


Kiedy pojawiło się zadanie ozdób trójwymiarowych, wiedziałam, że będą to jeże Agnieszki Tutak. Wprawdzie oryginalny opis nie narzuca interpretacji bożonarodzeniowej, ale zawsze właśnie tak mi się kojarzyły, ze świętami i prezentami na szyszkowych grzbietach. Mam gdzieś w pudle z bombkami takie malutkie prezenciki – ozdoby do zawieszenia na choince, ale pudło ze stryszku przywędruje dopiero po święcie dziękczynienia, więc posiłkowałam się tym, co było pod ręką. Na szczęście kilka tygodni temu coś tam wpadło mi w oko na wyprzedaży a reszta to skarby z woreczka z potpourri.


Na jeżowe pyszczki zużyłam resztę włóczki, która została mi po zrobieniu koszyczka na płatki do demakijażu. Wystarczyło na pięć sztuk.


Szyszki miałam w garażu - takich skarbów u nas w domu i obejściu sporo.


Jeże przycupnęły na szafce, ale zapewne niebawem powędrują w świat.