piątek, 29 marca 2019

Na plaży

Jadąc nad ocean mamy do wyboru kilka miejsc, w których można się zatrzymać. Staram się wybierać te, gdzie blisko jest z parkingu do plaży, a najlepszy jest taki parking, z  którego widać plażę. Nie lubię zostawiać dzieci bez opieki a do samochodu kursuję po wielokroć. Devil's Elbow State Park u podnóża latarni Heceta Head Lighthouse nadaje się idealnie. Parkuje się niemal na piasku, są toalety, a do tego wszystkiego wspaniały widok - plażę zamykają z obu stron skaliste zbocza ginące w oceanie, odgradzając miejsce od reszty świata.


Kilka lat temu powiększono parking, zwiększając szansę na znalezienie miejsca do zaparkowania. Pomimo opłaty miejsce cieszy się ogromną popularnością. Mieliśmy szczęście - akurat zwolniło się jedno z najdogodniejszych miejsc.


Dzieci wskoczyły w krótkie spodenki i pognały. Z jednej strony, pod samymi skałami, do oceanu wpada potok - to jeden z ich ulubionych zakątków.


Potem przenieśliśmy się na drugi koniec zatoki, gdzie niezmiennie od lat kusi dzieci swymi tajemnicami niewielka jaskinia.


Na tych niewielkich skałkach wystających z wody spotkała nas mokra przygoda. Zaskoczyła nas fala, wyższa o metr, niż dotychczasowe. Mimo, że stałam w wydawałoby się bezpiecznym miejscu, woda sięgnęła mi kolan, zamaczając buty i skarpetki. Co ciekawe, sportowe spodnie zrobione są z takiego materiału, że nie przemokły, a woda po nich spłynęła.

Fala rozbiła się o skałkę, na której stała Emilia i wprawdzie nie dosięgnęła jej stóp, ale za to spadła kaskadą wody na dziecko od góry, jak porządny prysznic, przemaczając wszystko, nie została na Emilii nawet jedna sucha niteczka.
Na szczęście miałam w samochodzie zapasowe ubrania.


Od wielu miesięcy nie byliśmy nad oceanem, dzieci spragnione były plaży, więc cieszyły się zabawą, cały czas spędzając w ruchu, biegając, łapiąc meduzy, kopiąc w piachu, zbierając muszelki, których przywieźliśmy do domu pół wiaderka.


Ja cieszyłam się odpoczynkiem na kocu i obserwacją poczynań moich pociech. Oraz kontemplacją otaczającego mnie piękna.


Zaproponowałam dzieciom spacer do latarni, którą tego dnia można było zwiedzać, ale nie wykazały zainteresowania.


Zostaliśmy więc na plaży, ciesząc się słonecznym ciepłym, niemal letnim dniem.

wtorek, 26 marca 2019

Latarnia morska Heceta Head

W niedzielę wybraliśmy się nad ocean - według pogodynki, w tym tygodniu tylko w ten jeden dzień miało być w miarę ładnie. Poranek rzeczywiście wiele obiecywał.

Zanim dotarliśmy na plażę, zatrzymaliśmy się przy punkcie widokowym, głównie dlatego, że Krzyśkowi, który źle znosi jazdę samochodem, zrobiło się niedobrze. Świeże powietrze oraz odwrócenie uwagi sesją fotograficzną poprawiło mu samopoczucie na tyle, by już bez kolejnych postojów dotrzeć do celu.

Krzyś zrobił mi kilka zdjęć w  sweterku, który niedawno skończyłam dziergać, ale efekt tej sesji zaprezentuję w osobnym wpisie.

Z miejsca, w którym zatrzymaliśmy się, roztacza się wspaniały widok na linię brzegową z latarnią morską Heceta Head Lighthouse.

Heceta Head Lighthouse, Oregon Coast

Heceta Head Lighthouse, Oregon Coast


W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się w innym miejscu i zrobiliśmy jeszcze kilka zdjęć latarni. Na zdjęciu poniżej widać  jak zmieniła się pogoda w stosunku do poranka - błękit nieba przesłoniły lekkie chmurki.

Heceta Head Lighthouse, Oregon Coast

c.d.n.


sobota, 23 marca 2019

Ferie wiosenne

Zaczęły się ferie wiosenne. W związku z tym spadła temperatura i zaczął padać deszcz - niemal dokładnie w chwili zakończenia zajęć szkolnych w piątkowe popołudnie.

Oficjalne dokumenty z ocenami na koniec drugiego trymestru obu pociech przyszły pocztą i jestem z nich bardzo zadowolona.

Drogą elektroniczną, dzięki uprzejmości nauczycielki, dotarło do mnie zdjęcie Emilii zrobione podczas zajęć z czytania:



Nie wyjeżdżamy nigdzie na ten tydzień, ale plany mamy bogate. Mam nadzieję, że pogoda jednak umożliwi nam choć jeden wyjazd na świeże powietrze.

Póki co, zabrałam dzisiaj dzieci na wycieczkę do pralni. Nigdy wcześniej w takim miejscu nie były, to się im podobało.

Chwilowo mamy także miesięczną przerwę między sesjami zajęć z baletu - aż do 8 kwietnia.


Następną sesję ma prowadzić nowy instruktor. Dotychczasową Emilia bardzo lubiła, mam nadzieję, że nowa osoba będzie potrafiła równie dobrze nawiązać kontakt z małymi baletnicami.




W sportach chłopackich też mam chwilę oddechu, pomiędzy koszykówką a piłką nożną. Sezon koszykówki skończył się na początku marca i nadal czekam na obiecane zdjęcia. Przez cały sezon jeden z dziadków, profesjonalny fotograf, robił zdjęcia wnukowi i innym członkom drużyny, czyli także i mojemu dziecku. Jego synowa miała te zdjęcia nagrać na płytkę i dać znać, żeby odebrać.

No i czekam.

Mam nadzieję, że mimo zwłoki, zdjęcia dotrą do mnie, bo oglądałam je na podglądzie aparatu i na prawdę są świetne. Moje nie, jak widać poniżej.


A w czwartek zaczynamy sezon piłki nożnej.

środa, 20 marca 2019

Zmartwienie na pożegnanie zimy

Ostatni dzień zimy obdarował mnie zmartwieniem - zepsuła się pralka.
Cykl już prawie się skończył, jeszcze 5 minut i wyciągałabym pranie z pralki, kiedy wszystko zatrzymało się z tą wyświetloną piątką. I do tego nie dało się pralki otworzyć i wyciągnąć prania.

Postępowania według zaleceń z instrukcji obsługi nic nie pomogło. W serwisie obiecali, że ktoś przyjdzie, ale najwcześniej dzisiaj rano. I rzeczywiście pan zjawił się punktualnie o 9.00, pranie uwolnił, pralkę obejrzał od środka i orzekł, że niezmiernie rzadko się zdarza by w tym samym czasie zepsuły się trzy rożne części. Taka ci to unikatowa ta moja pralka! Naprawa kosztowałab ok. $900 a że pralka ma już 8 lat, więc tylko wyciągnęłam i rozwiesiłam pranie i zaplanowałam wikendową wycieczkę do londromatu - takiej atrakcji dzieci moje jeszcze nie miały okazji doświadczyć. Zaczynam się też rozglądać za nową pralką ale to zajęcie czasochłonne - tyle marek, modeli, opcji i różnic w cenach w zależności od sklepu.

Kłopot z pralką mocno przytłumił radość z nastania wiosny - i tej kalendarzowej i rzeczywistej.

Zdjęcia zrobiłam bo żonkile takie ładne, ale nawet zapewnienia Emilii, że żonkile tak pięknie pachną nie bawią mnie zbytnio.


Kilka dni temu, jeszcze w oczekiwani na wiosnę, kupiłam jaskry ozdobne i ustawiłam w koszyku na zydelku przy wejściu do domu.


Ciepełko pomogło im rozwinąć pierwsze pąki, a jest ich więcej bo specjalnie wybierałam roślinki najobficiej obsypane pąkami.






niedziela, 17 marca 2019

Trzy powody do zadowolenia

W piątek zakończył się drugi trymestr roku szkolnego. Tego dnia nie było zajęć w szkole ponieważ nauczyciele wystawiali oceny. Dzień przed, Krzysiek miał ostatni test z algebry, więc z niecierpliwością sprawdzaliśmy co jakiś czas czy już są wyniki. Test został zaliczony na 97 na 100 punktów, więc tym samym ze wszystkich przedmiotów Krzysiek uzyskał na koniec trymestru najwyższe możliwe oceny (A) z czego jestem bardzo zadowolona. Wyników w nauce Emilii nie sprawdzam przez internet i dostanę je pocztą w przyszłym tygodniu, ale myślę, że też będą bardzo dobre. Ponieważ Krzysiek tak dobrze się spisał, mógł prawie cały piątek spędzić przed ekranem komputera, z czego z kolei On był bardzo zadowolony!

Prawie, ponieważ w południe oboje mieli zaplanowaną wizytę u dentysty w celu wyczyszczenia zębów. Nadal oboje nie mają żadnych ubytków co stanowi kolejny powód do zadowolenia dla mamy.

Trzecim powodem jest pogoda. Ociepliło się i z zimy zrobiła się wiosna.


Wprawdzie nadal dochodzę do siebie po zmianie czasu w poprzednią niedzielę  (oj jak ciężko zebrać się rano!) ale i tak mam dużo więcej energii.
Przypływ energii przełożył się na pierwszy w tym roku projekt dla domu (wyskrobanie starego silikonu na styku kafelki-wanna i zastąpienie go nowym) oraz pierwsze działania ogrodnicze - posiałyśmy z Emilią zielony groszek.


Ponieważ w najbliższych dniach ma być nadal słonecznie i jeszcze cieplej, zapowiada się rzeczywiste rozpoczęcie sezonu. Choć najpierw trzeba będzie zabrać się za wiosenne porządki.

czwartek, 14 marca 2019

Salt Creek Falls w zimowej szacie

Dzisiaj, obiecane jakiś czas temu widoczki ze spaceru do wodospadu podczas wyjazdu na sanki - to już prawie miesiąc temu!

Wodospad Salt Creek Falls pokazywałam na zdjęciach już wielokrotnie.
Jest piękny, niezależnie od pory roku. Wydaje mi się, że surowa biel zimy dodaje mu majestatu.

Śniegu nasypało sporo więc barierka oddzielająca punkt widokowy od przepaści zrobiła się nieco niższa. Bardzo uważałam podchodząc by zrobić zdjęcia a dzieciom wogóle zakazałam się zbliżać. Najpierw widoczek na wprost:


Oraz sam wodospad - żeby zrobić zdjęcie, trzeba się jednak wychylić za płotek:

Salt Creek Falls, OR

Nie ryzykują życiem, też można zrobić ładne zdjęcie, choć już bez całej kaskady:

Salt Creek Falls, OR

I jeszcze na koniec zdjęcie z młodym drzewkiem na pierwszym planie i z wodospadem w tle:

Salt Creek Falls, OR

Niestety dzieci już nagliły do powrotu i nie miałam czasu bawić się z ustawieniami, więc zdjęcie może i ładne, ale  w naturze wygląda to o wiele piękniej.

poniedziałek, 11 marca 2019

Brakujące zęby

Piątek był bardzo udanym dniem, nie tylko z racji moich urodzin (których to celebrowanie przeciągnęło się jeszcze na dzień następny.)

W piątek po południu mieliśmy jeszcze w planach turniejowy mecz koszykówki Krzysia. Właśnie wsiedliśmy do samochodu i mieliśmy wyjeżdżać z garażu kiedy Emilia przeraziła mnie nie na żarty podnosząc takie larmo jakby właśnie nastąpił koniec świata. Kiedy szybko wyłączyłam silnik i wyskoczyłam z samochodu, żeby sprawdzić co się stało, okazało się, że to tylko ząb wypadł, a te wrzaski były wyrazem radości z faktu, że ząb, który trzymał się ledwo ledwo, nareszcie wypadł.  I w końcu dziecko mogło zażądać posiłku z McDonalds - bo we wróżkę zębuszkę nie wierzy.


Teraz dziecku brakuje górnej jedynki i dolnej dwójki po tej samej stronie i wygląda to tak zabawnie, że aż prosi się o zdjęcie.


Kiedy Emilia pozowała dzisiaj do tego drugiego zdjęcia na placu zabaw, dodała odpowiednio przerażającą mimikę (Ach ten wytrzeszcz oczu!) i szkoda, że to nie Halloween bo i bez przebrania mogłaby straszyć.

A przy okazji proszę zauważyć zmianę fryzury - córka życzy sobie bez grzywki, więc zaczesujemy i przypinamy spineczkami do czasu aż grzywka odrośnie.
Przy okazji sukcesywnie pozbywamy się spinek bo Emilia opanowała umiejętność gubienia ich do perfekcji!

piątek, 8 marca 2019

Dzień urodzin

Urodziny.
Kolejne.               
Czterdzieste szóste.

Kilka osób pamięta. Ta pamięć sprawia ogromną przyjemność!

Jako pierwsza przyszła kartka od kuzynki Ewy z Francji:


W chwilę potem dotarła kartka od Splocika:



Tym razem poczta zaskoczyła nas obie pozytywnie - przesyłka dotarła przed dniem urodzin! W kopercie, poza kartką, znalazłam same śliczności: haftowane zakładki (które wcześniej podziwiałam na Splocikowym blogu) oraz frywolitkowe kolczyki i bransoletkę.


Bransoletka szczególnie mnie uradowała bo lubię bransoletki, podobają mi się bardzo, ale zdecydowana większość z nich jest za ciężka i przeszkadza mi. Nawet zegarka nie noszę bo to samo dzieje się w przypadku paska.
A ta bransoletka jest tak delikatna i leciutka, że jej w ogóle nie czuję! Super!


A jakby tego wszystkiego było mało, to jeszcze Splocik zadzwoniła do mnie w dniu urodzin, sprawiając mi tym kolejną niespodziankę.

Byłam przekonana, że moje dzieci nie pamiętają, albo wcale nie wiedzą, kiedy mam urodziny.

Okazuje się, że się myliłam!  💕

Kilka dni temu Emilia wyskoczyła z urodzinami mamy w marcu, Krzysiek podrzucił dokładną datę i zaczęło się odliczanie. Kilka razy dziennie - 💗 Emilia jak się nakręci, to nie odpuści. 
 

Dzisiaj rano, za szafce przy łóżku znalazłam prezencik od Krzysia (zdjęcie poniżej) a na biurku, od Emilii (dwa mniejsze zdjęcia.)
A po pracy - kolejne.

Szczęścia rodzinnego dopełnił telefon z życzeniami od brata, bratowej i moich bratanków z Anglii, a później jeszcze od chrzestnej z Polski.  💖

Życzenia dotarły do mnie także drogą elektroniczną, w mailach i na Skypie.



W pracy tez czekała na mnie przemiła niespodzianka - słodkości, lunch, prezent. Wszystko to od koleżanek, które same pamiętały o mnie, żaden prikaz z działu personalnego. Bardzo miło spędziłyśmy czas zajadając rybę z frytkami, rozmawiając i żartując. Taki wspólnie spędzony czas jest najwspanialszym prezentem!

Z pracy wyszłam nieco wcześniej bo byłam umówiona na lancz z koleżanką. 😊 
Kolejne kwadranse fantastycznie spędzone. Potem jeszcze kilka przemiłych rozmów telefonicznych i wygrany mecz koszykówki syna 🏀, a po powrocie, pod drzwiami czekały kwiaty przysłane przez Kasię z Chicago.



To był bardzo udany dzień. Jedne z najmilszych urodzin od lat. A jutro jeszcze spotykam się z moimi tutejszymi polskimi koleżankami. I tylko na sam koniec dnia, aktualizując ten wpis, skasowałam wszystkie komentarze umieszczone pod nim dzisiaj - taka gapa ze mnie!

Dziękuję tym, którzy o mnie pamiętają, i dali temu wyraz w dniu moich urodzin, mimo odległości i różnicy w czasie. Dzięki Wam uśmiechałam się dzisiaj radośnie przez cały dzień i dobrze mi ze świadomością, że Was mam! 💝

wtorek, 5 marca 2019

Roztopy

Powoli, powolutku, śnieg topnieje. W ciągu dnia, gdy przyświeci słonko, roztopy na całego, w rynnach rozbrzmiewa radosne ciurkanie spływającej wody, ale kiedy tylko słońce schowa się za horyzont, temperatura spada poniżej zera i wszystko zamarza, więc śnieg nadal zalega, zwłaszcza w zacienionych miejscach.

Ale w kilku, nasłonecznionych, stopniał na tyle, by odsłonić nadzieję na wiosnę.


Trzy żółte krokusiki, którym nie zdołał zaszkodzić śnieg, cieszą ogromnie - toż to wszak zapowiedź wiosny!


Trochę gorzej zniosły pobyt pod warstwą śniegu przebiśniegi. Zdjęcie poniżej datuje się sprzed ataku zimy. Teraz to nie ma co uwieczniać - przygięło biedactwa niemal do samej ziemi i strasznie sponiewierało.


A ja czekam z utęsknieniem aż zaczną kwitnąć żonkile.


Mam nadzieję, że to już niedługo...


piątek, 1 marca 2019

Snow Kata Challenge

Przez cztery dni nie było zajęć w szkołach więc siedziałam z dziećmi w domu.
Dzieciaki miały straszliwą frajdę i spędziły bardzo dużo czasu bawiąc się na śniegu. Ulepiły niezliczoną ilość bałwanów, stoczyły kilkanaście bitew na śnieżne kule a nawet wybudowały fort śnieżny!


Kiedy we wtorek wieczorem zaczął znowu padać śnieg, przykryły fort plandeką a przez noc sypiący śnieg przykrył ją całkowicie.

Dzisiaj, w piątek, w końcu wróciliśmy do w miarę normalnego porządku dnia: szkoła, praca, zajęcia popołudniowe. Chociaż te ostatnie wcale nie takie normalne. Sensei wymyślił, że śnieg też można wykorzystać w karate i w promieniach chowającego się za drzewami słońca, co odważniejsi wykonali na śniegu na boso Kata. Nie zabrakło wśród tych śmiałków i mojego syna:


Emilia strasznie chciała dołączyć do brata - to bieganie na boso po śniegu spodobało jej się niesamowicie, ale w końcu nie odwarzyła się ściągnąć butów.

W sobotę rano, Sensei przysłał mi kilka zdjęć, które zrobił swoim aparatem:


A na koniec jeszcze pomki na śniegu: