piątek, 1 sierpnia 2025

Lassen: Terrace, Shadow, Cliff Lakes Trail

Kolejnego dnia wybraliśmy się na szlak prowadzący do trzech górskich jezior: Terrace Lake, Shadow Lake i Cliff Lake. Najkrótsza wersja - do jeziora Terrace Lake. Przewodnik sugerował przedłużenie spaceru do jeziora Shadow Lake a na koniec polecał żeby jeszcze przejść się do jeziora Cliff Lake. Ponieważ trasa nie była zbyt długa, postanowiliśmy zaliczyć wersję najdłuższą (6.5 km).

Najpierw jednak trzeba było znaleźć sam szlak. Parking - zatoczka na kilka pojazdów przy szosie, na sporej wysokości (2472 m.n.p.m.), zaspy śniegu na zaczynające się tuż przy asfalcie. Strzałka wskazuje mniej więcej w którą stronę należy iść, ale że szlak pod śniegiem, to go nie widać. Na śniegu mnóstwo śladów tych co przed nami szukali ścieżki, totalny chaos. 

Ten jeden raz podczas naszego pobytu w Lassen włączyłam internet na telefonie i skorzystałam z aplikacji żeby zlokalizować szlak. Nie było innego wyjścia.

Pierwszy kilometr maszerowaliśmy po kilkumetrowych zaspach - a w drodze powrotnej, ostatni kilometr, do tego pod górę. 



Pierwsze jeziorko, Terrace Lake:

Terrace Lake


Drugie, jezioro, Shadow Lake, jest tuż obok. Na zdjęciu pod spodem stoję w miejscu, z którego zrobiłam zdjęcie Terrace Lake powyżej, mając za plecami Shadow Lake.



Schodząc do tego drugiego jeziora trochę naszukaliśmy się szlaku, bo chociaż akurat na tym odcinku śniegu było niewiele, to z kolei grunt się osunął w kilku miejscach zasypując ścieżkę i znowu trzeba było korzystać z aplikacji w telefonie. Ale w końcu doszliśmy do tafli jeziora.

Shadow Lake

Szlak prowadzi wzdłuż jeziora z widokiem na najwyższy szczyt w parku, Lassen Peak. Woda w tym, jak i w każdym innym jeziorze na terenie parku, krystalicznie czysta.

Shadow Lake z widokiem na Lassen Peak

Kiedy doszliśmy do trzeciego jeziorka myślałam, że to już Cliff Lake, ale po sprawdzeniu mapy okazało się, że to jakieś jeziorko bez nazwy, za to z chmarami muszek, które oblepiły mi wysmarowane kremem z filtrem nogi.



Te dwie maleńkie postaci na śniegu to moje dzieci - widać nieco czerwonej koszulki Krzyśka.

Dopiero kiedy zostawiliśmy za sobą to jeziorko bez nazwy natknęliśmy się na innych piechurów. Ten szlak zdecydowanie należy do mniej popularnych, za to tak samo pięknych jak wszystkie pozostałe. Brak tłumów - wartość dodana jak dla mnie.

W końcu pojawiło się przed nami ostatnie jeziorko, Cliff Lake. 


Cliff Lake


Tutaj odpoczęliśmy nieco dłużej na zwalonym pniu, przekąsiliśmy co nieco, obejrzeliśmy żabi skrzek, nacieszyliśmy się ciszą i spokojem nie zmąconym żadnymi odgłosami poza śpiewem ptaków i naszą rozmową. 

Droga powrotna, jak to zwykle bywa, wydała nam się dużo krótsza, mimo, że końcówka prowadziła mocno pod górę i to po tym topniejącym śniegu.

Takie maszerowanie w lipcu po śniegu, w krótkich spodenkach i podkoszulku to dość ciekawe doświadczenie.


wtorek, 29 lipca 2025

Lassen: Bumpass Hell

Bumpass Hell, obszar geotermalny, nazwę którego google przetłumaczyło jako Zajebiste Piekiełko. Miejsce, do którego trasa z ogromnego parkingu na początku lipca była niedostępna, zasypana śniegiem, ale na szczęście jest jeszcze jedna trasa, nieco dłuższa, ale za to jakże malownicza!

Ponieważ byliśmy na wakacjach, wysypialiśmy się rano - prawie codziennie. Kiedy jednak wybieraliśmy się w miejsce, gdzie wiedziałam, że mogą być problemy z parkowaniem, wstawaliśmy nieco wcześniej, ale bez przesady - o 8.00 lub 8.30. W dniu wycieczki do Zajebistego Piekiełka wstaliśmy wcześnie i załapaliśmy się na jedno z ostatnich normalnych miejsc parkingowych. Ci, co przyjechali po nas musieli albo czekać aż się zwolni jakieś miejsce, lub znaleźć coś na poboczu albo dość daleko od miejsca, w którym zaczyna się szlak.

Najpierw doszliśmy do Cold Boiling Lake, jeziora z dna którego ulatniają się gazy i tafla jeziora bulgocze jakby się woda gotowała. 


Cold Boiling Lake


Gazy są zimne, więc to tylko tak wygląda. Zrobiłam zdjęcie ale, że z daleka, to jakość nie za dobra. Trudno było podejść bliżej chyba że ktoś lubi taplanie się w błocie. 



Szlak wiedzie wokół jeziora i zaczyna pięć się w górę. Ponieważ prowadzi do jednego z najpopularniejszych miejsc w parku, na szlaku było bardzo tłoczno. To cud, że udało mi się zrobić tak wiele zdjęć bez innych turystów.




W końcu wyszliśmy na tyle wysoko by zacząć spoglądać na okolicę z góry. Piękna panorama, łańcuchy gór na horyzoncie, mniejsze i większe jeziora bliżej i dalej. A pod stopami górskie kwiaty. Bajka!


Crumbaugh Lake



Za ostatnim zakrętem i po zdobyciu ostatniego wzniesienia ukazał nam się cel wędrówki, Bumpass Hell.


Bumpass Hell


Niesamowite kolory, wrzące kwasowe błoto, opary trudne do sfotografowania, ale mam nadzieję, że widać na filmach.



Ponieważ teren jest niepewny i zdażyło się, że zmiany pod powierzchnią powodowały, że turyści zapadali się w niecki wypełnione gorącym kwasowym płynem, teraz można chodzić tylko po specjalnym pomoście i wytyczonych ścieżkach. Obok ostrzeżeń umieszczono zdjęcia stopy osoby, która wpadła do takiej piekielnej kąpieli. Nie zauważyłam nikogo, kto by się wypuszczał poza wyznaczone ścieżki...





Niesamowite miejsce, zdecydowanie jedno z najciekawszych podczas naszych wakacji w Parku Narodowym Lassen Volcanic.

W drodze powrotnej odbiliśmy w bok i przespacerowaliśmy się jeszcze do jeziora Crumbaugh, tego co na zdjęciu wcześniej w tym wpisie. 

Crumbaugh Lake


Z dziewiątym kilometrem na liczniku byliśmy już zmęczeni, a że brzeg jeziora grząski, z podmokłymi łąkami i szuwarami, do tafli wody nie dotarliśmy, za to cieszyliśmy się ciszą, spokojem, szumem wiatru i śpiewem ptaków - jedynymi odgłosami poza własnymi krokami.


sobota, 26 lipca 2025

Lassen: Echo Lake & King's Creek Falls

Czwartego lipca, Dzień Niepodległości w USA, ale w parku narodowym sztuczne ognie są zabronione. Tego dnia wybraliśmy się na dwa szlaki - dzieci stwierdziły, że jeden to za mało, pewnie dlatego, że był niezbyt długi.

Najpierw powędrowaliśmy do oddalonego o około 2 km jeziora Echo Lake. Nie musieliśmy nigdzie jechać samochodem ponieważ szlak biegnie tuż obok pola biwakowego, kilkanaście metrów od miejsca, w którym stał nasz namiot. 

Zaraz na początku oparty o drzewo stoi znak ostrzegający o niebezpieczeństwach z jakimi wiąże się wędrowanie przez ten zniszczony przez pożar obszar.



Postanowiliśmy zaryzykować. 

Nie spadły nam na głowę ani żadne gałęzie, ani żadne kamienie, nie wpadliśmy też do żadnej dziury. Tylko żal ściskał serce patrząc na spustoszony pożarem teren. Krzewy i kwiaty powróciły, ale drzewa nie - wypatrywałam samosiejek, ale nie udało mi się dostrzec żadnego, choćby kilkucentymetrowego drzewka.


Echo Lake Trail


Tylko początkowy odcinek szlaku prowadzi przez spalony las, potem weszliśmy do pięknego lasu, i wędrowaliśmy nim aż do samego jeziora Echo Lake.


Echo Lake


Jeziorko niewielkie ale urocze. Ponieważ niedaleko do niego od pola namiotowego, a do tego trasa nie jest szalenie wymagająca, to przyjemny spacer dla każdego - po drodze spotkaliśmy kilka rodzin z dziećmi o znajomych twarzach. Niektórzy obchodzili jezioro wokół, my postanowiliśmy zachować siły na drugą wycieczkę. Po przekąsce ruszyliśmy w drogę powrotną.

Wracając, mieliśmy przed sobą piękną panoramę. 


Echo Lake Trail

Echo Lake Trail


Spacer zajął nam dwie godziny, więc po obiedzie pojechaliśmy na drugą wycieczkę, na szlak prowadzący do wodospadu King's Creek Falls.

W dzień świąteczny, do tego w długi weekend, w jednym z najpopularniejszych miejsc w parku były straszne tłumy. Jakoś nie pomyślałam, żeby tego dnia wybrać się w mniej popularne miejsce, jak choćby nasz poranny spacer tego dnia. 

Udało nam się zaparkować samochód na jednej z bardzo nielicznych zatoczek przy szosie - pobocze było zbyt wąskie. Po kilku minutach marszu wzdłuż drogi dotarliśmy do szlaku. 


King's Creek


Trasa, mimo że znowu prze spalony las, oferuje niesamowite widoki - dość szeroką panoramę gór, dzikie urwiska, moc potoczków, przy których soczysta zieleń i kolory letnich kwiatów momentami wydają się nierealne.


King's Creek Falls Trail

King's Creek Falls Trail

King's Creek Falls Trail

King's Creek Falls Trail


Sam wodospad na potoku King's Creek nie jest zbyt łatwo ogarnąć wzrokiem ponieważ kaskada spada do wąskiego i głębokiego kanionu. Jest wprawdzie taras widokowy przy samym wodospadzie, ale tu z kolei jest zbyt blisko by wodospad zmieścił się w obiektywie.


King's Creek Falls

Przysiedliśmy na chwilę na kamieniu z widokiem na wodospad, posililiśmy się i wkrótce i ruszyliśmy dalej. W pewnym momencie szlak rozwidla się. 


King's Creek Falls Trail


Można wrócić tą samą trasą jaką się przyszło, albo alternatywną, schodami wykutymi w skale wzdłuż potoku. Na tym odcinku obowiązuje ruch jednostronny ponieważ ścieżka jest bardzo wąska.


King's Creek Falls Trail


Ta część szlaku podobała mi się najbardziej. Wspinaczka po schodach wcale nie była aż tak trudna jak można się było spodziewać, a może po prostu nogi mi się już do tego czasu wzmocniły od wędrowania.



Po powrocie do samochodu, jadąc parkową szosą minęliśmy pole namiotowe i pojechaliśmy do ośrodka położonego przy północnym wjeździe do parku. Przy ogromnym polu biwakowym jest sklep, pralnia, i zadziwiająco czysta łazienka z prysznicami. 

Za niewielką opłatą wyszorowaliśmy się w strumieniach gorącej wody. Ręczniki, mydło i szampon, oraz czyste ubrania mieliśmy w samochodzie ponieważ wcześniej zaplanowaliśmy właśnie takie zakończenie dnia. A na koniec uraczyliśmy się lodami włoskimi - wszak był to dzień świąteczny!





środa, 23 lipca 2025

Lassen: Ridge Lakes Trail, Emerald Lake, Lake Helen

Ridge Lakes Trail zaczyna się przy parkingu obok Sulphur Works. Pierwsze kilkadziesiąt metrów jest jeszcze zatłoczonych z powodu łanów pięknych żółtych kwiatów chętnie obfotografowywanych przez chyba wszystkich. Nie ukrywam, że i my urządziliśmy sobie tam sesję zdjęciową. 


Kiedy jednak ścieżka zaczyna się piąć w górę, tłumy znikają. Na szlaku spotkaliśmy w przeciągu ponad dwóch godzin tylko kilka osób. Po drodze podziwialiśmy widoki, a na skale na zdjęciu poniżej urządziliśmy sobie kolejną sesję zdjęciową.



Im wyżej, tym więcej zasp śnieżnych, większych i wyższych. Kilka razy zgubiliśmy ścieżkę, zasypaną śniegiem. Na topniejącym śniegu znikały ślady nielicznych poprzedników. 

W końcu dotarliśmy do jeziora. 

Ridge Lake


Aby dojść do drugiego, trzeba przekroczyć strumień - po kamieniach i kłodach, ale że nurt był dość wartki, zasilany topniejącym śniegiem, przeprawa wydała się zbyt niebezpieczna nawet Krzyśkowi. Zapewne udałoby się nam, ale niekoniecznie suchą stopą a nikt nie miał ochoty wpaść do wody, zwłaszcza, że nachylenie terenu w tym miejscu było dość znaczne.


Ridge Lake


Jedno jezioro w zupełności nam wystarczyło. piękne, krystalicznie czyste, z śniegowo-lodowymi nawisami dodającymi dramatyzmu.


Ridge Lake


Kolejna sesja zdjęciowa została przerwana moimi obawami, że złapie nas górska burza. Zachmurzyło się gwałtownie, szare chmury przemykały szybko dość nisko. Dawno temu, w Tatrach, złapała mnie taka burza, nie chciałabym powtórzyć tamtego doświadczenia, zarządziłam odwrót, powitany z wyraźną niechęcią ze strony dziatwy.


Ridge Lake


Na śnieżnych zaspach Emilia zjeżdżała na kurtce jak na sankach - śnieg w lipcu to nie lada atrakcja, zwłaszcza kiedy jest na tyle ciepło, żeby paradować w krótkich spodenkach.



Niedługo po tym jak zaczęliśmy schodzić, chmury rozeszły się, a zanim dotarliśmy do samochodu, zniknęły zupełnie. W czasie całego naszego pobytu w Lassen nie spadła ani kropla deszczu.



Po parkingu krążyły samochody w oczekiwaniu na zwolnienie się miejsca, więc zebraliśmy się dość szybko, ale jeszcze potem zatrzymaliśmy się przy dwóch górskich jeziorach wzdłuż których poprowadzono drogę.

Pierwsze z jezior, Emarald Lake.

Emerald Lake


Na zaspie przy samej wodzie moje dzieci urządziły sobie bitwę na śnieżki. 

Ludzi sporo, bo jeziorko tuż przy drodze, ale udało się zrobić zdjęcie bez okazów homo sapiens w kadrze.

Gorzej było przy kolejnym jeziorze, skutym lodem Lake Helen - nazwanym na cześć Helen Brodt, pierwszej kobiety, która zdobyła najwyższy szczyt w parku, Lassen Peak.


Lake Helen


Czekałam bardzo długo aż jedna para skończy sesję zdjęciową, ale w końcu zrobiło mi się bardzo zimno i doszłam do wniosku, że Helen Lake nie musi wypełnić całego kadru na zdjęciu. Zadowoliłam się fotką części jeziora, bez ludzkości. 

Dzieci stoczyły kolejną wojnę na kule śniegowe, i mimo, że zaspa była nachylona dość mocno opadając do tafli jeziora, żadne z nich nie zsunęło się do szczeliny między brzegiem a krą lodową.

A kiedy odjeżdżaliśmy, dziewczę nadal pozowało w kusej koszulce z odsłoniętym brzuchem a jej partner cierpliwie pstrykał zdjęcie za zdjęciem.



Dzień zakończyliśmy kąpielą w jeziorze i odpoczynkiem w hamaku i przy ognisku.

niedziela, 20 lipca 2025

Lassen: Summit Lake & Sulphur Works

Jezioro Summit Lake położone jest na wysokości 2066 mnpm. To niewielkie i dość płytkie górskie jezioro, przy którym usytuowane są dwa pola biwakowe. Jedno ma porządniejsze toalety z bieżącą wodą i mydłem a także zlew do mycia naczyń, drugie pole biwakowe jest nieco bardziej prymitywne. Miejsce zarezerwowałam na tym z bieżącą wodą.

Miejsca były malutkie i w zasadzie nie było mowy o prywatności, do której przyzwyczailiśmy się na oregońskich polach namiotowych. Bardzo dużo rodzin z dziećmi bo jeziorko wymarzone do kąpieli. 

Zaczęliśmy wypakowywać klamoty i rozbijać namiot, ale że dzień był upalny, wysłałam dzieci do wody i sama skończyłam ustawianie namiotu. 

Wieczorem, kiedy już ogarnęliśmy się ze wszystkim, wyruszyliśmy na spacer wokół jeziora - zajęło nam to niecałą godzinę.

Summit Lake

Następnego dnia wyruszyliśmy na wycieczkę. Zajechaliśmy na parking, z którego zaczyna się szlak do Bumpass Hell a tam taśma przed kilkumetrową zaspą śnieżną pod którą znajduje się ścieżka. 

Miny nam zrzedły, pokręciliśmy się po parkingu, uwieczniliśmy przepiękną panoramę i pojechaliśmy dalej. A do Bumpass Hell dotarliśmy innego dni i innym szlakiem.



Dojechaliśmy do kolejnego parkingu, zaparkowałam samochód i poszliśmy obejrzeć Sulphur Works.


Sulphur Works


Sulphur Works to obszar hydrotermalny w Lassen, słynący z żywych kolorów, ostrych zapachów (wszechobecna woń zgniłych jaj) i ruchomego terenu. 

Do Sulphur Works można dojechać pojazdem wyłącznie w sezonie letnim i jesiennym, ponieważ z powodu śniegu droga jest zamknięta dla ruchu tranzytowego od listopada do kwietnia. Zimą i wiosną można się tam dostać podróżując po śniegu. 

Sulphur Works jest częścią większego systemu hydrotermalnego w parku, a niedawna aktywność wulkaniczna i system hydrotermalny są dowodem na to, że pod Lassen nadal znajduje się magma. Obszar ten słynie z wrzących błotnisk, kominów parowych i kolorowych złóż minerałów.



Temperatura tego kwasowego błotko wrzącego na filmiku powyżej wynosi ok. 160 stopni C. 

Sulphur Works to jeden z niewielu obiektów hydrotermalnych w parku Lassen, który można oglądać i do którego można dotrzeć tuż przy głównej drodze, w związku z tym w miejscu tym panuje straszny tłok. Trzeba wykazać się sporą cierpliwością jeśli chce się zrobić zdjęcie bez innych turystów. 



Podczas naszego pobytu w Lassen zwiedziliśmy jeszcze dwa podobne miejsca docierając do nich na nogach - między innymi Bumpass Hell, do którego planowaliśmy się wybrać tego dnia, ale nam się nie udało.




Wróciliśmy na chwilę do samochodu, ale tylko po to, żeby zabrać plecack z jedzeniem i wodą i wyruszyliśmy na szlak, który zaczyna się przy parkingu. Ale o tym będzie następnym razem.

środa, 16 lipca 2025

Lassen: Cinder Cone

Cinder Cone to wulkan w kształcie stożka żużlowego. Stożek ma 215 metrów wysokości (2105 mnpm) i powstał podczas erupcji w latach pięćdziesiątych XVII wieku - jest to najmłodszy wulkan maficzny w regionie Lassen. Cinder Cone słynie z unikalnych cech geologicznych, w tym fantastycznych pokładów lawy i malowanych wydm. 


Kiedy zobaczyłam zdjęcie w przewodniku, wiedziałam, że chcę zobaczyć Cinder Cone na własne oczy, a jeszcze lepiej wejść na niego! 


Szlak, pętla o długości 7,7 km, jest uważany za trudny - idzie się drogą żużlową. Wprawdzie stopy nie zapadają się, i idąc człowiek nie osuwa się na tym żużlu, ale jednak mięśnie bardziej muszą pracować. 

W cieniu temperatura była przyjemna, jednak cień skończył się jeszcze zanim dotarliśmy do podnóża Cinder Cone. Bez osłony drzew słońce paliło niemiłosiernie. Upociliśmy się straszliwie, dobrze, że mieliśmy sporo wody.

Nagroda za dotarcie na górę - wspaniałe widoki. 

widok z Cinder Cone na Lassen Peak

widok z Cinder Cone na pola lawy i Butte Lake

Stożek ma krater z podwójnym obrzeżem, który prawdopodobnie powstał w wyniku wahań aktywności erupcyjnej. Można wejść do środka, ale potem trzeba wspiąć się z powrotem na górę i nikt, nawet Emilia, nie miał ochoty dokładać sobie wysiłku.

syn przy wewnętrznym obrzeżu

Zeszliśmy drugą stroną, mając przed sobą Painted Dunes, czyli malowane wydmy. 

widok na Painted Dunes i Lassen Peak


Schodziło się trudniej niż wchodziło. Kilka razy osunęliśmy się na sypkim żużlu, mniejsze kawałki wsypywały się do butów. Jednak świadomość, że idziemy w dół i zbliżamy się do zacienionej części szlaku napawał nas optymizmem. Choć zanim dotarliśmy do tego niezbyt gęstego lasu, zrobiło się gorąco i w cieniu. 

Ochłodziliśmy stopy w wodzie jeziora Butte Lake, odpoczęliśmy nieco i ruszyliśmy na pole namiotowe w innej części parku, gdzie spędziliśmy pięć kolejnych nocy na biwaku przy jeziorze Summit Lake.



Na mapie wygląda, że blisko, ale w rzeczywistości jechaliśmy ponad godzinę. Musieliśmy wyjechać z parku, objechać go, wjechać ponownie od drugiej strony - nie ma innej możliwości, chyba że się chce iść przez teren parku niosąc cały dobytek na plecach. Nie mamy krzepy na tego typu wyprawy.