Należę do grupy osób nieustannie zmagających się z nadwagą. Czasem większą, czasem mniejszą, ale niechciany tłuszczyk przylgnął do bioder, brzucha i ud, i nie potrafię się go pozbyć. Lubię jeść, po jedzenie sięgam zarówno w sytuacjach stresowych jak i czytając książkę.
Co jakiś czas, kiedy przestaję się mieścić w posiadane ubrania, porywam się desperacko na jakąś dietę - z różnym skutkiem. Do tej pory udało mi się tak naprawdę znaleźć jedną dietę, z której wyników jestem zadowolona - jest to dieta warzywno-owocowa (odmiana postu leczniczego) Dr Ewy Dąbrowskiej.
Pod koniec lata zastosowałam tę dietę, wytrzymując około miesiąca, i udało mi się zrzucić 12 funtów, czyli 5.4 kg. Po zaprzestaniu diety wróciły 2 funty (0.9kg) a potem, w listopadzie i grudniu, kolejne 3 funty (1.35kg) ale mimo to, rok 2018 zakończyłam o 12 funtów (5.4kg) lżejsza, niż go rozpoczynałam.
To cieszy, ale nie satysfakcjonuje. Zamiary były po dwakroć takie, a nadzieje jeszcze większe.
Tuż przed końcem roku w ręce wpadła mi książka "The Fast Diet" (polskie wydanie "Dieta Dr. Mosleya") Mimi Spencer i Michaela Mosleya, propagująca ideę zgodną z dietą doktor Dąbrowskiej. Różnica polega na aplikacji - 2 dni poszczenia w tygodniu, kiedy to należy zmieścić się w 500 kaloriach (600 w przypadku mężczyzn.)
Dwa dni w tygodniu, i do tego niekoniecznie pod rząd, jestem w stanie pościć.
Ruszyłam 2 stycznia.
Na początku było trudno. 500 kalorii to jednak niewiele. Raz nawet nie wytrzymałam i objadłam się wieczorem dość znacznie. Z każdym tygodniem jest jednak łatwiej, tym łatwiej, że odkrywam takie kombinacje niskokalorycznych pokarmów, które dają mi największe poczucie sytości a do tego są smaczne, więc w mniejszym stopniu odczuwam to niedojadanie jako poświęcenie a coraz bardziej jako troskę o siebie i swoje zdrowie.
Po czterech tygodniach widać już pierwsze rezultaty: 7 funtów czyli 3.15 kg. Może wyniki te nie powalają na kolana, ale za to mieszczą się wspaniale w zakresie uważanym zgodnie przez lekarzy jako zdrowe i zalecane tempo utraty wagi. No i przeszłam z drugiej na czwartą dziurkę w pasku!
16 stycznia ruszyła u mnie w pracy kolejna, już chyba czwarta, edycja naszego pracowego Biggest Loser, więc jestem teraz podwójnie zmotywowana by nie załamać się i wytrwać w poście. W odchudzaniu pomaga i to, że od czasu, gdy odkryłam u siebie alergię na kakao, w zasadzie przestałam jeść słodycze. Nieczekoladowe łakocie to już zdecydowanie nie to co czekolada, czekoladki, lody czekoladowe, ciasteczka czekoladowe, Nutella, budyć czekoladowy, itp, itd.
A na koniec, przewrotnie, zdjęcie Kici na bieżni:
2 komentarze:
Tak to jest z dietami, że albo stosujesz ją przez cały czas albo po jej odstawieniu musisz liczyć się z powrotem wagi w całości lub części.
Jest tylko jeden sposób (moje zdanie) - znaleźć sposób na siebie i jeść w odpowiednich ilościach, w odpowiednim czasie i ruszać się. Tego ostatniego ostatnio mi trochę brakuje.
Życzę realizacji zamierzeń i utrzymania osiągniętego celu.
Kicia chciała poćwiczyć, ale sen był silniejszy. :)))
Pozdrawiam ciepło.
Splociku - ano tak to już jest z tą wagą... Tłuszczyk kocha mnie straszliwie, ale mam nadzieję, że to pszczenie jednak pomoże.
Motylek
Prześlij komentarz