poniedziałek, 8 maja 2023

I po tulipanach

Kwietniowe lato trwało krótko, kilka dni, ale i to wystarczyło by zaszkodzić wczesnowiosennym kwiatom, które tak wysokich temperatur nie lubią. 
Trzy dni i po tulipanach. Zostały zdjęcia na pamiątkę i otarcie łez. I czekanie do kolejnej wiosny. 







Z pierwszym dniem maja ochłodziło się, wróciły przelotne opady, czyli zrobiła się taka bardziej typowa wiosna. Bywają dni tak chłodne, że włączam na kilka godzin ogrzewanie. 



Zakwitły bzy, rododendrony, dereń, ale jeszcze nie zdążyłam zrobić zdjęć. Za to wykopałam różowe tulipany oraz białe i różowe dzwonki, ponieważ mam zamiar urządzić pod oknem kuchennym różową wiosenną rabatkę. Będą na niej przebiśniegi, tulipany, dzwonki, i hiacynty — różowe i białe, tylko hiacynty także niebieskie. Do tej pory w tym miejscu rosła trawa, którą trzeba zedrzeć, nawieźć ziemi i będzie można sadzić. 


W miniony weekend skopałam część trawy, nawiozłam w jej miejsce ziemi. Do tego celu wykorzystałam starą ziemię z grządek warzywnych za domem. 



Myślę, że tak z 30% pracy związanej z tą rabatą wykonałam. Na więcej nie miałam siły, a wkrótce po tym jak odtrąbiłam fajrant, zaczęło padać, i to tak porządnie. Następnym razem spróbuję usunąć resztę trawy—to wymaga największego nakładu pracy i sił. Potem tylko zostaje nawiezienie ziemi, też męczące, ale nie tak jak zrywanie darni. A na koniec najprzyjemniejsze, czyli sadzenie cebulek.
 
Planów co do zmian w ogródku mam więcej, ale dostosowuję je do swoich możliwości. W tym roku — rabatka pod oknem kuchennym.

piątek, 5 maja 2023

Wokół Mt. Pisgah

W ciągu tygodnia z zimy zrobiło się lato. Mimo że łydki porażały bladością, włożyłam krótkie spodenki, bo nawet dla mnie było za gorąco na długie spodnie. 

Kwietniowe lato trwało tylko kilka dni — na tyle długo by przekwitły tulipany, którym wysoka temperatura nie sprzyja. Fala ciepła zahaczyła o weekend. W sobotę było jeszcze gorąco a w niedzielę już na powrót wiosennie. 



Wybraliśmy się na wycieczkę. Żadnego wdrapywania się górę, nie w takim upale, po zimie, kiedy organizmy nieprzyzwyczajone do ciepła. Poszliśmy znaną nam już trasą wokół Mt. Pisgah. 



Jednak trochę pod górę było, i z góry też, ale że nie wchodziliśmy na sam szczyt, to nie było tak źle, choć umęczyliśmy się okrutnie, ale to z racji temperatury i wysokiej wilgotności powietrza. Okazało się, że przeszliśmy ponad 11 kilomentrów!



Wiosna taka soczyście zielona, ukwiecona, napatrzeć się nie mogłam. Wybrana przez nas trasa nie cieszy się zbytnią popularnością, mało ludzi co bardzo nam odpowiadało.



wtorek, 2 maja 2023

Wymiana kranu

Zaczęło kapać z kranu w kuchni. Nie bardzo, kropelka po kropelce, ale na tyle, by to zauważyć, a także na tyle, żeby to nieustanne kapanie zaczęło drażnić i mnie i Krzyśka. (Emilii jakoś nie przeszkadzało.)

Kap, kap, kap, kap, kap, kap, kap, kap, kap. 

W ciągu dnia kapanie gubiło się wśród innych hałasów, ale wieczorem, kiedy robiło się cicho, nie dało się nie zauważyć. W nocy zamykaliśmy drzwi nie tylko do kuchni, ale jeszcze do sypialni. W końcu mocno rozdrażniona tak docisnęłam kurek, że złamałam coś tam w środku, kurek zaczął się kręcić wokół i trzeba było zakręcić dopływ zimnej wody. I wtedy okazało się, że to kurek od ciepłej wody jest nieszczelny, a nie od zimnej. Dobrze, że mamy pod zlewem dwa zawory — osobny do ciepłej i osobny do zimnej wody.

Dopiero w sobotę udało mi się pojechać do sklepu po wkład na wymianę. 

Kiedyś wymieniałam taki wkład w łazience, więc wiedziałam jak się do tego zabrać. A przynajmniej tak mi się wydawało.

Ściągnęłam kurek, zrobiłam zdjęcie wkładu, całego kranu z widoczną nazwą marki i pojechałam do sklepu. Samego wkładu nie dałam rady nawet obluzować, tak się zaczopował, że nawet Krzysiek nie dał rady go wymontować, ale stwierdziłam, że tym problemem zajmę się później. 

W sklepie pan uprzejmie mnie poinformował, że najlepiej jakbym cały kran wymontowała i z nim przyjechała, bo inaczej to on nie może ze stuprocentową pewnością dobrać odpowiedniego wkładu, bo nazwa marki nie wystarczy. Jest kilka rodzajów kranów tej marki z różnymi rodzajami wkładów. A żeby było zabawniej, to kilka lat temu firma zmieniała wkłady zostawiając tę samą nazwę modeli, więc nawet jak opis głosi, że to wkład do tego modelu, to może się okazać, że nie będzie pasować. A poza tym to panu się wydawało, że wkładu, który chyba by pasował, akurat nie mieli, ale polecił mi sklep konkurencji. 

Nie zastanowiłam się zbyt długo. Jak sobie pomyślałam, że mam jechać do domu, wymontować kran, a potem jeździć z tym kranem od sklepu do sklepu w poszukiwaniu wkładu to podeszłam do innej półki kilka kroków dalej i kupiłam nowy kran. Wybrałam taki najtańszy, na wypadek jak by mi coś nie wyszło z montażem, choć wydaje mi się, że kran jednak dość trudno zepsuć, ale nigdy nic nie wiadomo.

Zabawa zaczęła się po powrocie do domu. Jak już się wpasowałam w tę plątaninę rurek pod zlewem i dopasowałam odpowiedni klucz, nie dałam rady odkręcić wężyków doprowadzających wodę. Na szczęście Krzysio był w domu, więc poratował mnie swymi silnymi dłońmi. Krzysio jest większy, więc było mu jeszcze trudniej ułożyć się odpowiednio w szafce pod zlewem, ale dał chłopak radę. Jak wężyki doprowadzające wodę zostały odkręcone to już była bułka z masłem — dwie plastikowe nakrętki przytrzymujące kran od spodu — i kran zdemontowany. 
Zamontowanie nowego kranu zajęło tylko chwilę. Krzysio przejął pałeczkę, ja jedynie posprzątałam. Dobrze się chłopak spisał — nic nie cieknie. 
Przestał nas dręczyć odgłos kapiącej wody — jesteśmy przeszczęśliwi! (Jak to niewiele do szczęścia potrzeba.)

piątek, 28 kwietnia 2023

Szalik


Zima się skończyła, a ja właśnie zrobiłam sobie szalik. Praktycznie nie wpasowałam się w porę roku, ale przecież po wiośnie, lecie, i jesieni przyjdzie kolejna zima. Do tego czasu szalik poleży sobie w szufladzie w towarzystwie innych otulaczy, czapek, i rękawiczek. 



Szalik zgłaszam do zabawy Link Party na blogu u Reni— mimo wiosny niech ma swoje pięć minut!



Szalik zrobiłam na szydełku splotem tkanym — ostatnio mam na niego fazę, szalenie podoba mi się w wielokolorowych projektach. 



Szalik zgłaszam też do kwietniowej odsłony zabawy u Splocika „Rękodzieło i przysłowia albo....”




Wydaje mi się, że szalik dość dobrze obrazuje cytat Mary Lou Cook 

Kreatywność to wymyślanie, eksperymentowanie, wzrastanie, ryzykowanie, łamanie zasad, popełnianie błędów i dobra zabawa.

Jakiś czas temu dostałam w prezencie zestaw włóczek — kilka kolorów w mikroskopijnej ilości. 


Długo nie przychodził m i do głowy pomysł na wykorzystanie zestawu aż w końcu postanowiłam zrobić szalik — na szydełku, splotem tkanym. Pierwotne założenie było takie, że użyję wszystkich włóczek z zestawu, ale nie mogłam się zdecydować co do kolejności kolorów, aż doszłam do wniosku, że wszystkie razem w jednym projekcie nie będą mi się podobały. 

Wybrałam tylko jeden kolor, czerwony, bo akurat odczuwałam potrzebę posiadania czegoś czerwonego przy szyi. Do czerwieni dobrałam włóczki szarą i czarną. 

Szalik robiony jest wzdłuż, żeby zminimalizować odcinanie włóczki i chowanie końcówek. Zostawiałam kilkunastocentymetrową końcówkę z każdej strony, a potem te końcówki wkomponowałam we frędzle. 



wtorek, 25 kwietnia 2023

Wpis bardzo wiosenny

śliwa

Niemal z dnia na dzień deszczowe chmury odeszły, temperatura z 8-9 C stopni podskoczyła do 21 C, a w piątek ma być aż 27 C! Jeszcze kilka dni temu śliwy i czereśnie obiecywały wiosnę schowaną w pąkach, a dzisiaj obsypane kwieciem.

czereśnia

Uwielbiam ten czas! 

Ogródek widziany z okna mojej sypialni prezentuje się tak jak na zdjęciu poniżej.


Zapowiadany upał niestety wykończy tulipany. Zastanawiam się co gorsze, zbyt wysoka temperatura czy przechodnie, którzy zrywają sobie tulipany, by wstawić do wazonu w domu. Tak, dzisiaj widziałam przez okno kuchenne jak dwie panie spacerujące z pieskiem narwały sobie tulipanów. Z jednej strony cieszy mnie, że tak im się moje kwiaty podobają, ale zdecydowanie wolałabym, by pozwoliły i innym nacieszyć się ich pięknem.





sobota, 22 kwietnia 2023

Blanton Ridge Trail to Ridgeline Trail to Willamette Trail Head (po raz trzeci)

W końcu udało nam się wybrać na krótką wycieczkę. W połowie kwietnia (tydzień temu) trafiła się pochmurna, ale bezdeszczowa sobota. Mieliśmy iść we czworo, nasza trójka plus Kennedy, koleżanka Emilii, ale Krzysio nie za dobrze się czuł, więc został w domu. (Dwa dni później zaczęło go boleć gardło i tajemnica sobotniego słabowania wyjaśniła się, były to zaczątki choroby, na szczęście niezbyt groźnej — Krzysio już wydobrzał). 

Ponieważ szła z nami Kennedy, wybrałam trasę krótką i łatwą (KLIK), ot taki dwugodzinny spacer, którego główną atrakcję stanowił szałas. Stanowił, bo okazało się, że niedawno spłonął. Albo go ktoś specjalnie podpalił, albo przez przypadek zaprószył ogień. 



Emilia była niepocieszona! Bardzo szybko obie dziewczyny wpadły na pomysł odbudowania szałasu. Pozwoliłam im się nieco pobawić, wiedziałam, że zapału i sił nie starczy im na długo, nawet po kanapkach z Nutellą! 



Może ktoś inny dokończy rozpoczętą przez nie budowę.

Na szczęście były i inne atrakcje na szlaku — ptaki, szare wiewiórki (rzadkość, bo tutaj głównie występują te rude) oraz psy. Nie bezpańskie, ale spacerujące z właścicielami. Zgodnie z przepisami powinny być prowadzone na smyczy, ale większość z nich hasała bez smyczy, na szczęście były to dobrze ułożone pieski, grzeczne, spokojne, nieagresywne, łase na głaskanie. Dziewczyny nie przepuściły żadnemu z jedenastu napotkanych piesków, a Emilia do dzisiaj pamięta wszystkie imiona. 



W lesie na górce wiosna nie jest aż tak zaawansowana, jak w niżej położonych przydomowych ogródkach, ale nawet taka bardzo wczesna cieszy niezmiernie. Następnego dnia, w niedzielę zaczęło padać i tak lało do wczoraj. 

Dzisiaj znowu mieliśmy ładną i do tego ciepłą sobotę — najcieplejszy dzień w tym roku a temperatura przekroczyła 20 C! Troszkę, 21 C. Dzisiaj jednak nie wybraliśmy się na żadną wycieczkę. Dzisiaj pracowałam w ogródku. Chciałam zrobić jak najwięcej, bo prognoza pogody zapowiadała kolejne opady. I właśnie zaczęło padać.



Napisałabym więcej o owocach moich dzisiejszych poczynań ogrodowych ale nie mam już siły, jestem zmordowana. Tylko napiszę, że na zdjęciu poniżej widać dwa rodzaje szafirków: te najbardziej powszechne w tle, a na pierwszym planie szafirki o pełniejszych kwiatostanach ale za to na krótszych łodyżkach.




środa, 19 kwietnia 2023

Takie zwykłe piątkowe popołudnie

W piątek dzieci nie miały szkoły, ale ja pracowałam. Oboje są już na tyle duzi, że sami sobie organizują wolny czas. 

Po południu oboje mieli trening na basenie. Zazwyczaj Krzysiek idzie na trening prosto ze szkoły, która jest tuż obok basenu. Ponieważ tego dnia był w domu, poprosiłam go, żeby zabrał ze sobą Emilię. Po basenie planował zostać na kortach i poćwiczyć serwowanie. Zaskoczył mnie bardzo, kiedy zaproponował, że jak Emilia chce to może zostać z nim po basenie i razem pograją w tenisa. 

Emilii nie trzeba było dwa razy proponować — była zachwycona. Pogoda tego dnia była cudowna, gratka nie lada, ponieważ po mokrej zimie mamy bardzo deszczową wiosnę — jednym słowem leje niemal bez przerwy. 

Kiedy skończyłam pracować, wybrałam się na zakupy spożywcze. Posłałam dzieciom wiadomość, dokąd się udaję i poprosiłam, żeby mi dali znać, kiedy będą wracać do domu. 

Ledwie weszłam do sklepu, dzwonią dzieci.

- W którym sklepie jesteś? To my jedziemy do Ciebie!

Coś ich długo nie było i już zaczęłam się martwić (z kortów dotarliby do sklepu na nogach w ciągu dziesięciu minut, a przecież jechali samochodem), ale w końcu się pojawili.

Zakupy zrobione, wychodzimy ze sklepu, Krzysiek pcha wózek, skręca w lewo, oświadcza:

- Zakupy do mojego samochodu.

- A gdzie zaparkowaliście?

- O tam! - machnął ręką w kierunku przeciwnym do miejsca, gdzie ja zostawiłam swój samochód.

- To ja zabieram zakupy. - Ja parkuję w garażu, Krzysiek pod domem, z garażu bliżej do kuchni i mniej noszenia, to nic, że tylko dwie siatki.

Krzysio nalegał, ja nie odpuszczałam, w końcu dziecko ustąpiło, ale stwierdził, że dopcha mi wózek z zakupami do samochodu. Słodziak! Kiedy minęliśmy rzędy zaparkowanych samochodów i już widać było mój, wyszedł na jaw żart dzieci, które zaparkowały tuż obok mnie.

- Objechaliśmy cały parking aż znaleźliśmy twój samochód! - Oświadczyła Emilia. I wyjaśniło się, dlaczego dotarcie do sklepu zabrało im więcej czasu. 
Nie dali po sobie nic poznać ani w czasie zakupów, ani po wyjściu ze sklepu w drodze do samochodu. Bardzo się ucieszyli, że udało im się nabrać mamę! Razem się uśmialiśmy!

Emilia wróciła do domu razem z bratem. 
- Ścigamy się! - Zawołała Emilia zatrzaskując drzwi. Na szczęście brat jest rozsądny i jechali przepisową prędkością. Wiem, bo jechałam tuż za nimi.

niedziela, 16 kwietnia 2023

Szafirki

Półtora roku temu przesadziłam szafirki na nowe stanowisko, przed domem. Pisałam o tym tutaj, pokazując zdjęcia z pierwszej wiosny na nowym miejscu. 

W tym roku szafir(k)owe poletko wygląda o wiele dorodniej, kwiatów przybyło, więc koloru jakby więcej.



Te same kwiaty w innych ujęciach, a przy okazji z pierwiosnkami i narcyzami.




Zakwitły też pierwsze tulipany, te najwcześniejsze. 



W tym roku wiosna ociąga się straszliwie.

czwartek, 13 kwietnia 2023

Małe Dekoracje

Zrobiłam nowe podkładki pod kubeczki — świąteczne, wiosenne.



Znalazłam resztkę nitki ze złotą osnową i użyłam jej, by dodać podkładkom nieco odświętnego charakteru.

Wykorzystałam resztki bawełny, której wystarczyło na trzy podkładki, akurat po jednej dla każdego domownika.



Zwlekałam z pokazaniem podkładek, ponieważ zastanawiałam się, czy mogę je zgłosić do zabawy Małe Dekoracje u Splocika. W końcu doszłam do wniosku, że spróbuję, a co tam! 



Rozważałam też zgłoszenia koszyka z kwiatkami. Z koszykiem było tak: 

Rok temu dostałam kalanchoe na urodziny. Kiedy przekwitło, zrobiłam sadzonki. Kiedy podrosły, przesadziłam do większych doniczek. 

Czas mijał, a roślinki nie kwitły. 

Poszperałam w otchłani internetu i doczytałam, że kalanchoe potrzebuje okresu spoczynku, mniej światła i wody. Zafundowałam mojej szkółce taką niby zimę i w końcu doczekałam się zalążków kwiatów. Wówczas doniczki powędrowały na okno kuchenne, ale zajmowały sporo miejsca, a do tego nie miałam aż tylu ozdobnych doniczek, i wtedy przyszedł pomysł, by wszystkie te roślinki posadzić w jednym pojemniku. 

I tak znalazły się w koszyku, wewnątrz którego umieściłam plastikowy pojemnik mniej więcej tej wielkości co koszyk. Ucho ozdobiłam kokardą w wiosennych kolorach i taka oto ozdoba daje nam namiastkę wiosny. 



Niech będzie, że i koszyk zgłaszam do tej samej zabawy.

poniedziałek, 10 kwietnia 2023

W pogoni za jajkami

W tym roku mieliśmy świąteczne combo, dwa w jednym, Lany Poniedziałek w Niedzielę Wielkanocną. Pada od kilku tygodni. Sobota była jedynym dniem od wielu, kiedy było sucho, ale jak zaczęło lać w nocy z soboty na niedzielę, to pada nieprzerwanie do teraz. 

W Wielkanoc w południe dotarliśmy do znajomych. Wielkanoc spędziliśmy w ich towarzystwie rok temu i dwa lata temu. Trzeci raz z rzędu to chyba już tradycja? 

Polowanie na jajka odbyło się w tym roku w domu. Nikt z dorosłych nie miał ochoty chować jajek w strugach deszczu, a jak sobie wyobraziliśmy, jak będą wyglądały dzieci po powrocie z ogródka to utwierdziliśmy się w przekonaniu, że bawimy się pod dachem. Tylko przez krótką chwilę rozważaliśmy wręczenie dzieciom jaj, ale przecież właśnie o to bieganie chodzi. Wprawdzie najpierw starszaki (Krzyś i równolatek Michał) twierdzili, że w tym roku to oni już się nie bawią, ale jak przyszło co do czego, to się okazało, że siedemnastolatek to jednak dziecko i z takim samym zaangażowaniem wyszukuje jajka z czekoladkami jak pięcioletnia Marysia. 

Jajek było sporo, jakieś 300 na sześcioro niepełnoletnich, więc dla każdego wystarczyło. Najmłodszej się nieco pomogło w wyszukiwaniu, żeby też wypełnił się cały koszyczek. 

Samo chowanie jajek to też była frajda i wyzwanie, no bo jak tu pochować 300 jajek na ograniczonym metrażu? Poutykaliśmy jaja na półkach, pod poduchami na kanapie, na żyrandolach, grubszych ramkach obrazków, w spiżarce, za sprzętami, pod meblami, no gdzie się tylko dało. 





Zabawa się udała. Spotkanie z przyjaciółmi też, żal było wychodzić, ale do domu mieliśmy półtorej godziny jazdy samochodem, dość męczącej w strugach deszczu i po ciemku, ale dotarliśmy szczęśliwie i bez przygód. Poniedziałek u nas to już zwykły dzień — praca i szkoła. I po świętach.

środa, 5 kwietnia 2023

W Świątecznym Nastroju

Wczoraj dotarła do mnie pierwsza kartka świąteczna — i jak na razie jedyna. Ostatnio kartki z Europy (nie tylko z Polski, ale i z inny krajów UE) docierają z ogromnym opóźnieniem. Nie wiem, czy wróciły do łaski gołębie pocztowe, czy może żaglowce, faktem jest, że kartka urodzinowa leciała do mnie z Anglii 9 tygodni. Ale kartka świąteczna od Splocika (KLIK 1, KLIK 2) dotarła na czas. 


Jak zawsze, nie jest to żadna zwykła kartka, ale pięknie wykonana własnoręcznie z uroczym haftem. 



Do kartki dołączony prezencik, frywolitkowe jajeczko do zawieszenia. 



Na razie zawiesiłam je na tablicy korkowej w kuchni obok przypiętej kołeczkiem kartki. Cudeńka!

niedziela, 2 kwietnia 2023

Cytrynowe ciasto z ricottą

Cytrynowe ciasto z serem ricotta tak pyszne, że zjedliśmy je z Krzyśkiem za jednym posiedzeniem. (Nie zdążyłam nawet zrobić zdjęcia całego ciasta, dobrze, że choć kawałek załapał się na fotkę!)



Składniki
Nadzienie z ricotty:
  • 2 szklanki (500 gramów) ricotty
  • 7 łyżek (90 g) cukru
  • 1 jajko
  • 1 ½ cytryny, skórka
Ciasto i kruszonka:
  • 2 ¼ szklanki (300 gramów) mąki uniwersalnej
  • 1 jajko
  • 7 łyżek (90 g) cukru
  • 6 łyżek oleju roślinnego
  • 2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • ½ cytryny, skórka
Wykonanie
  • Rozgrzej piekarnik do 350F°/180C°.
  • Wyłóż papierem do pieczenia lub wysmaruj olejem, lub masłem formę do ciasta z luźnym dnem (wymiar 9 cali/23 cm).
  • Aby przygotować nadzienie z ricotty, umieść pierwszą grupę składników w misce i wymieszaj widelcem lub trzepaczką, aż dobrze się połączą.
  • Aby zrobić ciasto/kruszonkę, umieść drugą grupę składników w misce i palcami rozetrzyj jajko i olej z mąką i cukrem.
  • Używając około ⅔ masy, uformuj spód i brzegi — nie ugniataj zbyt mocno masy.
  • Wypełnij mieszanką ricotty, a następnie posyp kruszonką całe nadzienie z ricotty.
  • Piecz przez 30 minut w 350F/180C, aż ciasto będzie lekko złote.
  • Pozostaw do ostygnięcia w temperaturze pokojowej. 
  • Podawaj posypane cukrem pudrem.
Smacznego!