W ostatni dzień października, w Halloween, wybraliśmy się na spacer niezbyt wymagającym szlakiem Blanton Ridge to Ridgeline Trail to Willamette Trail Head.
Dzień był już chłodny, ale pogodny - słonko pięknie się do nas uśmiechało, choć poskąpiło ciepła.
Parking niewielki, ale udało nam się znaleźć miejsce. Wyruszyliśmy dziarskim krokiem by się rozgrzać, ale ledwie dotarliśmy do pierwszego drzewa, na które dało się wdrapać, zatrzymaliśmy się.
Dzieci nie przepuszczą żadnej okazji by wdrapać się na drzewo! Przez jakiś czas zajęłam się podziwianiem jesiennego lasu i robieniem zdjęć ale w końcu pogoniłam towarzystwo - co to za piesza wędrówka podczas której trzęsę się z zimna? Zazwyczaj pot mnie zalewa z wysiłku (czasem od upału) a tym razem stałam jak kołek i marzłam.
Szlak łatwy, niewiele podejść, nie bardzo się zmęczyliśmy. Miły taki spacer przez las to i nie zdziwiło mnie, że napotkaliśmy sporo ludzi.
Trasa jedna z tych tam i z powrotem. W połowie tam, las przerzedza się i można podziwiać panoramę naszego miasta.
Nieustannie zdumiewa mnie, że tuż za granicą mista mamy tyle pięknych miejsc. Wprawdzie często dociera na szlak hałas autostrady i głównych ulic, ale kiedy odgłosy te zanikają, ma się wrażenie, że jest się hen, gdzieś daleko, daleko od miejskiego życia.
Zboczyliśmy nieco z wytyczonej trasy (jak chyba za każdym razem . . .) by obejrzeć szałas, który ktoś wybudował w pobliżu.
Gdyby to zależało od moich dzieci, to już byśmy tam zostali. Szalenie spodobała im się ta budowla, i sami dodali kilka gałęzi to tu to tam.
Wycieczkę tę zapamiętamy chyba jednak najbardziej z powodu upadku Krzysia, a w zasadzie dwóch. Najpierw źle wymierzył wskakując na pień zwalonego drzewa, ześlizgnął się i potłukł upadając. Pozbierał się dość szybko po tym, w sumie niegroźnym, upadku - to ten drugi napędził mi strachu. Szlak częściowo oplata zboczę i po jednej stronie, tuż obok jest przepaść. Niezbyt głęboka, ale kiedy Krzysiek stanął zbyt blisko krawędzi, stopa obsunęła się i zaczął spadać w dół. Zatrzymała go druga noga - na kamieniu. Tak strasznie rąbnął w ten kamień, że gdyby uderzył kolanem, to chyba by je strzaskał. Trafiło na goleń. Bolało go bardzo i przez chwilę nie byłam pewna czy da radę wrócić o własnych siłach. Skończyło się na zadrapaniach i siniaku. Kiedy wstał o własnych siłach i zrobił kilka pierwszych kroków, wiedziałam już, że niczego sobie nie złamał. Jeszcze kilka dni bolało go stłuczone miejsce, ale na szczęście skończyło się na strachu.
W drodze powrotnej znowu zmarzłam bo szliśmy bardzo wolno. Na szczęście droga powrotna zawsze mija szybciej i wydaje się krótsza. W sumie przeszliśmy tego dnia 6 kilometrów.
Blantol Ridge Trail to Ridgeline Trail to Willamette Trail Head Czarna kropka oznacza początek i koniec trasy, czerwona, to miejsce, w którym stoi szałas. |
Listopad nastał deszczowy i chwilowo zaniechaliśmy pieszych wędrówek po okolicznych lasach. W przerwach między opadami oddajemy się grabieniu liści.
5 komentarzy:
Fantastyczna wędrówka, faktycznie blisko miasta . Wspaniała tam przyroda.
Pogoda piękna, nawet jeśli było zimno, czego na zdjęciach nie widać;) Przepiękne ujęcia przyrody wstawiłaś.
Dobrze, że z tym drugim upadkiem tylko tak się skonczyło!
Jula - zgadzam się!
Hrabina - Dzięki za pochwałę zdjęć, a te nasze dzieci, nawet jak nas przerosną, zawsze wynajdą jakiś powód do zmartwień... Też się cieszę, że nic gorszego się nie stało!
Motylek
Super wędrówka. :)
Jak widać nie trzeba jechać daleko, by taką wędrówkę odbyć.
Odnośnie fotek, podzielam zdanie Hrabiny.
No i upadki - najważniejsze, że wszystko skończyło się na strachu.
Pozdrawiam ciepło.
Splociku - dziękuję! Cieszę się, że znowu możesz wirtualnie zaglądać i komentować.
Motylek
Prześlij komentarz