CDL to skrót oznaczający zawodowe prawo jazdy, a od niedawna, także Comprehensive Distance Learning czyli nauczanie zdalne.
Rok szkolny 20/21 w naszym zakątku Ameryki dzieci rozpoczęły w zaciszu własnych domów. Nauka ruszyła nieco później niż zazwyczaj ponieważ najpierw szkoły dopinały na ostatni guzik tę nową formę nauczania a potem Oregon dotknęły pożary na niespotykaną dotąd skalę i nikt nie miał głowy do nauki i nauczania. Nareszcie, z końcem września, CDL ruszyło.
Muszę przyznać, że w odróżnieniu od wiosennej wersji szkoły w czasie pandemii, teraz to wszystko ma ręce i nogi. Wszyscy uczniowie zostali wyposażeni w potrzebny sprzęt (Chromebooks) a pomoc techniczna (z której przyszło nam już skorzystać) działa bardzo sprawnie.
Ponieważ wszyscy mają nadzieję, że w końcu sytuacja pozwoli na powrót uczniów do budynków szkolnych, by transformację tę ułatwić, rok szkolny podzielono na sześciotygodniowe jednostki administracyjne. W przypadku młodszych dzieci, jak Emilia, nie ma to wpływu na zajęcia szkolne, ale w przypadku licealistów - tak. Zmniejszono ilość przedmiotów nauczanych w czasie takiej jednostki do trzech, zwiększając jednocześnie intensywność ich nauczania. Te trzy przedmioty, w blokach po 90 minut, są w grafiku codziennie, pięć razy w tygodniu. Aktualnie jesteśmy w połowie drugiego takiego sześcotygodniowego okresu i Krzysiek bardzo sobie chwali tę formę nauki. Zajęcia zaczyna o 8.15, na każdym przedmiocie, codziennie, musi zgłosić obecność, ale każdy nauczyciel inaczej rozplanowuje swoje zajęcia, niemniej jednak z każdego przedmiotu Krzysiek ma część każdej lekcji proadzonej na żywo przez zoom. Tylko w środy nie ma spotkań przez zoom, ale za to nauczyciele zazwyczaj zadają więcej pracy samodzielnej. W południe Krzysiek ma długą, 90 minutową przerwę na obiad a także na indywidualny kontakt z nauczycielami gdyby zaistniała taka potrzeba. Zajęcia kończą się o 3 po południu, ale moje dziecko zazwyczaj jest w stanie uwinąć się ze wszystkim dużo wcześniej. I to jest decydujący czynnik dlaczego moim dzieciom ta forma nauczania tak bardzo odpowiada - eliminacja czasu oczekiwania aż reszta klasy skończy zadanie. Czas ten przeznaczają na wykonanie pozostałych zadań z danego i innych przedmiotów, kończąc dzień szkolny dużo wcześniej.
Jestem pod sporym wrażeniem jak wspaniale działa komunikacja uczeń-nauczyciel i rodzic-szkoła w przypadku obojga moich dzieci. Czasem Krzysiek nie jest czegoś pewien, o coś chce dopytać - nie zdarzyło się, żeby nauczyciele nie odpowiedzieli w przeciągu godziny. Pani Emilii musi mieć komunikator włączony cały czas bo odpowiadała mi na pytania już przed siódmą rano a także po dziewiątej wieczorem. Ogromny ukłon w stronę szkoły i nauczycieli, że potrafili i chcieli tak dobrze zorganizować dzieciakom naukę w tym trudnym czasie. Pod wzglęcem akademickim żadne z nich nie traci a w przypadku Krzyśka wydaje mi się, że wręcz zyskuje. Jak na razie wszystkie przedmioty (w tym algebrę i hiszpański) zalicza na 96-100%.
Stosując się do zaleceń władz, zmniejszono także liczebność klas i grup. Aby uczniowie mogli wrócić do sal lekcyjnych z zachowaniem zalecanej odległości między sobą, nie może być w sali lekcyjnej więcej niż czternaścioro dzieci. Mimo, że dzieciaki uczą się z domu, aby nie musieć dzielić i mieszać grup jak już będzie można wrócić do szkół, uczniów podzielono na mniejsze grupy już od samego początku roku szkolneg. I tak klasa trzecia, do której chodzi Emilia, jest rozdzielona na dwie grupy liczące 12 i 13 dzieci. Jedna grupa ma zajęcia z panią przez zoom rano, druga grupa ma zajęcia po południu. Na resztę dnia dzieci mają dość szczegółową rozpiskę zajęć i zadań. Szkolne komputery mają też zainstalowane wszystkie potrzebne aplikacje a podręczniki, zeszyty, ołówki, markery, i inne szkolne akcesoria szkoła rozprowadziła wśród uczniów jeszcze we wrześniu.
Emilia momentalnie załapała jak korzystać z tych wszystkich aplikacji włącznie z robieniem zdjęcia zadania domowego by przekazać je pani. Emilia ma jedną sesję dziennie, ale jest ona dłuższa. Ponieważ Emilia została przypisana do grupy zaczynającej zajęcia o 12.15, przed południem pracuje indywidualnie według wspomnianej już rozpiski. Emilia uwija się ze wszystkim momentalnie. Gdyby mogła, już w poniedziałek zrobiłaby zadanie domowe na cały tydzień, i szalenie ubolewa nad tym, że tak nie można. Zadowolona jest też bardzo, że może sobie pospać i nie musi wstawać wcześnie rano. Nawet z tym dosypianiem pozostaje jej po szkole mnóstwo wolnego czasu.
Pod względem akademickim, nauczanie w tej formie bardzo służy moim dzieciom. Brakuje im jednak kontaktu z rówieśnikami i nauczycielami. Oboje się zgadzają, że to jest jedyna rzecz która jest lepsza w normalnej szkole. Niestety na to przyjdzie im jeszcze poczekać. Obecnie nawet zajęcia z religii odbywają się zdalnie. Z Emilią przerabiam kolejne lekcje (materiały dostałam z parafii) a raz w miesiącu dzieci spotykają się z katechetkami on-line. Każda lekcja ma też moduł elektroniczny, i w sumie lekcje te są dość ciekawe. Raz na jakiś czas dzieci mają też dodatkowe spotkanie, podczas którego katechetka czyta dzieciom opowiadania a potem sobie przez chwilę rozmawiają na tematy luźno związane z wysłuchanymi tekstami. Krzysiek przygotowuje się w tym roku do bieżmowania. On ma spotkania przez internet dwa razy w miesiącu i jakieś lekcje do przerobienia samodzielnego, ale w jego przypadku, mój udział sprowadza się jedynie do przypomnienia, że ma się z tych zobowiązań wywiązać.
1 komentarz:
Nie ma to, jak dobrze przemyślana organizacja.
Wilk syty, owca cała i wszyscy zadowoleni. :)
Pozdrawiam ciepło.
Prześlij komentarz