sobota, 31 sierpnia 2019

Szalik na lampie


Szaliczek z resztek dziergałam podczas Emilkowych lekcji gry na fortepianie. Dlatego, mimo, że udzierg niewielki, ukończenie go rozciągnęło się mocno w czasie, zwłaszcza, że w lipcu mieliśmy przerwę letnią od tychże lekcji.



Kiedy już zamknęłam oczka i schowałam nitki, zawiesiłam szalik na lampie z zamiarem zatrudnienia Emilii w roli modelki i zrobienia zdjęć. Do sesji fotograficznej nie doszło, bo zawsze coś wypadało, a to za ciepło, a to światło nieodpowiednie, a to inne zajęcia ważniejsze, aż w końcu tak się przyzwyczaiłam do widoku szalika na lampie, że przestałam go zauważać.

Ale wczoraj, w ciszy nie zmąconej odgłosami biegania, miauczenia, pralki, zmywarki, podlewania, ciszy nie zmąconej żadnym dźwiękiem poza szelestem przewracanych czytanej książki, powróciła zdolność dostrzegania szczegółów otoczenia. A może to wyostrzenie wzroku wywołała tęsknota za nieobecnymi dziećmi, żegnającymi lato na wyjeździe pod namiot?

Po doczytaniu do strony ostatniej, odłożyłam książkę, i mimo późnej pory i marnego światła zrobiłam zdjęcia szalika. Z braku lepszej modelki, pozowała lampa.

środa, 28 sierpnia 2019

Koniec wakacji

Koniec wakacji zapisze się w pamięci upałami. Jakby natura musiała pozbyć się nadmiaru ciepła przed rozpoczęciem roku szkolnego. W najgorętszy w tym roku dzień przyszło nam męczyć się w nie klimatyzowanym gimnazjum.
Ja z Emilią przemknęłyśmy korytarzami szybciutko, przedstawiłam się nauczycielom, którzy w tym roku będą nauczać mojego, już wyższego ode mnie, syna, po czym starałam się opuścić nagrzane mury budynku.
Korytarze wprawdzie nie są ani szczególnie długie czy zawiłe, ale wyjście ze szkoły okazało się czynnością zadziwiająco czasochłonną. Co kilka kroków zatrzymywałam się spotykając kogoś znajomego, wymieniając zwyczajowe uprzejmości, zapytując co tam słychać, jak minęły wakacje, czy nasi chłopcy nadal będą razem grać w piłkę, etc.

W tym czasie moje starsze dziecię udzielało się społecznie wraz z innymi ósmoklasistami pomagając gronu pedagogicznemu ogarnąć nieco cały ten chaos - pona 300 uczniów w towarzystwie rodziców, przybyłych w celu zrobienia zdjęcia, poznania swoich nauczycieli, odebrania rozkładu lekcji, numeru szafki i kombinacji szafkę tę otwierającej. Kiedy wychodziłam ze szkoły, Krzysiek z kolegami podpierali ścianę i obserwowali koleżanki nakładające do rożków lody. Sprytny syn zapytał czy chcę loda, a jak odmówiłam to poprosił, żebym wzięła i tak i dała jemu.

Plan lekcji mamy, numer szafki mamy, kombinację do szafki też. Zdjęcie do legitymacjo zrobione, opłaty uiszczone. Starsze dziecię gotowe do rozpoczęcia nauki w klasie ósmej.

Tuż obok gimnazjum znajduje się pływalnia, na której Emilia miała dzisiaj ostatnie tego lata zajęcia, na które poszłyśmy prosto ze szkoły Krzyśka. 

A po pływaniu - pędem do szkoły Emilii, w której, na szczęście na placu zabaw, odbywała się podobna impreza co w szkole Krzyśka. W podstawówce nie ma szafek z szyfrem, każde dziecko ma swoją przegródkę w klasowej szafce.
Nie ma też robienia zdjęć do legitymacji, ale za to pani wychowawczyni zapisuje jak każde dziecko wraca ze szkoły do domu, czy szkolnym autobusem, czy odbierane przez rodziców, na nogach, rowerem. Pani też zapisuje sobie jak dziecko sobie życzy by się do niego zwracano. Emilia w tym roku życzy by zwracano się do niej per Emily. Rano, drugoklasiści zbierają się na stołówce - w zerówce i pierwszej klasie dzieci zbierały się w szkolnej bibliotece.

W szkole Emilii też zabawiłyśmy dość długo, bo Emilia spotkała się po dwumiesięcznej przerwie ze swoją najlepszą koleżanką z pierwszej klasy i musiały nadrobić ten czas bez wspólnej zabawy. Ja, z kolei,  powtórzyłam rytuały towarzyskie, te same co wcześniej w szkole starszego dziecka.  Ponieważ zaczynam już dziewiąty rok z tą szkołą (wcześniej przez 6 lat do szkoły tej chodził Krzyś) to i większość nauczycieli też znam, więc i z nimi zamieniłam kilka słów. A potem jeszcze zatrzymałyśmy się z Emilią w przyszkolnym ogródku na maliny i jagody i do domu przykulałyśmy się o siódmej wieczorem.

Zanim jednak rok szkolny się tak na prawdę rozpocznie, na koniec wakacji mamy jeszcze długi weekend. Poniedziałek jest wolny, a we wtorek - witaj szkoło!

sobota, 24 sierpnia 2019

Jeżyny

Wybraliśmy się na rowerach na pączki. Niewielka, prowadzona przez hinduską rodzinę pączkarnia, otwarta całą dobę, znajduje się niedaleko. Tak blisko, że w zasadzie moglibyśmy się tam przespacerować, ale mieliśmy ochotę nie tylko na pączki, ale też i na przejażdżkę na rowerach.

Z pączkami w koszyku, wracaliśmy okrężną drogą, zgodnie z zasadą, że na skróty dalej ale ciekawiej. Nam też było dalej, ale za to jakże smakowicie!
Drogi nadrobiliśmy celowo, by zahaczyć o miejsce znane z obfitości jeżyn.
Nie zawiedliśmy się!


A po powrocie do domu spałaszowaliśmy pączki.

wtorek, 20 sierpnia 2019

Sierpniowe kwiaty

Lato wymarzone w tym roku, ciepłe i pogodne, pozbawione nieznośnego skwaru. Kilka razy nawet popadało - deszcz przyniósł ulgę roślinom oraz ogrodnikom.


Rabatka pod oknami pokoi dzieci zakwitła sierpniowo. Kwiaty białe, żółte i czerwone, z akcentami w innych kolorach i ujęte w zielone ramy listowia pięknie się komponują.


Za oknem mojej sypialni, węgierka ugina się pod ciężarem śliwek. Gałąź, pod którą jeszcze kilka tygodni temu swobodnie przechodziłam, teraz niemal dotyka ziemi. Pierwsze śliwki już można jeść, choć jeszcze daleko im do tej najwspanialszej, wrześniowej słodkości.


Pod koniec lipca zaczęły dojrzewać pomidory i od tego czasu nie brakuje ich w diecie mojej i Hultajstwa. Kruszynka (która ostatnio mocno wybujała) nie lubi pomidorów. Ale za to uwielbia jagody, które jeszcze są na jednym, najpóźniej dojrzewającym krzaczku.

W tym roku posiałam też kukurydzę ale jeszcze chyba nie gotowa, jeszcze trochę trzeba na nią poczekać. Kukurydzę lubią obie pociechy.

Jarmuż ususzyłam i mam zapas na zimę. Tyle się naczytałam o jego dobroczynnym wpływie, że postanowiłam dodawać po odrobince do gotowanych potraw.

Jasne winogrona też już dochodzą, tak jak i jabłka. Koniec lata to czas wypełniony pysznościami z przydomowego ogródka.


sobota, 17 sierpnia 2019

Plecionka ze sznurka

Dzieciaki, które nie wyjechały z miasta na wakacje, nie musiały się w tym roku nudzić w domu. Poza odpłatnymi atrakcjami, sporo zajęć dostępnych było za darmo, w miejskich parkach i bibliotekach. Na basenie wisiał plakat reklamujący zajęcia w pobliskiej bibliotece, na których nauczyliśmy się jak zrobić bransoletkę, przeplatając sznurek w dwóch kolorach.

Zajęcia przeznaczone były dla nastolatków, ale to Emilia bardziej nalegała, żeby wziąć w nich udział. Trochę jej pomogłam, Krzysiek nie miał żadnych problemów z zapamiętaniem sekwencji przeplatania.

Każdy z nas wybrał sobie dwa kawałki sznurka w kontrastowych kolorach i zaczęliśmy zabawę:


Samo przeplatanie wygląda tak:



Przez kilka dni dzieci biegały ze swoimi bransoletkami, Emilia nawet zrobiła jeszcze jedną, z muliny, a potem plecionki poszły w kąt. Jedna z nich znalazła przeznaczenie jako breloczek do kluczy. Słusznego rozmiaru, bo Krzysiek ciągle szuka klucza a taki kawał zaplecionego sznurka łatwo namierzyć.

Wychodząc z biblioteki dostaliśmy jeszcze wydruk z instrukcją, z adresem internetowym strony, z której pochodzę. Podaję dla zainteresowanych: KLIK.

środa, 14 sierpnia 2019

Lilie i gruszki

Jak co rano, wyszłam przed dom, by podlać kwiaty.
Na schodkach stało wiadro z liliami. Stanęłam jak wryta, chwilę zajęło mi by zaspany rozumek dobudził się, i nawet bez porannej kawy domyśliłam się, że te kwiaty to od sąsiadki.

Już w zeszłym roku obdarowała mnie liliami, które ścięła przed wyjazdem na dłużej do dzieci i wnucząt.


Emilia wpadła w zachwyt na widok kwiatów, razem ułożyłyśmy je w wazonach, jeden zdobi pokój dzienny, drugi powędrował do pokoju córki.

Poszłam oddać wiaderko, ale sąsiadki nie było w domu, więc zostawiłam pod garażem. Kilka godzin później, po powrocie z lekcji pływania Emilii, na schodkach zastałam to samo wiaderko - wypełnione gruszkami. Tym razem zastałam sąsiadkę w domu. Porozmawiałyśmy dłuższą chwilę, głównie na tematy ogrodnicze, a na odchodnym dostałam jeszcze  róże.


Sąsiadka jedzie nacieszyć się wnuczętami i przed wyjazdem zrobiła porządki w ogródku, a ścięte kwiaty zdobią teraz mój dom. Róże postawiłam sobie w sypialni, koło łóżka. Lilie pachną zbyt intensywnie by trzymać je w sypialni.

Do wazonu z liliami wsadziłam też hortensję - to już ostatnie dwie gałązki a po hortensji pozostało już tylko wspomnienie.


W tym roku hortensja nie mogła się zdecydować, czy zakwitnąć na niebiesko, fioletowo czy różowo. Efekt niestabilności pH - ciekawy.


Ukwiecone gałązki były tak ciężkie, że kładły się na ziemi, więc je w końcu przycięłam, ale dopiero kiedy kwiaty już były mocno nieświeże.


sobota, 10 sierpnia 2019

Rhiannon (remake)

Rok temu testowałam dla Amanity przepiękny letni kardigan z ażurem na plecach, który ostatecznie dostał nazwę Rhiannon. 


Trochę przesadziłam z rozmiarem a próbka wcale mi nie pomogła, więc sweterek wyszedł sporo za luźny. A potem udało mi się schudnąć kilka kilogramów, i kiedy wiosną okazało się, że mogę się dwa razy owinąć swetrem, postanowiłam spruć i zrobić w mniejszym rozmiarze. Poprzednio był L, teraz S.

Mniejszy rozmiar to i szybciej poszło dzierganie. Tym razem moja Rhiannon jest idealna.

Zdjęcia robiła mi Emilia, i może nie są najlepszej jakości, ale podczas sesji obie bawiłyśmy się doskonale i chyba tę radość widać.







Garść informacji:
  • włóczka Troitsk Yarn Blues (Блюз) , 80% akryl, 20% jedwab; 190 m/50 gram; zużycie: 225 gram (855 metry);
  • druty: 3 mm i 2.5 mm;
  • wzór: Rhiannon by "Amanita" Agata Mackiewicz
  • zdjęcia by Emilia

Porównanie:

rozmiar L: 300 gr (1041 m) (wpis ze zdjęciami tutaj)
rozmiar S: 225 gr (855 m)

środa, 7 sierpnia 2019

Lato z praczami

Tego lata szopy pracze zapewniają nam nieustanną rozrywkę. Dniem i nocą.

Rodzinka, o której już tutaj było, wpada do nas co jakiś czas. Ostatnio te urocze stworzonka wystraszyły mnie mocno kiedy już niemal zasypiałam. Usłyszałam podejrzane hałasy w ogródku, i choć była już niemal północ, światło lampek na tarasie pozwoliło mi dostrzec, że to nie homo sapiens buszuje mi po włościach a procyon lotor pacificus. Zanim znalazłam latarkę, szopy powędrowały na drugą stronę domu, narobiły rabanu przechodząc przez płot pod oknem sypialni Krzyśka, budząc go przy okazji. Też się wystraszył, ale zanim zaczął panikować, wyjaśniłam mu co się dzieje i już razem obserwowaliśmy szopy przez okno.

Usłyszały nas, więc zatrzymały się w cieniu, po chwili wyruszyły w dalszą drogę. Ilekroć oświetlałam je latarką, umykały w to samo miejsce, gdzie nie mogło ich dosięgnąć światło latarki. W końcu dałam im spokój, zainteresowana tym, dokąd się udadzą.

Szopy przeszły na drugą stronę ulicy i na chwilę zniknęły między kwiatami na rabatce. Potem zobaczyliśmy jak przechodzą pod samochodami zaparkowanymi przed domem kolejnych sąsiadów, przez trawnik i na następną posesję.
A potem już nie dało się ich zobaczyć z okna sypialni a bieganie o północy po ulicy w kusej koszulinie nocnej i z latarką w ręku wydało mi się mocno nierozsądne.

Kilka dni temu, rano, Emilia wypatrzyła szopa jak wspina się na drzewo za domem. Wybiegliśmy zaaferowani do ogródka i napatoczyliśmy się na taką oto scenę:



Jeden szop chciał dopaść drugiego. Odgłosy wydawane przez oba pozwalały jednoznacznie zidentyfikować agresora i ofiarę. Całe zajście trwało dość długo, aż w końcu Agresor dał za wygraną i poszedł sobie.

Przyznam, że trochę się obawiałam, że skieruje swoją agresję przeciwko nam, bo co jakiś czas przypatrywał się nam uważnie. Zaganiałam dzieci do domu, ale nie bardzo chciały mnie słuchać. W końcu chyba znudziło im się to stanie z zadartymi do góry głowami i wszyscy wróciliśmy do domu.


niedziela, 4 sierpnia 2019

Zakątek

Lubię swój dom. Lubię w nim być. Uwielbiam ten cichy zakątek za domem, zacieniony taras z hamakiem, stołem, krzesłami i zielenią wokół.



Kiedy dzieci brykają w basenie, ja, chowając się przed słońcem, z tarasu mam oko na moje pociechy.


Lubię zasiąść z herbatą i kontemplować zielony spokój wokół.
W hamaku świetnie się czyta.



Albo błądzi wzrokiem po niebie...


czwartek, 1 sierpnia 2019

Lato

Lato, w tym roku przyjemnie ciepłe acz nie skwarne, więc dzieci spędzają sporo czasu w wodzie, głównie basenowej. Mają w ogródku basen, ale tak niewielki akwen nie wystarcza moim pociechom, które zaliczyły już kilka wizyt na miejskim kompleksie kąpielisk.

Poza tym, oboje chodzą na zorganizowane zajęcia na pobliskiej pływalni.

Emilia od maja wznowiła lekcje pływania, dzięki czemu pływa już stylem dużo mniej rozpaczliwym niż w ubiegłym roku. Ostatnio przepłynęła nawet trzy razy po 100 metrów - najpierw pokonywała długości basenu ze mną w ariergardzie, potem z bratem, a w końcu sama.

Krzyś, natomiast, zaliczył pięciotygodniowy kurs na młodszego ratownika (dostając, oczywiście kolejną koszulkę.) Zaczęli kurs we troje, ale w połowie dziewczyny zrezygnowały i został sam, więc do końca trwania kursu miał w zasadzie prywatne treningi. Na kurs na młodszego ratownika zapisałam go bo już nie było miejsc w grupie z piłki wodnej. A w połowie trzeciego tygodnia zadzwoniono do mnie z basenu, że miejsce się zwolniło. Kilka razy miał oba zajęcia w tym samym dniu (3 godziny kursu na ratownika plus 1.5 godziny piłki wodnej) z godzinną przerwą pomiędzy, ale jakoś to przeżył i nawet nie wyglądał na zbyt zmęczonego. A wieczorem jeszcze poprawił zajęciami z karate i dżudo, bo wszyscy się uparli, żeby zajęcia ustalać na wtorek i czwartek. Ot co znaczy mieć 13 lat!

Latem pracuję głównie z domu, ale na kilka godzin wpadam do pracy, zabierając ze sobą Emilię. U mamy w pracy zawsze znajdzie się coś ciekawego (poza automatem z napojami puszkowymi.) Emilia biega do drukarki po każdy wydrukowany dokument, zużytkowuje papier przeznaczony do recyklingu na różne projekty artystyczne, a nawet zabawia się w architekta i budowlańca, konstruując ze starych pokonferencyjnych tablic informacyjnych budowle, w których potem znika z preclami i tabletem.


(Te tablice przyniósł mi jakiś czas temu kolega z pracy, słusznie dochodząc do wniosku, że dzieci z pewnością znajdą dobre dla nich zastosowanie, a wyrzucić można je będzie, kiedy się nimi znudzą.) Przed wyjściem z pracy, wszystko zostaje ślicznie poskładane i wsunięte pod stolik, żeby nie przeszkadzało firmie sprzątającej w wywiązaniu się ze swoich obowiązków.

Zabawa w pracy przypomniała Emilii i piankach, które od jakiegoś czasu leżały zapomniane w garażu. Ponownie zagościły w pokoju.


Piankami tymi przez lata bawił się Krzyś, potem pałeczkę przejęła młodsza siostra. Domki przeznaczone są dla Kici, która, ku zachwytowi dzieciaków, przespała w jednym z nich całą noc.

Domki trochę blokują mi dojście do sterty ubrań czekających na prasowanie, ale na szczęście ubrań mamy na tyle, że to prasowanie może jeszcze trochę poczekać.

Czasem po pracy idziemy jeszcze do pobliskiej biblioteki. Na lato, ustawiono przed nią pianino, przemalowane na różowo, ozdobione przyjaźnie wyglądającymi gąsienicami oraz napisem "zagraj na mnie"


Emilia uwielbia na nim grać.