czwartek, 1 sierpnia 2019

Lato

Lato, w tym roku przyjemnie ciepłe acz nie skwarne, więc dzieci spędzają sporo czasu w wodzie, głównie basenowej. Mają w ogródku basen, ale tak niewielki akwen nie wystarcza moim pociechom, które zaliczyły już kilka wizyt na miejskim kompleksie kąpielisk.

Poza tym, oboje chodzą na zorganizowane zajęcia na pobliskiej pływalni.

Emilia od maja wznowiła lekcje pływania, dzięki czemu pływa już stylem dużo mniej rozpaczliwym niż w ubiegłym roku. Ostatnio przepłynęła nawet trzy razy po 100 metrów - najpierw pokonywała długości basenu ze mną w ariergardzie, potem z bratem, a w końcu sama.

Krzyś, natomiast, zaliczył pięciotygodniowy kurs na młodszego ratownika (dostając, oczywiście kolejną koszulkę.) Zaczęli kurs we troje, ale w połowie dziewczyny zrezygnowały i został sam, więc do końca trwania kursu miał w zasadzie prywatne treningi. Na kurs na młodszego ratownika zapisałam go bo już nie było miejsc w grupie z piłki wodnej. A w połowie trzeciego tygodnia zadzwoniono do mnie z basenu, że miejsce się zwolniło. Kilka razy miał oba zajęcia w tym samym dniu (3 godziny kursu na ratownika plus 1.5 godziny piłki wodnej) z godzinną przerwą pomiędzy, ale jakoś to przeżył i nawet nie wyglądał na zbyt zmęczonego. A wieczorem jeszcze poprawił zajęciami z karate i dżudo, bo wszyscy się uparli, żeby zajęcia ustalać na wtorek i czwartek. Ot co znaczy mieć 13 lat!

Latem pracuję głównie z domu, ale na kilka godzin wpadam do pracy, zabierając ze sobą Emilię. U mamy w pracy zawsze znajdzie się coś ciekawego (poza automatem z napojami puszkowymi.) Emilia biega do drukarki po każdy wydrukowany dokument, zużytkowuje papier przeznaczony do recyklingu na różne projekty artystyczne, a nawet zabawia się w architekta i budowlańca, konstruując ze starych pokonferencyjnych tablic informacyjnych budowle, w których potem znika z preclami i tabletem.


(Te tablice przyniósł mi jakiś czas temu kolega z pracy, słusznie dochodząc do wniosku, że dzieci z pewnością znajdą dobre dla nich zastosowanie, a wyrzucić można je będzie, kiedy się nimi znudzą.) Przed wyjściem z pracy, wszystko zostaje ślicznie poskładane i wsunięte pod stolik, żeby nie przeszkadzało firmie sprzątającej w wywiązaniu się ze swoich obowiązków.

Zabawa w pracy przypomniała Emilii i piankach, które od jakiegoś czasu leżały zapomniane w garażu. Ponownie zagościły w pokoju.


Piankami tymi przez lata bawił się Krzyś, potem pałeczkę przejęła młodsza siostra. Domki przeznaczone są dla Kici, która, ku zachwytowi dzieciaków, przespała w jednym z nich całą noc.

Domki trochę blokują mi dojście do sterty ubrań czekających na prasowanie, ale na szczęście ubrań mamy na tyle, że to prasowanie może jeszcze trochę poczekać.

Czasem po pracy idziemy jeszcze do pobliskiej biblioteki. Na lato, ustawiono przed nią pianino, przemalowane na różowo, ozdobione przyjaźnie wyglądającymi gąsienicami oraz napisem "zagraj na mnie"


Emilia uwielbia na nim grać.

3 komentarze:

Urszula97 pisze...

Jak dobrze że możesz pracować w domu i zabierać Emilkę czasami do pracy.Gratulacje dla Krzysia.Dzieciaczki masz wysportowane i umuzycznione.

Motylek pisze...

Urszula - na szczęście mam taką pracę, że mogę ją wykonywać w domu. Do tego mam mądrego i wyrozumiałego szefa , który wie, z własnego doświadczenia, że nie życie rodzinne jest ważniejsze od pracy.

Motylek

splocik pisze...

Masz wspaniałe dzieci, a że czasami psocą, to taki wiek, ale mama radzi sobie z tym świetnie i są tego plusy.
Czy to panino "ubrało się" pod kolor stroju małej pianistki?
Pozdrawiam ciepło.