wtorek, 15 czerwca 2021

Łóżko

W końcu mam łóżko!


No tak, nie pisałam, że łóżka nie mam, a prawda jest taka, że przez dwa i pół miesiąca spałam na materacu na podłodze.

A to dlatego, że pewnego marcowego dnia dojrzałam do decyzji pozbycia się szerokiego na dwa metry łoża, które zajmowało niemal cały pokój. Postanowiłam wymienić je na węższe łóżko a uzyskaną przestrzeń przeznaczyć na kąt do pracy — do tej pory kąt ten znajdował się na skrzyżowaniu wszystkich możliwych szlaków komutacyjnych naszego domu. Niezbyt to było wygodne w przypadku zdalnej pracy i nauki.

Najpierw obdzwoniłam wszystkie lokalne instytucje dobroczynne, oferując im owo łóżko z materacem, komódką i dwiema szafkami nocnymi. Ofertą moją wzgardzono, tylko jedna instytucja łaskawie stwierdziła, że jak im to przywiozę, to ewentualnie wezmą. Ponieważ nie dysponuję ani odpowiednim transportem, ani siłami fizycznymi, by to wszystko wynieść z domu i zapakować na jakikolwiek samochód, dałam ogłoszenie, że chcę to wszystko sprzedać. 

Za darmo nikt nie chciał, za kasę nabywcę znalazłam w ciągu 24 godzin, a po kolejnych 24 mebli już nie było.

Kiedy nabywca był już zaklepany, weszłam na stronę Ikei, by zamówić sobie łóżko a dla Emilii komódkę, bo ta sprzedana właśnie jej służyła. Chciałam jej zamówić białą, pasującą do pozostałych mebli. Okazało się jednak, że Ikea cierpi na syndrom pustych półek (albo raczej magazynów) i to nie tylko w Oregonie, ale w większości stanów. Sprawdziłam dokładnie — tego łóżka i komódki, które chciałam kupić, nie było w marcu w żadnym ze sklepów Ikei na terenie całego USA.

Wykombinowałam więc, że przynajmniej materac sobie kupię, a za jakiś czas, jak już do Ameryki dotrą transporty zza wielkiej wody, dokupię pozostałe meble. Materac zamówiłam, a kiedy przyszło do płacenia, to mi wyskoczyło takie nieładne kuku. Poprzednim razem, kiedy zamawiałam meble z Ikei, za transport płaciło się stałą opłatę 50, a teraz życzą sobie w zależności od wagi i rozmiarów, w związku z czym opłata za transport przewyższała cenę samego materaca. Zrezygnowałam z zakupów w Ikei i postanowiłam spróbować w sklepie lokalnym.

W lokalnym meble robią na zamówienie. Katalog jest, a jakże, wybrałam sobie, co mi odpowiadało, ale potem trzeba było czekać. Dobrze, że Emilkowe rozkładane łóżko ma dwa materace, to sobie jeden pożyczyłam na te 11 tygodni.

Meble dostarczono mi następnego dnia po Krzyśkowym egzaminie w wydziale komunikacji. Łóżko jest wyższe niż to poprzednie i choć już śpię na nim od dwóch tygodni, jeszcze nie do końca przyzwyczaiłam się do tej wysokości. (Emilia nie jest w stanie wdrapać się na nie samodzielnie bez podskakiwania.) Jest natomiast wygodne, ale to kwestia materaca, a nie drewnianej konstrukcji. 

Zdecydowałam się na ciemny brąz, aby mi pasował do biurka i półki na książki — są dokładnie w tym samym odcieniu. To biurko i półka stały wcześniej u Emilii, ale zamieniłyśmy się i teraz ona ma wszystkie meble białe, a ja mam w większości ciemnobrązowe.

Jeszcze nie zdecydowałam czy chcę sobie sprawić nową szafkę nocną. Na razie jej funkcję pełni wiklinowy kosz, w którym trzymam włóczki. Jak znajdę miejsce, w które kosz ten dobrze się wpasuje, to sprawię sobie szafkę — wyższą od kosza, żeby łatwiej się sięgało po wodę czy chusteczki.

Brak komentarzy: