Krzysiek znowu gra w piłkę! Pomimo obaw, postanowiliśmy oboje, że jednak dołączy do szkolnej drużyny. Treningi zazcęły się w minionym tygodniu. Aby mógł w nich uczestniczyć, nie wystarczyło go po prostu zapisać, ale jeszcze musiał zaliczyć badania lekarskie. Na szczęście nie było problemu z terminem wizyty i wszystko tak ładnie się zgrało, że dziecko mogło uczestniczyć już w pierwszym treningu, z którego wrócił cały obolały, ale jakże szczęśliwy!
Razem z nim trenuje kilku chłopców, z którymi grał już wcześniej, ale większości zawodników nie zna, więc ma okazję pozać kilka osób, które uczą się w tej samej szkole co on. Celowo nie używam słowa "chodzą", bo od marca nieprzerwanie uczymy się zdalnie.
Boję się - to dość oczywiste. Decyzję o powrocie do sportów grupowych rozważałam od września. Wówczas jednak nie zdecydowałam się. Teraz sytuacja z kowidem nie jest lepsza, ale za to przywykliśmy do środków ostrośności i bieganie z założoną maską stało się czymś codziennym, zwykłym. Poza tym dzieci z kilku znajomych rodzin grały w piłkę jesienią i jednak nie przywlokły do domów wirusa.
Kiedy odwiozłam Krzyśka na trening poobserwowałam sobie podwożonych przez rodziców zawodników. Wszyscy albo już wysiadając z samochodów mieli założone maski, albo zakładali je zaraz po opuszczeniu samochodu, zanim weszli na ścieżkę prowadzącą do boiska. Maski mieli założeni wszyscy, i zawodnicy i trener, podczas całego treningu, który, jak to w przypadku piłki nożnej, odbywa się na boisku, więc na wolnym powietrzu. Tradycyjnie, podczas pierwszego treningu lało, ale kolejnego dnia pogoda okazała się nieco bardziej łaskawa, choć nie w kwestii temperatury.
W przełamaniu obaw pomogły mi też nieco lekcje Emilii - pod koniec września zaniechałyśmy lekcji przez zoom na rzecz normalnych lekcji u pani Megumi w jej domu. Wszystkie trzy cały czas mamy założone maski i pozostaje mi wierzyć, że one nas jednak chronią. Pani Megumi pracuje w domu starców, więc chyba wie, jak zachować środki ostrożności. (Nie wspominała by mieli w tym ośrodku jakieś zachorowania na kowid.)
Muszę się powoli przyzwyczajać do wożenia dzieci na zajęcia pozalekcyjne by nie przeżyć szoku, kiedy już wrócimy do względnej normalności. Zapewne nie będzie ona wyglądała tak samo jak przed kowidem, ale sporo elementów jednak się nie zmieni.
Styczeń i luty to tylko treningi, ale w marcu Krzysiek ma mecze dwa razy w tygodniu - popołudniami w dni powszednie. Ciekawa jestem czy do czerwca sytuacja zmieni się na korzyść na tyle, żeby dzieci uczące się u pani Megumi gry na fortepainie mogły mieć popis.
2 komentarze:
To ruszyliscie, mój wnuk chodzi do szkoły sportowej i też zaczęli treningi, powodzenia.
Urszula - Mam nadzieje, że chłopaki niczego nie złapią na treningach!
Motylek
Prześlij komentarz