niedziela, 5 lipca 2020

Whittaker Creek

Właśnie wróciliśmy z wyjazdu pod namiot. Spędziliśmy minione czetry dni nad rzeczką Whittaker Creek na terenie Whittaker Creek Recreation Site. Byliśmy tam już w zeszłym roku - wówczas na miejscu numer 16, teraz na miejscu numer 23.

Whittaker Creek Recreation Site, #23

W związku z pandemią wiele kempingów jest pozamykanych a na tych otwartych, dostępne jest jedynie co drugie miejsce - nawet jeśli odległość między miejscami wynosi kilkanaście metrów. Nasze zeszłoroczne miejsce było jednym z tych niedostępnych. Za to miejsce numer 23 miało wspaniały "zamek", czyli drzewo, które widać na zdjęciu powyżej. Obok tego drzewa przechodziło się by dostać się nad potok płynący zaledwie kilka metrów od namiotu. Od ulicy odgradzały nas krzewy zapewniając prywatność. 


A dróżka kempingowa jest wyasfaltowana, o czym wiedzieliśmy i zabraliśmy ze sobą hulajnogi na których dzieci śmigały niezależnie od wieku i wzrostu (także te 17-letnie mierzące 180 cm.)

Vis-a-vis naszego tegorocznego miejsca zaczyna się Old Growth Trail, szlak prowadący przez przepiękny starodrzew, ale o tym będzie następnym razem.


Pierwszego dnia niesamowicie dopisała nam pogoda i niemal cały dzień dzieci spędziły chlapiąc się w potoku, w którym woda jest tak czysta, że żyją w niej raki.


Jest ich bardzo dużo i niemal wszystkie dzieci starają się je złapać tak by uniknąć szczypców.

Kolejne dni już nie były ani tak gorące ani tak słoneczne jak ten pierwszy, za to bardziej sprzyjające bieganiu, jeżdżeniu na hulajnodze, i spacerom po lesie.


Trafiliśmy na końcówkę okresu kwitnienia naparstnic, których rośnie na kempingu mnóstwo wzdłuż wszystkich alejek. Na tym zdjęciu biała i różowa przytulają się do siebie.


Pierwszy raz od lat, mimo przesiadywania wieczorami przy ognisku, wróciłam z wyjazdu pod namiot wyspana. Dobrze przespałam te trzy noce a do tego udało mi się zasypiać ponownie po pobudce fundowanej  o świcie przez ptaki.


A do snu co wieczór lulał nas szum wody w potoku wraz z koncertami świerszczy. Jeden z nich wszedł pod tropik i muzykował nam tuż przy naszych uszach.

Brak komentarzy: