Parking jest na poziomie progu, z którego opada kaskada, ale można zejść ścieżką prawie na samo dno kotliny. Kiedyś można było zejść na sam dół, ale zbocze częściowo się osunęło, niszcząc ścieżkę i uniemożliwiając bezpieczne dotarcie na dół.
Po powrocie na górę zrobiliśmy pętlę wokół dość sporego zalesionego terenu piknikowego. Scieżka przez chwilę biegnie wzdłuż bardzo spokojnego w tym miejscu potoku Salt Creek.
Aż trudno uwierzyć, że ta leniwie płynąca woda kilkadziesiąt metrów dalej spada na łeb na szyję w przepaść. Oczywiście są rozmieszczone ostrzeżenia, że miejsce jest niebezpieczne i że nieopodal jest wodospad.
Przez mostek przeszliśmy, ale na szlak nie wyruszyliśmy bo byliśmy w drodze do domu z wypray pod namiot. Emilia jednak upatrzyła sobie pień zwalonego drzewa do zabawy. Wystosowała nawet rządanie, że mam jej zrobić zdjęcie jak będzie w powietrzu.
Udało się!
A potem posililiśmy się przy jednym ze stolików piknikowych i ruszyliśmy w drogę do domu.
2 komentarze:
Az czuję zapach tego lasu i chciałoby się być tam z Wami. cudowna wyprawa. ☺
Jula - no przecież "jesteś" z nami!
Motylek
Prześlij komentarz