środa, 5 czerwca 2019

Intensywna końcówka roku szkolnego

Końcówka roku szkolnego obfituje w wydarzenia, zwłaszcza jeśli chodzi o Krzyśka, który chciałby połapać wszystkie sroki za ogonki i w efekcie ja mam urwanie głowy. Ale po kolei.

Mój gimnazjalista zgłosił się w szkole na ochotnika do C-Crew (Załoga C, gdzie to "C" stanowi pierwszą literę w nazwie szkoły.) Najpierw, członkowie załogi C, przeszkoleni i ubrani w stosowne T-shirty, spotykali się z uczniami klas piątych, którzy od września podejmą naukę w gimnazjum Krzyśka.  W zeszłym tygodniu, w środę, oprowadzali po szkole tychże uczniów i ich rodziców, podczas zorganizowanej przez szkołę orientacji dla rodziców uczniów klas piątych. W sierpniu członkowie Załogi C znowu pojawią się w szkole, służąc pomocą podczas rejestracji. Końcowy akord nastąpi pierwszego dnia szkoły, kiedy to Załoga C bierze pod swoje opiekuńcze skrzydła szóstoklasistów w ich pierwszym dniu w gimnazjum (klasy siódme i ósme rozpoczynają zajęcia szkolne dzień później.)

Mój wkład w poczynania członka Załogi C, Krzysztofa, sprowadza się do wsparcia logistycznego: uprać i odprasować koszulkę, odstawić do szkoły, odebrać po akcji. Przydział majowy wykonany, działania zawieszone do połowy sierpnia.

Od roku Krzysiek należy do szkolnego Stowarzyszenia Honorowego.

W ramach stowarzyszenia chodził na comiesięczne spotkania, odpracowywał godziny prac społecznych (2 godziny miesięcznie) i brał udział w różnych kwestach.

Przed Bożym Narodzeniem Stowarzyszenie sprzedawało wieńce adwentowe i girlandy, a zarobione pieniądze przeznaczone były na jakieś cele około szkolne, już nie pamiętam na co konkretnie. Zabrałam zamówienie do pracy i kilka osób zakupiło wieńce, które były na prawdę ładne i do tego w dość przystępnej cenie. Okazało się, że moje dziecko sprzedało najwięcej.

W zeszłym tygodniu, podczas dorocznej uroczystości, po pożegnaniu odchodzących członków i przyjęciu nowych, wręczono dyplomy uznania tym członkom, którzy przepracowali najwięcej godzin w ramach prac społecznych oraz tym, którzy uzbierali najwięcej pieniędzy podczas listopadowej kwesty (między innymi moje dziecię.)

Członkowie stowarzyszenia, by wyróżnić się z tłumu, mają bluzy z logo stowarzyszenia, i z tego co zauważyłam, noszą je chętnie. Podczas swoich comiesięcznych spotkań zaprojektowali nowe logo, i właśnie dostali nowe bluzy. Czwartkowa uroczystość wymagała wprawdzie galowego ubioru, ale sporo dzieciaków założyło je na niedzielną akcję, w ramach której stowarzyszenie zarabiało myjąc samochody na przyszkolnym parkingu.

Pogoda dopisała wspaniale, początkowe niewprawne, sztywne ruchy, w miarę upływu czasu (i wody) nabrały ogłady, a kiedy dzieciaki jeszcze trochę się popryskały wodą prosto z węża i porzucały gąbkami do szorowania karoserii, akcja zamieniła się w zabawę. Pod okiem opiekunki stowarzyszenia (nauczycielka) i dwóch innych pracowników szkoły, samochody były myte bardzo dokładnie. Nauczycielki myły samochody na równi ze swoimi uczniami, demonstrując jak porządnie wykonać tę robotę, o której większość z obecnych nastolatków nie miała zielonego pojęcia. Po trzech godzinach widać było wyraźny postęp w tej kwestii.


Założenie było takie, że odstawię Krzyśka do szkoły i pojadę z Emilią na plac zabaw, ale Emilia doszła do wniosku, że żaden plac zabaw nie może się równać pysznej zabawie jaką mieli jej brat i jego koledzy, i dołączyła do nich, pomagając myć samochody. Momentami, zwłaszcza na początku, bardziej się przykładała niż jej starszy brat, który dopiero po jakimś czasie się rozkręcił. Przesiedziałam 3 godziny na trawniku pod szkołą, ale nie nudziłam się - poza oczywistą rozrywką polegającą na obserwacji całej akcji, ucięłam sobie długą pogawędkę na linii z Polską.

W piątek, z kolei, musiałam odstawić dziecko do szkoły na 7.45, ponieważ o 8.00 odjeżdżał autobus na turniej Brain Bowl. To taki turniej o zasadach bardzo zbliżonych do Va Banque, tylko drużynowy.

Pani, która do zeszłego roku przygotowywała ochotników do tego turnieju, przeszła na emeryturę, i długo nie było komu przejąć od niej pałeczki, aż w niemal ostatniej chwili zdecydowała się jedna z mam. Dwa tygodnie to niewiele czasu, ale chętnych nazbierało się sporo. Nagradzanych miejsc nie zdobyli, ale całkiem źle też nie wypadli. Tak pośrodku - turniej był na poziomie powiatu.

Oczywiście wszyscy biorący udział otrzymali turniejowe koszulki. Jeśli dodać do tego koszulkę z C-Crew, zajęć lekkoatletycznych (które skończyły się w połowie maja) i koszulkę z religii - syn dostał ładną wyprawkę na lato. Plus spodenki, które dostał na zawody no i bluza Honor Society.

Jak już wspomniałam, wcześniej, w połowie maja, skończyły się zajęcia lekkoatletyczne, a w miniony weekend, sezon piłkarski. W sobotę rozegrano ostatnie mecze - w ramach imprezy "Soccerfest." Drużyna Krzyśka grała 3 40-minutowe mecze, w upalnym słońcu i takim natężeniu pyłków w powietrzu, że prawie połowa drużyny nie była w stanie grać. Wspomogli ich modsi zawodnicy, z którymi razem trenowali przez ostatnie tygodnie. Ci młodsi okazali się bardziej odporni i na upał i na alergie. W poniedziałek wieczorem trener zorganizował party na zakończenie sezonu. Jestem pod wrażeniem, niesamowicie pozytywnego podejścia trenera do dzieciaków, piłki nożnej, treningów, przegranych. Tryskający optymizmem, opanowany i spokojny. Jako jeden z nielicznych trenerów nigdy nie wrzeszczy, nie wścieka się, nie krytykuje, nie wytyka błędów i nie obwinia zawodników o przegraną. Jego zachowanie przekłada się na zachowanie zawodników, wzajemna pomoc i wparcie, wspólna zabawa.

Uroczystość były taka jak trener i cały sezon - wspaniała atmosfera, ogromna dawka wzajemnej życzliwości i wspaniała zabawa. Przez cały sezon, zawodnicy obu drużyn (młodszej i starszej) podzieleni byli na reprezentacje słynących z drużyn piłkarskich krajów i rozgrywali między sobą Puchar Świata. W każdej reprezentacji byli członkowie i młodszej i starszej drużyny, i dziewczyny i chłopaki. Każda grupa wybrała nazwę kraju, jaki reprezentowała (Krzysiek wylądował w Argentynie) i dla którego zdobywała punkty. Punkty były przyznawane nie tylko za osiągnięcia na boisku, ale za życzliwość wobec innych, punktualne pojawianie się na mecze itp. W poniedziałek został przyznany puchar krajowi, który nazbierał najwięcej punktów. Poza tym każdy zawodnik dostał medal, ze swoim imieniem i nazwiskiem na odwrocie. Podczas ceremonii wręczenia tychże medali, każdy miał coś o sobie powiedzieć, co lubi robić poza kopaniem piłki. Okazuje się, że niemal wszyscy mają jeszcze inne zainteresowania, od gry na instrumentach, po motokros.

Po medalach rozegrano dwa ostatnie mecze sezonu, pomiędzy niepełnoletnimi zawodnikami i ich rodzicami. Nie wiem jaki był wynik U12, ale U14 (starszaki) nie dali szans rodzicom. Po meczu, dla ochłody i rozładowania emocji, poszły w ruch wcześniej przygotowane baloniki z wodą - nie ma to jak regularna bitwa na wodne pociski. (Obejrzałam sobie za którymi zawodniczkami biega moje dziecko, a które dziewczyny usiłują trafić balonem z wodą jego.)

Impreza odbywała się w pobliskim parku z placem zabaw, a większość zawodników ma młodsze rodzeństwo, które na tymże placu zabaw mogło się wyszaleć. Emilia zna niektóre z tych dzieci ze szkoły, między innymi z jednym chłopcem chodzi do klasy i na religię. Chłopiec ten bardzo lubi Emilię i swej sympatii daje wyraz nader entuzjastycznie i głośno co do tej pory mocno zawstydzało Emilię. Ale na placu zabaw wybiegali się, i ekstremalne reakcje nieco się wyrównały, co sprawiło, że dzieci bawiły się jeszcze lepiej. Jak łatwo się domyślić, niemal siłą musiałam te moje Pociechy zaciągnąć do domu.

Wcześniej tego samego dnia Emilia miała ostatnie zajęcia z baletu i w drodze na nie sama stwierdziła, że już ma dość. Jak to sama ujęła, "balet jest tak męczący, że musi od niego odpocząć."

W zeszłym tygodniu, w tym samym dniu co uroczystość Stowarzyszenia u Krzyśka, Emilia miała ostatnie przed wakacjami zajęcia na basenie. Basen jest obok szkoły, więc prosto spod prysznica, z mokrymi włosami, pobiegłyśmy do budynku obok i udało nam się nie spóźnić.

Muzycznie też finiszujemy. Wczoraj wieczorem odbył się ostatni w tym roku szkolnym koncert orkiestry, ale o tym napiszę już innym razem,

4 komentarze:

splocik pisze...

Dzieje się, oj, dzieje pod koniec roku szkolnego.
Całe szczęście, że nadążasz za tym wszystkim, bo to jak gonitwa i wyścigi z czasem.
Pozdrawiam ciepło.

Motylek pisze...

Splociku - z ledwością, ale daje radę. Na szczęście teraz już jest nieco mniej intensywnie...

Motylek

hrabina pisze...

Wow!!! ale intensywnie!!!!

Podoba mi się to, że macie te wszystkie koszulki, bluzy... to swoista nagroda za udział, pamiątka i faktycznie wyprawka na lato :)

Motylek pisze...

Hrabina - a do tego dzieciaki naprawde nosza je z duma!

Motylek