Ridge Lakes Trail zaczyna się przy parkingu obok Sulphur Works. Pierwsze kilkadziesiąt metrów jest jeszcze zatłoczonych z powodu łanów pięknych żółtych kwiatów chętnie obfotografowywanych przez chyba wszystkich. Nie ukrywam, że i my urządziliśmy sobie tam sesję zdjęciową.
Kiedy jednak ścieżka zaczyna się piąć w górę, tłumy znikają. Na szlaku spotkaliśmy w przeciągu ponad dwóch godzin tylko kilka osób. Po drodze podziwialiśmy widoki, a na skale na zdjęciu poniżej urządziliśmy sobie kolejną sesję zdjęciową.
Im wyżej, tym więcej zasp śnieżnych, większych i wyższych. Kilka razy zgubiliśmy ścieżkę, zasypaną śniegiem. Na topniejącym śniegu znikały ślady nielicznych poprzedników.
W końcu dotarliśmy do jeziora.
![]() |
Ridge Lake |
Aby dojść do drugiego, trzeba przekroczyć strumień - po kamieniach i kłodach, ale że nurt był dość wartki, zasilany topniejącym śniegiem, przeprawa wydała się zbyt niebezpieczna nawet Krzyśkowi. Zapewne udałoby się nam, ale niekoniecznie suchą stopą a nikt nie miał ochoty wpaść do wody, zwłaszcza, że nachylenie terenu w tym miejscu było dość znaczne.
![]() |
Ridge Lake |
Jedno jezioro w zupełności nam wystarczyło. piękne, krystalicznie czyste, z śniegowo-lodowymi nawisami dodającymi dramatyzmu.
![]() |
Ridge Lake |
Kolejna sesja zdjęciowa została przerwana moimi obawami, że złapie nas górska burza. Zachmurzyło się gwałtownie, szare chmury przemykały szybko dość nisko. Dawno temu, w Tatrach, złapała mnie taka burza, nie chciałabym powtórzyć tamtego doświadczenia, zarządziłam odwrót, powitany z wyraźną niechęcią ze strony dziatwy.
![]() |
Ridge Lake |
Na śnieżnych zaspach Emilia zjeżdżała na kurtce jak na sankach - śnieg w lipcu to nie lada atrakcja, zwłaszcza kiedy jest na tyle ciepło, żeby paradować w krótkich spodenkach.
Niedługo po tym jak zaczęliśmy schodzić, chmury rozeszły się, a zanim dotarliśmy do samochodu, zniknęły zupełnie. W czasie całego naszego pobytu w Lassen nie spadła ani kropla deszczu.
Po parkingu krążyły samochody w oczekiwaniu na zwolnienie się miejsca, więc zebraliśmy się dość szybko, ale jeszcze potem zatrzymaliśmy się przy dwóch górskich jeziorach wzdłuż których poprowadzono drogę.
Pierwsze z jezior, Emarald Lake.
![]() |
Emerald Lake |
Na zaspie przy samej wodzie moje dzieci urządziły sobie bitwę na śnieżki.
Ludzi sporo, bo jeziorko tuż przy drodze, ale udało się zrobić zdjęcie bez okazów homo sapiens w kadrze.
Gorzej było przy kolejnym jeziorze, skutym lodem Lake Helen - nazwanym na cześć Helen Brodt, pierwszej kobiety, która zdobyła najwyższy szczyt w parku, Lassen Peak.
![]() |
Lake Helen |
Czekałam bardzo długo aż jedna para skończy sesję zdjęciową, ale w końcu zrobiło mi się bardzo zimno i doszłam do wniosku, że Helen Lake nie musi wypełnić całego kadru na zdjęciu. Zadowoliłam się fotką części jeziora, bez ludzkości.
Dzieci stoczyły kolejną wojnę na kule śniegowe, i mimo, że zaspa była nachylona dość mocno opadając do tafli jeziora, żadne z nich nie zsunęło się do szczeliny między brzegiem a krą lodową.
A kiedy odjeżdżaliśmy, dziewczę nadal pozowało w kusej koszulce z odsłoniętym brzuchem a jej partner cierpliwie pstrykał zdjęcie za zdjęciem.
Dzień zakończyliśmy kąpielą w jeziorze i odpoczynkiem w hamaku i przy ognisku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz