czwartek, 7 grudnia 2023

11-11 o 2:22


bukiet panny młodej

Mariah i Neil wzięli ślub 11/11 o 2:22. 

bukiet panny młodej

Przyznam, że mile zaskoczyło mnie zaproszenie na ślub oraz przyjęcie. 
Mariah znam od jedenastu lat – do niedawna uczyła religii w naszej parafii, przygotowując zarówno Krzyśka, jak i Emilię do pierwszej komunii świętej, a Krzyśka też do bierzmowania. Nasza parafia nie jest zbyt duża, na papierze 400 rodzin, ale tak naprawdę to 150. Grupa dzieci chodzących na religię jest nieliczna, więc osoba prowadząca zajęcia zna dość dobrze i wszystkie dzieci (i młodzież) i ich rodziny. Nie mniej jednak tylko kilka rodzin zostało zaproszonych, by uczestniczyć w tej szczególnej chwili w życiu Mariah i Neila. Może na zaproszenie zapracowałam sobie kilkoma dość szczerymi rozmowami z Mariah (Neila nie znałam wcześniej), w których nie tylko ja się otworzyłam. Mariah, jak każdy, miała obszary życia, w których bardzo pragnęła zmiany, a wiadomo, że chcieć to jednak nie zawsze oznacza móc. 


Małżeństwo przyszło do Niej późno (M jest trzy lata młodsza ode mnie), ale mam nadzieję, że będzie udane i szczęśliwe. Oblubienica, nietypowa panna młoda, ale uroczystość zaplanowała tak, że nie była ani trochę żałosna. Była biała sukienka i bukiet ślubny, ale był też i pazur, zadziornie wyzywający stereotypy. Mnie na łopatki rozłożyły buty.

Pierwszy taniec - ach, te buty!

Uroczystość była przepiękna, popłynęły łzy wzruszenia. Ślubu udzielił w kościele diakon, ten sam, który chrzcił moje dzieci, ale nie było mszy. Proboszcz, mimo że został zaproszony, nie pojawił się. (Proboszcz nieładnie zachował się wobec Mariah latem i dlatego niedawno zmieniła pracę, ale nie chcę pisać przy tej okazji o niemiłych sprawach). 


Przyjęcie odbyło się w budynku parafialnym przy kościele. Alkoholu nie było, ale wszyscy bawili się bardzo dobrze od samego początku, nie potrzeba było czasu, by impreza się rozkręciła – była rozkręcona od momentu jak uczestnicy weszli do kościoła. 

Hazel i jej pani w tle

Zaraz po ślubie w kościele do nowożeńców dołączyła sunia Mariah, kilkunastoletnia Hazel. 

sukienki

Na zaproszeniach było zaznaczone, że prosi się by goście ubrali się w stylu retro, było więc sporo sukienek à la lata pięćdziesiąte i sześćdziesiąte. Bardzo to pasowało do sukienki Mariah. 

Na każdym stole była karteczka z listą zadań do wykonania – głównie chodziło o obfotografowanie okazji, ale nie tylko głównych bohaterów, ale i gości, jedzenia, Hazel, dekoracji. Dobrze bawiliśmy się starając się wykonać wszystkie zadania – Emilia miała ubaw robiąc zdjęcia i kręcąc filmy. Potem wszystkie zdjęcia wrzuciliśmy na specjalną stronę. 

To czwarty ślub i wesele, na którym byłam w USA i zdecydowanie czułam się na nim najbardziej komfortowo i bawiłam się najlepiej. W czerwcu przyszłego roku chyba wybierzemy się na kolejne wesele – zaproszenie jeszcze nie przyszło, ale ustnie już zostało zasygnalizowane. Tym razem to ślub najstarszej pociechy w naszym polskim kółku.

1 komentarz:

Antonina pisze...

Bukiet panny młodej bardzo oryginalny - nigdy takiego nie widziałam. U nas zawsze robi się bukiety z żywych kwiatów. Buciki też świetne i nietypowe. A z tego co piszesz wesele było bardzo ciekawe i nietypowe. Dobrze, że doskonale się bawiłaś.