Wycieczkę do wodospadów Proxy Falls miałam w planach od dawna – to ten sam rejon co jezioro Linton Lake (ten wpis). Trasa niezbyt długa i niezbyt wymagająca, z niewielką różnicą wysokości, a najbardziej męczącym czynnikiem tego dnia był upał. W częściach zacienionych jeszcze do zniesienia natomiast na otwartych polach lawy skwar lejący się z nieba plus gorąc emitowany przez nagrzane skały dały nam się bardzo we znaki w ten lipcowy dzień.
Z parkingu można wyruszyć w prawo lub w lewo, co nie ma znaczenia, ponieważ szlak ma kształt pętli.
My poszliśmy w prawo i dość szybko doszliśmy do pierwszego wodospadu, Lower Proxy Falls.
Lower Proxy Falls |
Ścieżka doprowadza do punktu widokowego vis-a-vis 69-metrowej kaskady, ale moim dzieciom podziwianie z oddali nie wystarczyło, więc zeszliśmy na dno wąwozu.
Woda spadająca z takiej wysokości rozbija się na miliardy drobinek i ta mgła unosi się na dość sporej przestrzeni. Zmokliśmy, ale zaznaliśmy nieco ochłody w ten upalny dzień. Kiedy już nacieszyliśmy się pierwszym wodospadem, powędrowaliśmy do drugiego, Upper Proxy Falls.
Upper Proxy Falls |
Tutaj dochodzi się do samego podnóża kaskady, która nie opada prostopadle z progu skalnego jak w przypadku Lower Proxy Falls, ale ma raczej postać potoku spływającego po bardzo stromym zboczu. Ukształtowanie terenu jest takie, że nie da się zrobić zdjęcia, które dobrze uchwyciłoby ten wodospad, zwłaszcza jego wielkość.
Stanie w miejscu i podziwianie nie leży w naturze moich dzieci, które niemal natychmiast zaczęły wspinać się zboczem równolegle do kaskady, a że było tam naprawdę bardzo stromo, bałam się, że sobie zrobią krzywdę. Huk wody zagłuszał moje wołanie, więc musiałam udać się za nimi, po to, tylko żeby kazać im zejść na dół. Pewne bym ich nie dogoniła, ale dotarli do miejsca, z którego już się dalej wspinać nie dało – bez specjalistycznego sprzętu. Potem bałam się, że pospadamy w drodze na dół, ale udało nam się zejść bez zrobienia sobie krzywdy.
Kiedy już poziom adrenaliny nieco mi opadł, zwróciłam uwagę na to, że sporo wody spływa do sadzawki u podnóża stoku, ale z tego oczka wodnego nic nie wypływa — a to dlatego, że z tego miejsca strumień płynie sobie korytem podziemnym.
Trochę zabawiliśmy i w tym miejscu aż w końcu ruszyliśmy w dalszą drogę, ale chyba tylko dlatego, że do wodospadu dotarła kolejna rodzina, a w nieznanym towarzystwie już się tak świetnie nie szaleje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz